Kazanie na podstawie Ewangelii św. Mateusza 26 i 27
Kategoria: Opublikowano: 28 marca, 2019Autor: Prof. dr filozofii Jörn Westhoff
24.03.2017 Kościół Zbawiciela w Haltern am See
Nabożeństwo w Wielki Czwartek
Droga wspólnoto!
Wspaniały ptak, z czerwonymi i złotymi piórami, z pańskim dziobem i szerokimi skrzydłami- tak, prastary, egipski mit opisuje ptaka Feniksa. Feniks żył 500 lat, budował gniazdo, w którym umierał i spalał się na popiół, następnie odradzał się sam z siebie.
Hollywoodzki film z roku 1965 nosi tytuł „Lot Feniksa”. Bohaterami są pilot i pasażerowie małego samolotu o nazwie ‘Feniks”, który musiał nagle lądować na pustyni, przy czym został mocno uszkodzony. Po wielu sporach i daremnych próbach naprawy samolotu, ci, którzy przeżyli muszą zaufać jednemu z pasażerów. Ten, znał się tylko na modelach samolotów, ale był pewien, że może z wraku samolotu zbudować całkiem nową maszynę do latania.
„Lot Feniksa” jest bardzo ciekawym filmem, trzymającym widza w napięciu. Pamiętam, kiedy byłem młodym chłopcem, mój ojciec chciał obejrzeć ten film w telewizji. Natomiast moją ulubioną audycją był serial „Lemmi i Schmöker”. Serial ten nadawany był zawsze w sobotę popołudniu, na jednym z trzech programów. Mieliśmy, jak wówczas większość rodzin czarno- biały odbiornik telewizyjny, który stał w pokoju gościnnym i musieliśmy być zgodni, który program będziemy oglądać.
Pewnej soboty, ojciec chciał obejrzeć ten film i grzecznie mi to zaproponował. Nigdy wcześniej tego nie robił, ponieważ my, dzieci i nasze życzenia zawsze miały pierwszeństwo. Ta seria dla dzieci była adaptacją filmową książki- i była też bardzo interesująca dla dorosłych. Jeśli, pomimo tego, mój ojciec zaproponował inny program, musiało to być dla niego bardzo ważne. Ja jednak, jak to dziecko, upierałem się przy swoim i oczywiście wygrałem.
Ale już podczas oglądania audycji, zbudziły się we mnie wątpliwości, czy zrobiłem właściwie, pytałem, czy tato nie jest smutny, że nie zobaczył tego filmu.
Było on chyba rzeczywiście smutny, to widziałem, ale przypuszczalnie- dzisiaj tak to postrzegam- z powodu samolubstwa jego małego chłopca. Pamiętam jeszcze, że swój serial, w trochę złym nastroju obejrzałem do końca, a potem zaproponowałem ostrożnie ojcu, żeby zmienił program. On jednak nie chciał tego filmu oglądać w połowie.
Mała wina, małego chłopca. Ja przez swoje samolubstwo uczyniłem mojego ojca smutnym. Ta wina mnie prześladowała. Być może znacie to też: nie myśli się o niczym złym, ale naraz przypominają się dawno przeżyte sytuacje, kiedy narozrabiało się!
Wtedy robi się smutno, ponieważ tej sytuacji nie można już zmienić, czy naprawić. Tak było z tą moją małą winą względem mojego ojca. Wciąż o tym, ze wstydem myślałem- rzeczywiście całe lata do dorosłości, tak bardzo mnie chyba, jako dziecko ta drobna wina przytłoczyła. Powinienem z moim ojcem wtedy porozmawiać, ale ta sprawa wydawała mi się błaha-, chociaż była wtedy wielką sprawą, która stawała się coraz większa wraz z upływem lat.
Droga wspólnoto!
To żadne porównanie takiej małej winy do wielkiej winy tych, którzy byli odpowiedzialni za śmierć Syna Bożego. W czytaniu słyszeliśmy tekst o ostatniej wieczerzy, którą Jezus spożywał ze swoimi uczniami. O tym, co stało się w następnych dniach, opowiada Mateusz w 26 27 rozdziale swojej Ewangelii:
„Gdy On jeszcze mówił, oto nadszedł Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim wielka zgraja z mieczami i kijami, od arcykapłanów i starszych ludu. Zdrajca zaś dał im taki znak: „Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie”. Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: „Witaj Rabbi” i pocałował Go… Wtedy podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go…
Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli…
A gdy nastał ranek, wszyscy arcykapłani u starsi ludu, powzięli uchwałę przeciw Jezusowi, żeby Go zgładzić. Związawszy Go zaprowadzili i wydali w ręce namiestnika Poncjusza Piłata…
Wtedy Judasz, który Go wydał, widząc, że Go skazano, opamiętał się, zwrócił trzydzieści srebrników arcykapłanom i starszym ludu i rzekła: „Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną”. Lecz oni odparli: „Co nas to obchodzi? To twoja sprawa!”
Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł i – powiesił się.
Drogie siostry i bracia!
Od 2000 lat chrześcijaństwo oskarża czyn Judasza. Jego imię stało się synonimem najgorszej zdrady. Przy tym wszystkim, nie patrzy się na to, jak Judasz sam zareagował na swój czyn i jego następstwa. Można w tym zobaczyć coś dobrego:
Judasz jest jednym z tych, którzy byli bezpośrednimi uczestnikami tego zajścia, który uznał i wypowiedział, że Jezus został niesprawiedliwie oskarżony i skazany. On jest jedynym, o którym w Ewangelii zostanie powiedziane, że on zrozumiał swoją winę i publicznie uznał. Judasz sam nawraca się: On żałuje swego czynu. Poza nim, nie można tego powiedzieć o nikim, kto był współodpowiedzialny za skazanie Jezusa. Uczniowie uciekają. Piotr wypiera się Jezusa aż 3 razy i płacze z tego powodu bardzo długo. Piłat pełni swoją powinność, tak samo arcykapłani.
Tylko o Judaszu słyszymy: „On pożałował tego”. Judasz Iskariota, ten, który zdradził Mesjasza, wziął na siebie wielką, niepojętą winę: I on cierpi z powodu tej winy, to jest skrucha i cierpienie z powodu własnej winy.
Skrucha, droga wspólnoto, ma konsekwencje w życiu. Naturalnie, że nikt, kto przyznał się do winy, nie musi się tak mocno osądzać, jak Judasz- śmierć jest zawsze za mocną konsekwencją. Szczerze żałować, to znaczy zawsze najpierw: zauważyć i bez oszczędzania siebie uznać i wziąć na siebie winę. Być uczciwym przed samym sobą. Kto tak zrobi, kto uzna własną winę, ten będzie z tego powodu cierpiał- tak jak ja, jako mały chłopiec, cierpiałem jeszcze przez długie lata.
Nie można, bowiem pozbyć się winy przez skruchę. Winy i cierpienia z powodu własnej winy, nie można, w żadnym wypadku samemu usunąć. One znikają tylko przez przebaczenie. Przebaczyć zaś nie można sobie samemu, to może uczynić tylko ten drugi. Skrucha wywołuje tylko coś, jeśli się ją nie odczuwa tylko wewnętrznie, ale też uzna się ją na zewnątrz.
Judasz Iskariota, nie wypiera się swej zdrady, przeciwnie: Te trzydzieści srebrników, jego zapłatę, rzucił do świątyni. I wyznał: „Zgrzeszyłem”. Judasz uznaje swoją winę bez ograniczeń, czy próby przeprosin, tak, jak tylko to było możliwe:
„Przelałem niewinną krew”.
Drogie siostry i bracia!
Jeśli chodzi o to, by w rodzinie, czy wśród przyjaciół, winy zostały przebaczona, to mam nadzieję, że będzie to możliwe, jeśli tylko wszyscy się o to postarają. My ufamy, że miłość silniejsza jest niż złość, czy rozczarowanie. Często też, w rodzinach przebaczenie nie jest możliwe. Także, nam samym nie wystarczy jakieś takie wymuszone „przepraszam”.
Aby wszystko dobrze się skończyło, oczekujemy od innych, ale też od siebie, że winę dokładnie rozpatrzymy i pożałujemy za swój czyn. Za ważne uważamy, by naszą winę uznać, a potem szczerze prosić o przebaczenie. To nie zawsze przychodzi nam łatwo, ale to uwalnia.
Judasz Iskariota, nie może jednak zostać uwolnionym. On sam, nie może sobie własnej winy przebaczyć, a swego Rabbi, Jezusa Judasz już nie widzi. Jego nie może już o przebaczenie prosić.
Droga wspólnoto!
Nie zawsze wszystkie historie kończą się dobrze. Z pewnością, w hollywoodzkich produkcjach, przeważnie wszystko kończy się happy endem, tak, jak w filmie „Lot Feniksa”.
Ze starego wraku samolotu powstaje nowa maszyna, dzięki której ci, którzy przeżyli wydostają się z pustyni. Ich zaufanie w zdolności konstruktora samolotów zostało nagrodzone.
Także i moja, własna historia skończyła się dobrze: z czasem pozbyłem się swojej, małej i wielkiej winy. Ktoś, kiedyś stare filmy nagrywał na płyty DVD, także film „Lot Feniksa”. Przed kilkoma laty, przypadkowo odkryłem płytę z tym filmem. Podarowałem ją moim rodzicom. Potem opowiedziałem ojcu historię z tamtych lat. Jako dorosły, wyznałem swojemu ojcu zwątpienie małego chłopca, którym wtedy byłem i przyznałem się do wstydu, który od tamtej pory mnie przejmował. Ojciec śmiał się i zarazem był wzruszony. On, tak naprawdę nie mógł sobie tego przypomnieć, ale naturalnie, że mi przebaczył.
Od tej pory, to jest już moja dobra historia, którą chętnie opowiadam.
A Judasz Iskariota?
On osądził się sam- śmiercią, którą przyniosła zdrada Jezusa. Czy jest to lecz ostateczny osad Judasza Iskariota? Wina nie znika tylko przez samą skruchę. Wina musi być przebaczona, a do tego potrzeba tego, który może wybaczyć.
U mnie to był ojciec. Judaszowi, chciałbym mu życzyć, wybaczy sam Bóg.
Drogie siostry i bracia!
Na jednej płaskorzeźbie, w kościele św. Marii Magdaleny we francuskiej miejscowości Vezalay, można zobaczyć powieszonego Judasza. Z ust wystaje mu język, Judasz się udusił.
Na obrazie- obok, Zmartwychwstały Jezus, bierze Judasza na ramiona i niesie, tego powieszonego, jak dobry pasterz niesie zagubioną owieczkę do domu.
Wierzę, że ten skruszony Judasz, został uratowany i zaniesiony do domu Pana. Jego wina, po przebaczeniu została wymazana i tak zakończone zostało jego cierpienie, a on nie będzie stracony na wieki. Tak, zatem dobrze kończy się historia Judasza Iskarioty, prawie, jak ta historia z Hollywood i tak, jak historia mojej małej, wielkiej winy.
Nasza historia, droga wspólnoto, w tym kazaniu nie jest jeszcze opowiedziana do końca: Ptak feniks nie buduje swoje gniazdo bez daremnej nadziei. On spala się w tym gnieździe na popiół, ale w popiele leży jajo, z którego on na nowo się zrodzi.
Dlatego, dla wcześniejszych chrześcijańskich wspólnot, Feniks i jego historia były symbolem dla życia chrześcijanina: Nikt nie jest bez winy, ale ogień i popiół Feniksa są symbolem skruchy człowieka. Z niej wyrasta przebaczenie całej winy, a na końcu zmartwychwstanie i nadzieja na nowe, na wieczne życie.
Amen.