Kazanie o „Chrystusie Królu”

Kategoria: Opublikowano: 26 kwietnia, 2018

Autor: Dyplomowany pedagog religijny Edeltraud Thünemann

 

Jeśli kończy się trzymający w napięciu kryminał, wtedy wreszcie chcemy wiedzieć: Kto to więc był?

Zanim się tego nie dowiemy, nie poznamy rozwiązania, nie odłożymy książki, czy nie wyłączymy telewizora. Dopiero gdy dowiemy się kto był sprawcą, wtedy możemy się odprężyć.

Dzisiaj jest całkiem podobnie. Wprawdzie nie kończy się żaden kryminał, ale dzieje się coś ciekawszego, trzymającego w napięciu. Dzisiaj kończy się nasz rok kościelny. Z nadchodzącą 1 niedzielą Adwentu rozpocznie się nowy. W czasie tego minionego roku słyszeliśmy o różnych spotkaniach i powiązaniach, pojawiały się i znikały wciąż inne osoby. Dzisiejsza niedziela jest przy tym punktem szczytowym i zwrotnym.Dzisiaj wkracza Osoba, która cały ten czas odgrywała oficjalnie czy też z ukrycia główną rolę. Pojawia się dzisiaj jeszcze raz w całkiem innym świetle. Dzisiaj świętujemy wielki finał, obchodzimy święto „Chrystusa Króla”.

 

Królowe i królowie także i dzisiaj wzbudzają żywe zainteresowanie. Tam gdzie się pojawiają, zaraz nadciągają tłumy. Nie ma tygodnia kiedy w jakiś ilustrowanych czasopismach nie czytalibyśmy o skandalach i rodzinnych wydarzeniach tych znanych ludzi. Także, jeśli te koronowane głowy niewiele mają do powiedzenia na scenie politycznej, a w codziennym życiu całkiem dobrze się bez nich obchodzi, jednak znajdują się w centrum zainteresowania. Jakoś tak jest to jedyna w swoim rodzaju fascynacja pochodząca od pojęcia „król”.

 

Przed kilkoma laty, jeden z Niemiec wschodnich zespół popowy „Karat” napisał piosenkę pod tytułem „Król świata”. W tej piosence przedstawiony został inny obraz króla. Brzmi to tak: „Rolujcie dywan, by serce szło po jedwabiu. Postawcie na drodze świece i ciszę. Król świata  to serce, które kocha. I każde uderzenie serca jest uderzeniem rycerskim, jeśli bije dla drugiego”.

 

Droga wspólnoto! Czy to nie zadziwiające, że taka pieśń powstała właśnie w państwie, które nie ma nic wspólnego z królestwem i tymi strukturami! Widocznie jednak tkwi w nas ludziach silna potrzeba zachowania tego obrazu królestwa.

 

Myślę, że to ostatecznie leży w tym, że tu ukrywa się obraz, symbol, który nieświadomie przemawia do głębokich warstw naszej duszy, budzi w nas głęboką tęsknotę. Tęsknotę za tym, by być coś wartym. Móc kochać i być kochanym. Tęsknotę za tym, by być akceptowanym, być wewnętrznie pięknym. Wszystko to budzi się w naszym najgłębszym wnętrzu, kiedy napotykamy na obraz „króla”.

 

I dzisiejsza niedziela nawiązuje do tej praludzkiej tęsknoty, kiedy mówimy o Chrystusie Królu.

 

Jednak Nasz król nie może się porównywać z konwencjonalnymi królami. On nie nosi korony ze złota, lecz korony z cierni. On przybywa nie w limuzynie lecz na osiołku. On nie siedzi na tronie, tylko wisi na krzyżu!

 

Lecz w obejściu z ludźmi, tu zachowuje się iście po królewsku. Jego królestwo to nie zbytek i przepych, lecz to Jego czułość, Jego taktowność z którą On zbliża się do ludzi. On jest królem, który nie potrzebuje wasali. Przeciwnie: On jest królem, który nas czyni królewskimi dziećmi, który chce spełnić naszą głęboką tęsknotę za szacunkiem, uznaniem i akceptacją. Do tego króla nie musimy iść na kolanach, nie- ten król chce, byśmy wyprostowani wychodzili Jemu naprzeciw.

 

Dobrze zatem, że każdego roku czcimy Chrystusa Króla.

Chrystus jest naszym Królem, co zarazem znaczy: My jesteśmy królewskimi dziećmi. Tak więc wielki finał końca roku kościelnego będzie także naszym wielkim finałem.

 

Przypomnijmy jeszcze słowa naszej piosenki: „Król świata to serce, które kocha. Jeśli twoje serce też chce być królem- wtedy mówię: tylko kochaj i świat należy do ciebie!”.