Kazanie na temat: „przyjście Mesjasza”
Kategoria: Opublikowano: 25 kwietnia, 2018Autor: Ksiądz Hans- Martin Köbler
26.08.2001 w Tutzing nad jeziorem „Starnberger See”
Kazanie w ramach rzędu kazań „Kazania letnie 2001”: Nieskończone odległości- Tajemnicza religia filmu przyszłości (science- fiction)
Droga wspólnota!
Słońce się przyćmiło. Księżyc zgubił swój blask. Gwiazdy spadały z nieba. I moce nieba zachwiane.
Tak słyszeliśmy wcześniej w ewangelii. To są poruszające sceny, które przedstawia ewangelia, by przepowiedzieć coś potężnego: Przyjście Mesjasza. W końcu czasów.
O tym marzyli pierwsi chrześcijanie- łącznie z Pawłem. Tęsknili za tym wydarzeniem jak za niczym na tym świecie. Wciąż chrześcijanie do tego nawiązują. Oni na to czekali i mieli nadzieję, że wreszcie nadejdzie Królestwo boże. Odczuwalnie. Widzialnie. Dla wszystkich ludzi.
To wyobrażenie o ponownym przyjściu Chrystusa w końcu czasów jest starym obrazem. Dla wielu to wyobrażenie jest obce. Postrzeganie świata, w którym to wyobrażenie powstało jest już przedawnione. Kto jeszcze w to wierzy, że pewnego dnia rzeczywiście mogłoby się to wydarzyć: że coś wysoko na niebie się otworzy- i pojawi się Jezus. Wcielony, żywy. Wiele ludzi z tą historią ma problemy.
Jednak jest jeszcze inna strona tego. O tym także opowiadają producenci filmowi i reżyserzy. To nie są ludzie, którzy mówią o sobie, że chodzą do kościoła czy też znają Biblię. Ale na klawiaturze religijnych symboli niektórzy z nich potrafią po mistrzowsku zagrać. Oni podchwytują na nowo stare mity; historie i ożywiają je potem na ekranie kina.
To także jest powód, że filmy science- fiction fascynują tak wiele ludzi. Niw ze względu na ich akcję. Ona czasami jest wręcz banalna, lecz ze względu na obrazy. Te obrazy robią na nas szczególne wrażenie, ponieważ one nas poruszają. Mają coś wspólnego z praobrazami i symbolami, które każdy z nas w sobie nosi. Dlatego tez dobro, czyli Bóg w przeważających kulturach będzie oczekiwany z góry, z nieba; a diabeł to ciemność i zło, gdzieś tam z dołu, z piekła gdzie ma swoje siedlisko.
Naturalnie, że taki podział miejsc nie jest bezsporny. Już w Biblii jest mowa, o tym, że diabeł chce dla siebie wydrzeć władzę w niebie i chce rządzić światem.
Roland Emmerich, niemiecki filmowiec, zrobił przed paroma laty w Hollywood film, który właśnie opowiada o tym. Jest to film, w którym zagrożenie, zło, przychodzi nie z dołu, lecz z góry. Ono grozi ludzkości wyniszczeniem.
Są to istoty pozaziemskie, ufo, niezidentyfikowane obiekty latające, które w jego filmie „Independence Day”- zagrażają światu. Ci obcy przybyli, by wytępić ludzkość.
Naturalnie nie brakuje w filmie też postaci pozytywnych, wybawicieli. Troje, nie- właściwie czworo ludzi, to ci, którzy swoją odwagą, dalekowzrocznością i dzięki inteligencji i inwencji twórczej – ratują ziemię.
W filmie występują Thomas J. Whitmore, amerykański prezydent, były pilot samolotu wojskowego. Właściwie jest on mięczakiem, jednym z tych o których ludzie mówią, że jest za bardzo kompromisowy w osiąganiu swoich celów.
Jest tez David Levinson, marzyciel. Studiował elektrotechnikę. Teraz jest za mało efektywny i bez większych osiągnięć- myśli o czasie rozkładu kubków po kawie i zajmuje się ponownym wykorzystaniem metalowych puszek. W drugorzędnej redakcji telewizyjnej jest odpowiedzialny za technikę. Jest pierwszym, który w pozornie zakłóconym sygnale odkrył schemat kodu. I wkrótce stało się dla niego jasne, że te sygnały są countdown, za pomocą którego istoty pozaziemskie koordynują lot statku powietrznego i przygotowują zdobycie ziemi.
Mamy tez Stevena Hillera, kolorowego pilota. Jego największym życzeniem jest choć raz polecieć rakietą „space shuttle”. Jednak to nie jest mu dane, ponieważ jego przyjaciółka jest striptizerką z nieślubnym synem, a to nie jest dobrze widziane w opinii publicznej! „To jest powód, dlaczego oni wciąż ci odmawiają”- mówił do niego jeden z jego przyjaciół.
Jest jeszcze Russel Casse- przyjaciele nazywają go Russ- podeszły wiekiem weteran z Wietnamu. Przeważnie jest podpity i wtedy twierdzi, że kiedyś uprowadziły go istoty pozaziemskie i wykorzystały go seksualnie.
Widzicie teraz: to są postaci tragiczne, które w tym filmie stają się bohaterami. Za „miękki” prezydent. Rozwiedziony i przegrany technik telewizyjny, narzeczony striptizerki. I naturalnie Russ- stary pijak. Nie są to na pewno żadne heroiczne postaci. Lecz czy prorocy, o których mówi często Stary Testament byli bohaterami? A Jezus, o którym wielu z jego współczesnych mówiło o nim tylko pogardliwie, ponieważ nie pasował do promieniującego Mesjasza? Jednak czasem w jednym punkcie waszego życia poczuć: teraz kolej na mnie. Jestem ważny i niezastąpiony. Jest tu ukryte głęboko religijne pytanie. Pytanie o sens mojego życia. Pytanie o moje powołanie. Pytanie: po co żyję? Po co Bóg posłał mnie na ten świat?
Jeszcze jednak tak daleko nie zaszło. Ci czterej- a z nimi i inni- nie mogą pokazać jaki potencjał się w nich ukrywa. Najpierw będzie ukazany cały rozmiar zagrożenia.
Na irakijskiej pustyni gigantyczny krążownik podzielił się na trzy po 12 sztuk pojedynczych rakiet powietrznych, każda z nich ok. 30 km. długa. Jeszcze nikt nie wie, co te obce istoty zamierzają- jaki mają cel. Odpowiedź nie każe na siebie długo czekać.
Pierwszą ich ofiarą jest personel nowoczesnego samolotu rozpoznawczego, który za bardzo się przybliżył do jednej z tych rakiet. Został ostrzelany, w balonie ognia rozsypał się na tysiące części.
Co o tym myślicie? Wszyscy mają nadzieję, że to tylko nieporozumienie. Może obcy są tylko ciekawi, przychodzą z pokojową misją, a tylko poczuli się zagrożeni? Generał Grey, doradca militarny prezydenta, nie wierzy w to. Pyta: „co się stanie, jeśli oni rzeczywiście są wrogo do nas nastawieni”.
– „Wtedy niech Bóg ma nas w swojej opiece”- odpowiedział amerykański prezydent.
Tu pojawia się On (Bóg) po raz pierwszy, jako słowo. Po raz pierwszy jest o Nim mowa. O „Bogu”. Na pozór bezmyślnie tak po prostu powiedziane, jak czynimy to okazyjnie. Jednak w tym filmie, który kosztował miliony, każde słowo jest dokładnie obmyślone.
W ogóle ten film pełen jest symboli religijnych. Kto go obejrzy przez okulary teologii, szybko je odkryje.
Rozpoczyna się to od ogromnej rakiety, która ma władze słońcu odebrać jego moc. Przeważnie pojawia się ona w otoczeniu potężnych chmur dymu. Tajemniczo. Majestatycznie. To przypomina mi obrazy za Starego Testamentu, w których całkiem podobnie będzie przedstawione przyjście Boga:
„Cała góra Synaj dymiła, ponieważ PAN wstąpił na gorę w ogniu: i dym ten piął się jak dym z pieca i cała góra trzęsła się bardzo”. Tak jest napisane w 2 Księdze Mojżesza (19,18).
Czy też pomyślicie o Boskiej obecności w postaci ognia- i słupa obłoku. Znamy ten obraz z historii wyjścia z Egiptu: „I PAN szedł przed nimi w dzień w slupie obłoku, by ich prowadzić, a w nocy w słupie ognia, żeby im świecić, żeby mogli iść i dniem i nocą” (2 Księga Mojżesza 13,21). To nie jest przypadkowy obłok chmury, który Jezus w historii wniebowstąpienia przed oczami swoich uczniów przyjmuje.
W filmie jest dokładnie odwrotnie. Tu zło w postaci wrogiego statku kosmicznego posługuje się atrybutami boskimi. Statki kosmiczne zajmują swoją pozycję przed wielkimi miastami świata.
Wybucha panika. Wypadki samochodowe są mało szkodliwe w obliczu tego zagrożenia. Podczas gdy masa ludzi próbuje uciekać z miast, na dachach wieżowców gromadzą się zainteresowani fani UFO i wiwatują na cześć obcych przybyszów.
Tu tworzy się rzeczywiście religijna atmosfera. Fani UFO w zachwycie zwracają się do góry w kierunku nieba i krzyczą z wyciągniętymi rękami: „weźcie mnie ze sobą” i „przyjdźcie tu na dół”- sławią oni władzę, która z nieba zeszła na dół.
Na dole, na ziemi zdania są podzielone: podczas, gdy część protestuje na rzecz pokoju przeciwko militarnym przygotowaniom; na polecenie Pentagonu startuje helikopter z pozdrowieniami, wyposażony w reflektor. Ledwo zaczął wysyłać sygnały, został zniszczony.
Prezydent zarządza ewakuację, jednak dla wielu jest już za późno. Pierwszymi ofiarami byli wiwatujący fani UFO. Obcy statek kosmiczny bezpośrednio nad nimi zajął pozycję niszcząca. Otworzył w ich stronę promień niszczącego światła- tu znów aluzja: czy Bóg na końcu stworzenia świata nie uczynił światła?- Ti jednak ten promień świetlny strzela w dół i wszystko niszczy. Ludzi, auta, wieżowce. Tylko parę sekund- i już nie ma Kapitolu. Trafiony przez to niszczące wszystko światło- eksploduje Biały Dom. (Scena, która w historii filmu ma wiele sobie podobnych). W ostatnich sekundach prezydent, który aż do końca tu trwał- by ludziom dodać otuchy- uciekł „Air Force One”- samolotem prezydenckim. Wkrótce potem Waszyngton, Los Angeles, New York, największe miasta USA leżą gruzach i popiole. Statua Wolności, niegdyś symbol życia, pokoju i wolności- leży rozbita i zniszczona na ziemi.
Samoloty bojowe, które wyleciały przeciwko wrogowi, szybko jednak poniosły klęskę z powodu ich tarczy obronnej. Steven Hiller, ciemnoskóry pilot jest jednym z niewielu, którzy przeżyli tę masakrę. Udało mu się nawet jednego z obcych wziąć do niewoli. Chwilę później próbuje pertraktować z nim prezydent, próbuje nawiązać z nim pokojową współpracę. Jednak nie ma to żadnego sensu. Kiedy ta obca istota z swoimi telepatycznymi zdolnościami zawładnęła osobę prezydenta, zobaczył, czego obcy chcą w rzeczywistości. Oni jak wędrująca szarańcza podróżują z jednej planety na drugą.
(Także ten obraz znamy: to jest jedna z 10 plag, które Bóg zesłał, by się faraon opamiętał). Jak nowi właściciele domu, który najpierw porządkują, uwalniają od robactwa, zanim się do niego wprowadza, tak obcy zabijają mieszkańców tej planety. Wykorzystują ją, następnie wyprowadzają się dalej, pozostawiając po sobie pustkowie i bałagan.
Wtedy prezydent wprowadza ostatni środek, którym jeszcze dysponuje. Zarządza atak nuklearny. Rakiety atomowe mają ochronić przed najgorszym. Innego wyjścia nie ma. Jednak i ten atak nie udał się z powodu tarczy obronnej pozaziemskich wrogów.
Wtedy, gdy pozornie nic nie może pomóc, David, technik, nawiasem mówiąc, syn żydowskiego imigranta, ma pomysł, ideę. Pomysł przychodzi mu do głowy wówczas, kiedy chce uciec w alkohol, bo myśli, że nie ma już wyjścia. Kiedy zatacza się z butelką wódki w laboratorium, jego ojciec przemawia mu do rozumu. Tym razem jest to wiara, od której ostatecznie jest uzależnione to czy umrzemy, czy przeżyjemy.
„W jakimś punkcie życia każdy choć raz gubi swoją wiarę”- mówi stary Żyd do swojego syna.
„Od śmierci twojej matki nie rozmawiałem już więcej z Bogiem. Ale jest czas, kiedy nie możemy zapomnieć, że mamy jeszcze Boga”.
Kiedy ktoś tak jasno i wyraźnie mówi o Bogu i szczerze wyznaje, że ciężko jest wierzyć- „Ja wierzę Panie, zaradź memu niedowiarstwu”- prosi ojciec zmarłego chłopca o pomoc Jezusa (ewangelia św. Marka 9,24)- w tym momencie, kiedy właściwie obydwaj są na dole i nie mają już nic do stracenia- wtedy wydarza się cud.
„Pośród nocy leży początek nowego dnia”- mówi żydowskie przysłowie- i ja sobie przypominam o tych licznych świadectwach wiary, w których dzieje się podobnie. Kiedy ludzie będący na dole, w kryzysie nagle znowu odzyskują nadzieję. W nich coś się przeobraża, co my w języku naszej wiary nazywamy Zmartwychwstaniem i Nowym Życiem.
To zaczyna się banalnie. Stary ojciec radzi synowi wstać, by się nie przeziębił. I to wtedy dla maniaka komputera i techniki staje się hasłem, słowem- rozwiązaniem. Przeziębienie, wirus, wirus komputera- dzięki wirusowi David chce tarczę obronną agresorów zakazić: sparaliżować.
Teraz już wszystko dzieje się szybko. Wszyscy pomagają. Żydzi, Arabowie, Europejczycy i Azjaci. Wszyscy łączą się, by dokonać ostatniego ataku na wrogi statek.
„Nie możemy dopuścić, by nas osłabiły nasze drobiazgowe konflikty”- mówił amerykański prezydent w poruszającej i improwizowanej mowie.
„Łączą nas nasze wspólne interesy”. Potem sam wsiada do jednej z maszyn lotniczych. Natomiast Levinson z pilotem Stevenem lecą do serca matki statków kosmicznych, by zainstalować ratujący program z wirusem komputerowym. Ojciec Levinsona dał synowi na drogę dwie insignie wiary żydowskiej: jarmułkę (nakrycie głowy, które Żydzi noszą w synagogach i używają przy czytaniu Biblii) oraz książkę, prawdopodobnie Torę (żydowską Biblię, w której zapodane jest Słowo Boże i jego orędzie).
Zatem wyruszają . I ta próba się udaje. Dzięki odwadze i sile- i zaufaniu do Boga. ”Teraz możemy tylko jeszcze się modlić”- powiedział jeden z mężczyzn po zainstalowaniu wirusa. Gdy wirus stał się aktywny- piloci zaczęli strzelać.
Było niebezpiecznie, kiedy lotnikom zabrakło amunicji. Tarcza ochronna została zniszczona, ale nie było już rakiet, którymi można byłoby ostrzelać i zniszczyć wroga. Wtedy Russel Casse, ten pijany polot sam leci swoim samolotem z bombą na pokładzie do wnętrza UFO i je niszczy. Sam się ofiaruje i poświęca, stając się bohaterem. To jest aluzja do słów, którymi Jezus- mając własną śmierć przed oczami- żegna się ze swoimi uczniami: „Nikt nie ma większej miłości od tej, kirdy ktoś swoje życie oddaje za przyjaciół swoich” (ewangelia św. Jana 15,13).
Świat został uratowany. Mesjasz- tu w postaci trzech, nawiasem mówiąc czterech, zupełnie ziemskich bohaterów,- uratował ludzkość od przekleństwa śmierci.
„Independence Day”- tak nazwał Roland Emmerich swój film. W tym dniu 4 lipca Amerykanie świętują wolność i niezależność swojego kraju. To nie są tylko Amerykanie lecz ludzie wszystkich narodów i ras, którzy zapominają o swojej wrogości i łączą się, by ratować ziemię przed grożącym niebezpieczeństwie. To także jest biblijnym motywem. Ponieważ jeśli mesjasz nadejdzie, tak czytamy np. w ewangelii św. Łukasza, wtedy oni będą „przychodzić od wschodu i zachodu, od północy i południa” i z nim „siedzieć będą za stołem w Królestwie Niebieskim” (ewangelia św. Łukasza 13,29).
Naturalnie, że można w tym filmie znaleźć mnóstwo błędów: Obce i nieznajome- będzie tu przedstawione jako złe i zagrażające. To pokrywa się z ciemną, niejasną naszą stroną i może być pożywką do starych uprzedzeń. To jest wspólny obraz wroga, który łączy ludzi. Potrzeba złego, byśmy uświadomili sobie konieczne dobro! To nie są szczególnie przyjemne myśli.
Dopiero bezpośrednia, nadchodząca katastrofa doprowadza ludzi do zastanowienia. Pytam zatem siebie: czy zawsze najpierw musi aż tak daleko zajść? Czy nie może być inaczej? Czy my ludzie jesteśmy tacy, że dopiero wtedy reagujemy, jeśli woda dochodzi nam już do gardła? Myślę tu także o szczycie konferencji w sprawie zmian klimatycznych i ochronie środowiska.
Dla niektórych będzie w tym filmie za bardzo gloryfikowane i postawione na pierwszym planie to, co my możemy wykrzesać z samych siebie dla naszego uzdrowienia. Niektórym może także przeszkadzać dominacja sił militarnych. Poza tym, bardzo nieszkodliwie będą przedstawione skutki użycia broni nuklearnej. Film ten kończy się neutralnie, zanim rozpoczynają się prace porządkowe!
Ale to przecież nie przewaga broni chroni świat przed zagładą! To przecież jest odpowiedzialność, odwaga, inteligencja ludzka, zdolność empatii i pomysłowa inwencja twórcza pojedynczych, która prowadzi do tego, że ludzkość przeżyje.
To myśl, która jest już w Starym Testamencie zapisana np. w Księdze proroka Zachariasza (4,6):
„To nie siła, nie moc, ale Duch mój (dokończy dzieła), mówi PAN zastępów”.
Duch ten także drzemie i w nas. Coś z bogactwa pomysłów filmowego technika, z wrażliwości prezydenta, czy też z odwagi i humoru pilota. Naturalnie nie tak wiele jak ci trzej i przede wszystkim nie wszystko na raz. Ale to wystarczy. Nawet w Russel Casse, który w filmie przedstawiony jest jako beznadziejny pijak, także w nim drzemie niewyobrażalna możliwość. Bez niego świat byłby zgubiony. Każdy z nas jest ważny. W życiu każdego z nas jest sens. Tylko czasem trzeba to odkryć.
Naturalnie: Film ten nie znajduje się na tej samej płaszczyźnie co obietnice w Biblii. Lecz to o co we wszystkich religiach chodzi, często znajduje się w tego typu filmach. Nasz tęsknota za zbawieniem. Dlatego potrzebujemy takich historii. Począwszy od bajek w naszym dzieciństwem przez marzenia o wideo, aż do historii w Biblii. Wciąż chcemy tego słuchać, tego, że nasze życie i to do czego się przyczyniamy ma sens. Chcemy słuchać, że nasze życie dobrze się skończy:- mówiąc religijnie- zakończy się w ramionach Boga. Chcemy słyszeć, że nie jesteśmy bezbronni i sami, lecz ktoś nam towarzyszy i chroni nas. I to, że my sami możemy się też do czegoś przyczynić i służyć innym.
Obraz o przyjściu Mesjasza wszystko to podsumowuje. To dodaje nam odwagi o podtrzymuje naszą miejmy nadzieję nigdy niekończącą się tęsknotę za pokojem i przebaczeniem.
Amen.