Kazanie na Wielki Piątek 1999
Kategoria: Opublikowano: 13 sierpnia, 2020Autor: Wilfried Schumacher
Kapłan i dziekan miasta Bonn
Są dni, które najchętniej skreślilibyśmy z osobistej biografii, ponieważ one połączone są ze wspomnieniami tego, co było nieprzyjemne:
Na przykład związane to jest ze stratą kochanych ludzi,
czy tez z klęską życiowego projektu.
Są to godziny, w których wystąpiły otwarcie osobiste słabości, doświadczenie bezsilności, zależność od innych…, dni, w których było więcej cienia, niż słońca.
Świat potrzebuje Wielkiego Piątku.
Czy Wielki Piątek nie jest też takim dniem, którego się obawiamy?
Czy potrzebne są te wspomnienia o cierpieniu Jezusa?
Czy rany Jezusa muszą być wciąż, na nowo pokazywane?
Czy te rany nigdy się nie zagoją, – dlaczego nie możemy od razu świętować Wielkanocy?
Świat, nasz świat potrzebuje Wielkiego Piątku. –
To jest dzień przeciwko mitowi wolności od cierpienia- i wolności od bólu, który wzdłuż i wszerz traktowany jest, jako kryterium, jakości życia.
Świat potrzebuje Wielkiego Piątku, – ponieważ, także i dzisiaj ludzie są poniżani i wykorzystywani. Niewinni są bici i poniżani, a osoby postronne są sprzedawane dla paru srebrników. –
Potrzebujemy Wielkiego Piątku, – ponieważ świat niczego się z historii nie nauczył; ponieważ ludzkość wciąż od nowa przygotowuje nowe krzyże, produkuje nową, niszczącą broń.
W jednym z współczesnych wierszy czytamy:
Na krzyżu nie wisi tylko jeden,
na krzyżu wisi wielu
zapomnianych przez przyjaciół,
przemilczanych przez gazety
dręczonych przez choroby
umęczonych przez troski
wyczerpanych przez nudę
przytłoczonych przez wymagania
szantażowanych przez strach
zatrutych przez nienawiść.
Na krzyżu nie wisi tylko jeden,
na krzyżu wisi wielu.
Czy powinniśmy mówić tylko o jednym?
Dzisiaj mówimy tylko o tym jednym- i o wszystkich cierpiących tego świata- także o nas!
Dzisiaj nie ma odpowiedzi na pytanie:, Dlaczego-
To pytanie, pozostanie otwartym pytaniem człowieka przez całe życie.
Dzisiaj mówimy o tym, jak Bóg obchodzi się z tym cierpieniem. –
On nie pozwala cierpieć, on współcierpi!
Paul Claudel powiedział:
„Bóg nie przyszedł, aby zlikwidować cierpienie;
on nie przyszedł, by je wyjaśnić,
lecz, on przyszedł, by je wypełnić swoją obecnością”.
„Ty umierasz też razem z nami na naszym krzyżu, ty umierasz też w naszej śmierci”, tak śpiewamy w jednej z pieśni.
To dzisiejsze nabożeństwo, to świętowanie cierpienia i śmierci Jezusa.
Tak, dobrze słyszycie, – to świętowanie.
Bóg sam ten dzień uczynił świętem.
Ludzka droga krzyżowa nie jest drogą bez wyjścia, ponieważ tą drogą szedł Bóg w osobie Jezusa z Nazaretu.
On się z niej wymiguje, lecz poddaje się jej.
On nie zachowuje, pozy, lecz zostaje pokonany przez strach i współczucie.
On nie jest tu odważnym bohaterem,
lecz jest płaczącym, skarżącym się, krzyczącym synem.
My, w to święto, jesteśmy zaproszeni do uczczenia i adoracji krzyża. –
Przy tym, nie padamy na kolana przed krzyżem- o wiele bardziej przychodzimy tu, by w obliczu krzyża móc uświadomić sobie własne słabości. –
Gdzie, jeszcze dzisiaj można sobie na to pozwolić – pozwolić zobaczyć siebie z tej słabej strony?
Tu, przed tym jednym, któremu nic, co ludzkie nie jest obce! Tylko przed tym jednym, który nie tylko błogosławi moje sukcesy, lecz też pomaga mi, pomimo moich słabości, siebie akceptować.
My nie musimy ukazywać swoich zapłakanych oczu i bolesnych ran- tu, pod krzyżem będą one wyraźne:
„W twoich ranach ukrywam się”- modlimy się.
Nasza, odgrywana na pokaz pewność siebie,
nasze pragnienia sukcesu i uznania,
to reguły tego czasu, uczuć się nie pokazuje,
naszą bezsilność,
naszą tęsknotę i brak poczucia bezpieczeństwa-
wszystko możemy ze sobą przynieść- i jak dary przed nim złożyć-
on wszystko przemieni, jeśli mu to powierzymy.
Możemy przyjść do krzyża takimi, jakimi jesteśmy. Często prześladuje nas myśl, że chcielibyśmy być inni, według motta: „Gdybym był taki i taki, to wtedy wszystko byłoby ok”.
Mogę przyjść do krzyża takim, jakim jestem-, jako część cierpiącego i pełzającego człowieczeństwa- także, jako jego przedstawiciel.
Mogę wystąpić takim, jakim jestem- by mieć udział w jego cierpieniu, w jego zmartwychwstaniu.
John Henry Newman, angielski kardynał ostatniego stulecia tak pisze:
„My, wszyscy pewnego dnia, będziemy oglądać owe oblicze, na które ludzie pluli i które bili.
Będziemy oglądać owe podziurawione ręce, które przybite były do krzyża.
To wszystko będziemy oglądać i będzie to widok żywego Boga”.
Niech to spojrzenie na krzyż, w to święto, będzie przeczuciem owego, przyszłego spotkania.