Kazanie na podstawie 2. Listu do Koryntian 11,18.23b-30 12,6+9-10
Kategoria: Opublikowano: 29 maja, 2019Autor: Świecki kaznodzieja Christiane Frees- Tillil
04.02.2018 Wspólnota zmartwychwstania Poczdam- Waldstadt
Droga wspólnoto!
Kiedy ja, ponad 30 lat temu działałam w kole młodych, na ustach wszystkich była książka pt.: „Człowiek imieniem Jezus” Geralda Messadie. Była ona dość krytycznie postrzegana. Messadie, napisał tę książkę pt. „Człowiek o imieniu Szaweł”.
Myślałam, że może autor przedstawił tam żywy obraz życia w pierwszym stuleciu po Chrystusie. Zamiast tego, naszkicował on jednak Pawła, jako miernego człowieka, który raczej chce zdobyć uznanie w jeszcze młodej chrześcijańskiej wspólnocie.Messadie, powołał się tu na Biblię i na cały szereg historycznych źródeł. To jednak wcale nie znaczy, że one mówią prawdę.
Przed 2000 laty, także były już pamflety, tak samo, jak przykre karykatury, które miały ośmieszać wiarę chrześcijańską. Jaki, zatem był Paweł? Jakim był człowiekiem?
W kazaniu na Górze Jezus powiedział: Poznacie ich po ich owocach (Ew. św. Mateusza 7,16).
Czytałam listy Pawła, te owoce zupełnie nie pasują do tego obrazu, który przedstawił Messadie. Paweł był zupełnie przepojony żydowską nauką wiary, a po spotkaniu ze zmartwychwstałym Chrystusem, był on głęboko przekonany, że Jezus był obiecanym przez Boga Mesjaszem. Paweł nie produkował się przed ludźmi i dla ludzi. Na pierwszym miejscu było u niego obwieszczanie i głoszenie dobrej nowiny, że Bóg w Jezusie stał się człowiekiem.
On nie stawiał siebie w centrum uwagi, z jednym jedynym wyjątkiem.
Przeczytam fragment z 2. Listu do Koryntian z rozdziału 11 i 12:
„Ponieważ wielu chlubi się według ciała- i ja będę się chlubił. … Są sługami Chrystusa? Zdobędę się na szaleństwo: Ja jeszcze bardziej! Bardziej przez trudy, bardziej przez więzienia, daleko bardziej przez chłosty, przez częste niebezpieczeństwa śmierci. Przez Żydów, pięciokrotnie byłem bity po czterdzieści razów bez jednego. Trzy razy byłem sieczony rózgami, raz kamieniowany, trzykrotnie byłem rozbitkiem na morzu, przez dzień i noc przebywałem na morskiej głębinie. Często w podróżach, w niebezpieczeństwach od zbójów, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustkowiu, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach od fałszywych braci; w pracy i umęczeniu, często na czuwaniu, w głodzie i pragnieniu, w licznych postach, w zimie i nagości, nie mówiąc już o mojej codziennej udręce płynącej z troski o wszystkie kościoły. Któż odczuwa słabość, bym i ja nie czuł się słabym? Któż doznaje zgorszenia, żebym i ja nie płonął? Jeśli już trzeba się chlubić, będę się chlubił z moich słabości. […] Zresztą, choćbym i chciał się chlubić, nie byłbym szaleńcem; powiedziałbym tylko prawdę. Powstrzymuję się jednak, aby mnie nikt nie oceniał ponad to, co widzi we mnie, lub, co ode mnie słyszy. […] Pan, lecz mi powiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc, bowiem w słabości się doskonali”. Najchętniej, więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem, ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny”.
Droga wspólnoto! Paweł wcale nie był przeciętnym człowiekiem.
To, że on to wszystko zniósł, będąc w drodze z misją Bożą i niosąc radosną nowinę do Europy, świadczy o jego wielkiej, wewnętrznej sile i głębokim w ufności w Bożą obietnicę. Jednocześnie Paweł był przed Bogiem człowiekiem pokornym, a przed ludźmi skromnym. To, że tak szczegółowo wyjaśniał Koryntian, co on w służbie ludziom i Bogu wycierpiał, było uzależnione od struktury wspólnoty. Korynt, jako rzymska kolonia została na nowo założona w 45 r. przed Chrystusem i była od 27 r. przed Chrystusem stolicą prowincji. Za czasów Pawła, było to wielonarodowe portowe miasto. Do wspólnoty należeli ludzie ze wszystkich warstw społecznych, przede wszystkim byli to poganie. Było też wielu charyzmatycznych kaznodziei. Oni sprzeczali się między sobą, jednak Pawła bronili pomimo swoich, innych poglądów. Niektórzy członkowie wspólnoty wątpili nawet w zdolności Pawła i jego misję. Wychowani w greckim stylu życia, niektórzy wierzyli, że błogosławieństwo Boże ukazuje się też w cielesnej, przyjemnej formie i przez językowe uzdolnienia. Dlatego apostoł Paweł zabiega o wspólnotę i chce pozyskać ją na nowo, opisując szczegółowo, co z powodu Ewangelii i wspólnoty musiał wycierpieć. Skromność Pawła jest też widoczna w tym, że on wciąż pisał: „W pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich” (List do Filipian 2,3+4).
Spotyka was to we wspólnocie?
Spotyka was to w kościele?
By móc odprawiać nabożeństwa, studiowałem teologię. Te studia dla służby w kościele trwały trzy lata. Obok teorii, każdy uczestnik tego studium musiał przygotować liturgię, czy też głosić kazania. Kazania były potem omawiane na posiedzeniach. Kierownik studium zwracał uwagę na to, by krytykę wypowiadać z szacunkiem. Celem kolegów podczas omawiania było okazać się jedynym, prawdziwym, o wiele lepszym kaznodzieją. Być może oni nie mogli zaakceptować tego, że ten, czy inny wydobył głębię tam, gdzie u innych właśnie tego brakowało. Jest to jasne zapytanie we wspólnocie kościoła. To była klęska kierownika studium, który przy każdym nieodpowiednim komentarzu powinien się włączyć i to skomentować.
Wciąż spotyka się w kościele lekceważenie jednych wobec drugich. To jest smutne i przygnębiające.
Kościół powinien być miejscem, gdzie odkrywa się talenty i uzdolnienia. Bóg, każdemu człowiekowi dał szczególne talenty, można powiedzieć, jako bonus na życie, aby dzięki temu bujnie się rozwijać. U wielu ludzie jest to zupełnie ukryte. We wspólnotach ludzie ci, mogliby zostać ośmieleni i zachęceni, aby się odważyć odkrywać swoje uzdolnienia.
We wspólnocie szacunku doświadczają tylko kapłani, czy pastorzy.
Ostatnio, ktoś z zarządu kościoła powiedział, że to nic nie szkodzi, jeśli komuś się coś nie podoba i odchodzi ze wspólnoty. Przyjdzie ktoś inny. Tylko, że więcej ludzi odchodzi, niż przychodzi. Taka postawa bardzo się rozprzestrzenia. On tego nie rozumiał, jak i wielu sprawiających urzędy, że jeśli nie liczy się pojedynczy człowiek, to znaczy, że nikt się tu nie liczy. Kiedy we wspólnocie nie liczy się pojedynczy człowiek, kiedy nikt nie pyta go, jak to jest z jego wiarą i nie interesuje się jego odpowiedzią, to kościół mija się ze swoim zadaniem. Czasami myślę, że kapłani, pastorzy gotowi są do rozmowy, kiedy chodzi o terminy.
Dlaczego tak jest? Zainteresowanie wspólnotą, jej życiem, wygląda całkiem inaczej!
Kiedy ktoś opuszcza wspólnotę, powinniśmy pytać o powód, aby w przyszłości te braki naprawić i lepiej pracować. Tego jednak nie ma. Kiedy, nawet przy uzasadnionej krytyce wszystko zostaje, jak dawniej, kiedy gazeta kościelna nie publikuje krytycznych listów, jeśli kierownik kursów nie opracowuje krytycznych zapytań i tylko je odrzuca, to coś jest nie tak!
Trzeba zobaczyć błędy, nawrócić się i próbować robić coś lepiej. Czy teologowie myślą, że wraz z godzinami przyjęć osiągną nieomylność?
Czy kapłani i pedagogowie czytają Biblię mając na względzie tylko przydatność dla wspólnoty? Czy czytając Biblię nie stawiają sobie żadnych pytań? Jeśli tak, to trzeba by zapyta, jak stworzyć nowy początek we wspólnocie, kościele?- Nowy początek może się udać, kiedy my weźmiemy sobie do serca następujący wers z Biblii i to z Bożą pomocą urzeczywistnimy w naszym życiu:
Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego. (Ew. św. Łukasza 10,27).
Amen.