Kazanie o Marcinie z Tours

Kategoria: Opublikowano: 7 marca, 2019

Autor: Dr Stefan Schlager, diecezja Linz

11.11.2016 w wielu parafiach Górnej Austrii

Święto Marcina
Kazanie socjalne

Marcin z Tours-
O empatii i solidarności w czasach obojętności i oziębłości.

Drogie siostry i bracia w wierze!
W tym roku świętujemy 1700 urodziny świętego Marcina. Tylko u niewielu świętych, w dniu pamięci o Marcinie 11 listopada- przyjął się zwyczaj, który podoba się równie dzieciom, jak i dorosłym. Pochody, świece, latarnie, ciasteczka, pierniczki- wszystko to składa się na nastrój, atmosferę tego święta.
Jednak, w punkcie centralnym znajduje się opowiadanie, które nie jest wcale ani „miłe”, ani „przyjemne”, ani „słodkie”. To jest opowiadanie o dzieleniu płaszcza, o dzieleniu, które w otoczeniu naszego bohatera wyzwalało potrząsanie głową, wyśmiewanie i złość. Interesujące jest, że ta część legendy o płaszczu często jest pomijana, i tylko scena między Marcinem, a żebrakiem jest dokładnie opowiadana, a reakcje otoczenia na to zdarzenie- nie.
Inaczej to wyrażając, można powiedzieć, że w czasach oziębłości, Marcin zaryzykował- i pogodził się z niezrozumieniem i odrzuceniem, a nawet ukaraniem.
Kim był właściwie Marcin? Co o nim wiemy? I o co chodzi, z tym dzieleniem płaszcza?
Co szczególnego jest w jego czynie- też i dal naszych czasów?

Biografia
Marcin urodził się około 316/317 roku w Sabarii, rzymskiej prowincji Panonia. Dzisiaj, miasto to nazywa się Szombathely i leży na Węgrzech. Marcin dorastał jednak w Pavii, niedaleko Mediolanu. Jako syn oficera, przeznaczony był do kariery militarnej i wieku 15 lat wstąpił do armii rzymskiej. Służył w elitarnej jednostce konnej cesarskiej gwardii przybocznej. Już po krótkiej służbie został oficerem. Jednak Marcin-, którego łacińskie imię Martinus wskazuje na rzymskiego boga wojny- Marsa, widział dla siebie inną drogę, niż karierę wojskową.
Zafascynowany orędziem i drogą Jezusa z Nazaretu, zaczął poszukiwać śladów i znaków, aby głębiej poznać Chrystusa i wzmocnić swoją wiarę. Jako młody człowiek, przez całe lata przygotowuje się do chrztu. Im bardziej wgłębia się w naukę chrześcijaństwa, tym bardziej zaczyna zmieniać swoje myślenie, czyny i uczucia. To miało też konsekwencje w jego życiu zawodowym. On szukał takiego sposobu życia, który dałby się pogodzić z wiarą w Chrystusa. Przed bitwą w Worms, Marcin, jako oficer odmówił służby rzymskiej okupacyjnej armii. Wystąpienie z rzymskiej armii, długo było mu odmawiane. Dopiero w 356 roku- wieku 40 lat i po 25 latach służby został wreszcie zwolniony z wojska przez cesarza Juliana. Szesnaście lat później, 4 lipca 372 roku, Marcin otrzymał święcenia biskupie. Pomimo, tak wysokiego urzędu on nadal żył bardzo skromnie. Mieszkał w drewnianej chacie przed murami miasta, – co było zgodne z jego zakonnymi ideałami. 8 listopada 397 roku, w wieku 81 lat Marcin zmarł. Pochowany został 11 listopada, przy licznym udziale mieszkańców.

Historia części płaszcza- i jej przesłanie na dziś
Zdarzenie, dotyczące części płaszcza znane było już około 334 roku. W roku tym, Marcin, jako kawalerzysta cesarskiej gwardii stacjonował w Amiens. W zimowy dzień spotkał on przy bramie biednego, nieubranego człowieka. Opowiadano, że nikt nie chciał pomóc, temu marznącemu żebrakowi. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Tylko Marcin się wzruszył, spojrzał współczująco na niego i chciał mu pomóc. Jako żołnierz nosił na mundurze płaszcz ochronny, a że poza tym płaszczem nic przy sobie nie miał, rozdzielił go mieczem na dwie części i dał połowę biedakowi.

Między współczuciem a obojętnością
To, co w skróconej formie wiemy o historii św. Marcina, ma do dziś duże znaczenie. Bowiem, tu pokazane są dwa sposoby życia, dwa rodzaje bycia człowiekiem, dwie opcje i wyzwanie, któremu musimy postawić czoła, – wciąż musimy wybierać między współczuciem, a obojętnością. Nie do przeoczenia jest dzisiaj obserwowane, – pomimo godnego podziwu humanitarnego zaangażowania wielu ludzi- „wyobcowanie, oziębienie współczucia”. Można powiedzieć, że nawet „utrata współczucia” na płaszczyźnie społecznej, jak i politycznej, szczególnie wobec tych, którzy utracili swoją ojczyznę, majątek i marzenia na przyszłość.
Nawet ci, którzy pomagają są krytykowani, a często też wyśmiewani. Nie rzadko nazywani są „naiwni, dobrzy ludzie”. Jak „krótkowzroczna” i fatalna jest ta negatywna ocena, pokazuje historia rozwoju naszej cywilizacji. Tak uważa słynny szwajcarski psychoanalityk Arno Grurn, który właśnie we współczuciu widzi podstawowe przesłanki dla duchowego zdrowia i udanego życia. To współczucie, „jest barierą, którą wbudowaliśmy w nieludzkość”, jest, jest ono zarazem fundamentem naszej cywilizacji i demokracji. Jeśli fundament ten zostanie podkopany, zburzony, wyśmiany, czy kwestionowany, wtedy zawęża się i staje się zatwardziałe nasze życie. Tak samo społeczeństwo przechodzi w niebezpieczny stan, daleko od humanizmu i solidarności i z tendencją do egoizmu i małostkowości.
Papież Franciszek, ostatnio w Asyżu powiedział słowa, zmuszające do zastanowienia. Patrząc na sytuację cierpiących, słabych, bezdomnych i biednych pośród nas, powiedział (20.09.2016): „Kto ich słucha? Kto troszczy się o to, by im odpowiedzieć? Jak często oni spotykają się z głuchym, obojętnym milczeniem, egoizmem tych, którzy czują się nagabywani oziębłością tych, którzy krzyk rozpaczy z łatwością ignorują, zmieniając kanał telewizyjny”.

Łagodny rebeliant
Dlatego, w dniu święta Marcina, powinniśmy popatrzyć na tych ludzi i nabrać odwagi. W Marcinie, bowiem spotykamy człowieka, który był wystarczająco silny, by okazać słabość do ludzi- pośród otoczenia, które było przyzwyczajone patrzeć z góry na tych, którzy na pozór byli bezsilni. W Marcinie rozbłyskuje osobowość, która kreatywnie i odważnie robi to, co jest dla niej możliwe, a nie tłumaczy się stwierdzeniem: Co może zdziałać jeden, pojedynczy człowiek. Marcin nie ogranicza się do swego ducha czasu, złości tych, którzy mają władzę, a w tłumie ma uznanie. W Marcinie odkrywamy osobowość, która nie staje się biedniejsza, ponieważ wczuwa się w położenie drugiego, lecz przez to wygrywa, odczuwając zadowolenie i radość.

Ostateczne źródło empatii
Co zatem, czyni Marcina tak ludzkim, co uzdalnia go do współczucia i pomagającego działania? To, co określa myślenie Marcina, uczucia i działanie, to orędzie Jezusa z Nazaretu.
W Jezusie można było to wyraźnie zobaczyć: Gdzie, pochodzące od Boga- wyzwalające, życzliwe i radosne „ja jestem tu”, – człowiek wcieli we własne myślenie, uczucie i działanie- wtedy przeżyje „wyprostowanie”- „od krzywienie” (W. Kirchschläger).
Przez Boga akceptowany, może on też innych akceptować. Jako ktoś, kto doświadcza rzeczywiście Boże „Ja jestem tu”.- Właśnie w trudnych czasach- może sam odważyć się powiedzieć: „Ja jestem tu”. Jezus, zatem uwalnia ludzi z pancerza strachu, z logiki podejrzenia i z paraliżu obojętności. On poszerza ich spojrzenie. On otwiera ich serca. On dodaje im odwagi, by zachęceni przez Boga, mówili do siebie nawzajem „ja jestem tu”.
To współczujące człowieczeństwo dla Jezusa jest tak ważne, że on sam identyfikuje się z najsłabszymi, najmniejszymi i poniekąd sam wciela się w ich skórę: „Co uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych, to mnie uczyniliście” (Ew. św. Mateusza 25,40).
Dzień po tym współczującym czynie Marcina, objawia się jemu Jezus w szczególnej postaci.
On pokazuje się Rzymianom nie, jako wspaniały „Wszechmocny władca”, lecz jako żebrak z Amiens, owinięty w połowę płaszcza, który darował mu z serca Marcin.

Naiwny dobry człowiek?
Marcin, dobrowolnie wybrał wraz z chrześcijaństwem drogę i sposób życia, które przez swoje humanitarne nastawienie musiały wywołać krytykę i opór. Bowiem, w społeczeństwie, w którym biedni i chorzy zostali wyparci na margines, w którym bardziej chodzi o pokazanie władzy, wpływu i bezwzględności; stawianie tych ”słabych i małych” w centrum- to coś dziwnego, gorszącego, a nawet podejrzanego.
W oczach tego (ówczesnego?) świata, człowiek, który solidaryzuje się z marznącym, biednym, musiał wydawać się śmiesznym.- Śmieszny, jak nędzna reszta, która pozostała z byłego, żołnierskiego płaszcza. Nie dziwi nas zatem to, że w opowiadaniu o Marcinie słyszymy o wyśmiewaniu stojących wokół. Całkiem inny będzie osąd tych, którzy patrzą na Marcina oczami człowieczeństwa: Tylko oni, oni wiedzą, jakiej siły to wymaga, by pokazać słabość. Oni, w tej połówce płaszcza mogą zobaczyć znak ludzkiej wielkości, która wcale nie jest śmieszna, lecz wielka.

Co naprawdę szkodzi?
W obliczu wymagań naszych czasów, chciałbym życzyć sobie, byśmy, pomimo medialnego, społecznego i politycznego przeciwnego wiatru- próbowali działać tak, jak Marcin: inspirująco, ze zdolnością wczuwania się, odważnie i bez strachu, że coś stracimy, czegoś nie otrzymamy, jeśli podzielimy się z innymi. Współczucie, bowiem i miłosierdzie ostatecznie działa na wszystkich dobrze. Tu chodzi o wiele bardziej o mury i ogrodzenia, małostkowość i ciągłą podejrzliwość, bezwzględność i odmowę solidarności, które rzutują na samo społeczeństwo i klimat. To, że Marcin dał ubogiemu tylko połowę płaszcza, wszystko inne zachowując, to przez tych wyśmiewających zostało przeoczone. Inaczej mówiąc: Marcin podzielił się wspaniałomyślnie, ale jednakże ze zdolnością oceny- i mógł całkiem dobrze żyć z tym, co mu zostało. On nie musiał marznąć, ani głodować, ani pragnąć. W działaniu Marcina widoczne jest, że dzielenie się, wymaga odwagi, a niekiedy gotowości przeżycia trudności, konfliktu. Marcin, jako oficer armii rzymskiej ryzykował nie tylko wyśmiewanie i złość, ale prawdopodobnie też i karę.
Wygląd „uniformu”, było miarodajną częścią składową dyscypliny, musztry. Marcin, dzieląc swój płaszcz jawnie przeciwko temu wykroczył.

Niebezpieczne wspomnienie
Tym samym, święto Marcina nie jest nostalgiczną ‘rycerską grą” z pochodem ze świecami. Jest to raczej święto przypominające o człowieku, który ukazuje solidarność, a nawet jest gotowy, by ponieść osobistą szkodę. Marcin, widząc biedę człowieka, nie zignorował jej, wykorzystał część swojego umundurowania, by dać minimalne zabezpieczenie żebrakowi. Czy ten żebrak był chrześcijaninem, czy innym wierzącym, czy poganinem, tego nie wiemy, to nie odgrywa żadnej roli. Marcin pokazał, że pomoc i zdolność oceny, że współczucie i ocena możliwości, że wspaniałomyślność i odpowiednie działania mogą dobrze, wzajemnie się uzupełniać. Czy rozumieją to ci, którzy ostatnio postrzegają się, jako obrońcy chrześcijańskiego Zachodu-, a przy tym przekształcają chrześcijaństwo do instrumentu ograniczania i wyznaczania granic: Właśnie wobec tych, którzy (jak ten żebrak) potrzebują koniecznie naszej pomocy?
Chciałbym dzisiejsze rozważania zakończyć wierszem Lothara Zenetti. Zenetti w „wierszu o odwadze” odzwierciedla, według mnie szczególnie pięknie duchową postawę św. Marcina.
Pozwólmy się- właśnie w czasach obojętności- zainspirować do życzliwości i wspaniałomyślności, także, jeśli ewentualnie będziemy się musieli liczyć z niezrozumieniem, złośliwością, czy wyśmianiem.

To, na co nikt się nie odważa, to powinniście zaryzykować
To, czego nikt nie mówi, to wy powiedzcie
Co żaden nie myśli, to odważcie się myśleć
To, co żaden nie zacznie, wy doprowadźcie do końca.

Kiedy nikt nie powie „tak”, wy powinniście powiedzieć
Kiedy nikt nie powie „nie”, wy właśnie powiedzcie „nie”
Jeśli wszyscy zwątpią, odważcie się wierzyć
Jeśli wszyscy wspólnie coś robią, stójcie sami.

Tam, gdzie wszyscy chwalą, miejcie wątpliwości
Gdzie wszyscy naśmiewają się, wy nie naśmiewajcie się
Gdzie wszyscy żałują, skąpią, odważcie się dać, ofiarować
Gdzie wszystko jest ciemne, zapalcie światło.

(Lothar Zenetti)