Kazanie w 3. Niedzielę Adwentu 2011

Kategoria: Opublikowano: 4 grudnia, 2019

Autor: Monsignore Wilfried Schumacher
Kapłan katedry w Bonn


Na naszym wieńcu adwentowym palą się już trzy świece.
Te trzy świece głoszą dzisiaj:
1. Dla nas samych
2. Dla pokoju
3. Dla ludzi w Betlejem

  1. Kim ja jestem?
    To pytanie męczyło Dietricha Bonhoeffera, kiedy siedział w więzieniu nacjonalistów.
    On pisał:
    Kim ja jestem? Często mówią mi, że wychodzę ze swojej celi spokojny i pogodny, jak rządca ze swojego zamku. Czy jestem taki rzeczywiście, jak mówią o mnie inni?
    Czy jestem tylko tym, za jakiego siebie uważam?

Kim jestem? –
To pytanie stawiał sobie także Jan Chrzciciel, kiedy szpiedzy z Jeruzalem chcieli się dowiedzieć, kim jest ten dziwny kaznodzieja.

Kim jestem?  Wydaje mi się, że na to pytanie nie możemy sami sobie odpowiedzieć. To wymaga dłuższej drogi z wieloma, bolesnymi doświadczeniami, abym wiedział, kim jestem.
Często wydaje mi się, jakbym stał godzinami, w ciemności przed lustrem i rozpoznawał tylko zarysy, kontury, ponieważ brakuje mi światła.

Kiedy natomiast trafię na światło Chrystusa, wtedy mogę sam siebie rozpoznać, tak, jak to stało się z Janem Chrzcicielem.

„Nie, to nie jestem ja!, – powiedział na początku, kiedy proponowano mu tytuł honorowy i wspaniałe szaty: „Jesteś prorokiem? Zapowiedzianym Eliaszem? Czy też Mesjaszem?”
To była pokusa pochlebstwa.

Jan Chrzciciel te pokusy odpiera i mówi: „Nie, ja nie jestem nim”.
„On sam nie był tym światłem, on miał tylko dać świadectwo o świetle”, powiedział Ewangelista Jan. Jednak, w tym świetle widzi on jasno, kim on jest:
Jestem głosem wołającego na pustyni.

Wszystkie te pokusy, które będą nam przedłożone, wymagania, które będą nam stawiane, role, które będą nam przypisane- możemy odeprzeć i powiedzieć: „Nie, ja nie jestem tym!”.
Nie potrzebujemy też wzdychać i mówić: „Niestety, nie!”
Ponieważ miłość Chrystusa, dotyczy mnie, jako tego nie perfekcyjnego, tego wątpiącego i szukającego, wciąż błądzącego, który nie może osiągnąć szczęścia…

Dietrich Bonhoeffer, na końcu swojego tekstu napisał: Kimkolwiek jestem, Ty mnie znasz, jestem twój, o Boże!

  1. Druga świeca pali się dla pokoju
    Co myślimy, kiedy mówimy o pokoju? – „Pokój oznacza: że wszyscy ludzie są braćmi i siostrami!, tak wiwatują entuzjaści. – „Pokój, to brak wojen”, odpowiadają trzeźwi realiści.
    – „Pokój jest, jeśli każdy, przez przeszkód może robić, co chce”, mówią indywidualiści.
    – „Pokój dla mnie, byłby wówczas, gdybym wreszcie mógł się wyciszyć i odprężyć”, marzą inni. – „Pokój polega na równowadze sił”, mówią generałowie.

Istnieją niezliczone definicje. Czy, w Bożonarodzeniowym pojęciu pokój, to dalsza jego definicja? Nie, Bóg przyszedł na ten świat, – ale nie po to, by do tych wielu definicji pokoju dodawać dalsze.
Boże przyjście na świat odbywa się w całkiem inny sposób i to jest jedyny sposób, w jaki może narodzić się pokój: Bóg przyjmuje ten świat w miłości, taki, jaki jest. On nie czeka, póki nie zostaną przygotowane wszystkie drogi, póki nie zostaną wyrównane wszystkie pagórki i doliny i wszystko odpowiadać będzie jego wyobrażeniom. Nie, Bóg nie stawia żadnych warunków, kiedy nie ma miejsca w gospodzie, wystarczająca jest dla niego śmierdząca stajenka.
Taki właśnie jest- ten świat, który Bóg tak bardzo kocha, aż po krzyż. Od niego nie znamy żadnego słowa nienawiści i nie znamy żadnego czynu, odwetu, czy zemsty. Nawet żadnego znaku, aby On żałował, że przyszedł na ten świat- tak go kocha.
Bóg kocha ten świat, pomimo braku zainteresowania i całej wrogości, całej banalności i całego braku sukcesu i nienawiści. Tak było wówczas i tak jest dzisiaj.

Bóg nie zaprezentował nam najpierw swego wyobrażenia o nas, nie pertraktował i nie uzależnił wszystkiego od tego, czy my, jako partnerzy pokoju też myślimy tak, jak On. –
On, po prostu ludziom zawierzył: jako dziecko, jako uchodźca, jako nauczyciel, jako uzdrowiciel, jako towarzysz w cierpieniu i śmierci.

  1. Trzecia świeca pali się dla ludzi w Betlejem
    Kiedy w kwietniu, z grupą ludzi z Bonn byliśmy w Betlejem, spotkaliśmy ludzi, z którymi jesteśmy związani poprzez akcję „Bonn pomaga Betlejem”.
    Pomiędzy nimi, a pokojem stoi metrowy mur, który z jednej strony gwarantuje bezpieczeństwo, ale z drugiej strony ich ogranicza. Pomimo tego oni nie rezygnują, dalej pieką chleb dla biednych, nadal kształcą 250 młodych ludzi i uprawiają winogrona, chociaż nie wiedzą, co przyniosą im następne dni.
    Szkoła Salezjanów w Betlejem jest codzienną pracą na rzecz pokoju. Wszyscy absolwenci otrzymują miejsca pracy, przez co są mniej zagrożeni, by zejść na drogę terroryzmu.
    Nasza przyjaźń z nimi jest dla nich znakiem nadziei. Oni, w swoich staraniach nie są osamotnieni. Dlatego dzisiaj, chciałbym znowu zaapelować o pomoc. Kształcenie jednego, młodego człowieka rocznie wynosi 600 Euro. Taką sumą, lub też mniejszą, możecie całkiem konkretnie pomóc.
    Światło pokoju z Betlejem, łączy nas w konkretny sposób z ludźmi tam żyjącymi. Oni na nas liczą. Nie rozczarujmy ich!