Kazanie według 2 Księgi Samuela 21, 15- 22
Kategoria: Opublikowano: 26 kwietnia, 2018Autor: Pastor Volkhard Spitzer
we wspólnocie Góry Tabor w Berlinie – wrzesień 2002 rok
Nie wiem czy znacie to uczucie, ale ja już czasami wychodziłem z kina sfrustrowany. Normalnie produkcja z Hollywood zawsze kończy się happy endem i wtedy jestem zaspokojony i zadowolony. Do kina idzie się okazyjnie, by się odprężyć. Kiedy film źle się kończy czy też nie ma zakończenia, bez rozwiązania- jest to katastrofa… Ostatecznie idziemy do kina nie po to, by oglądać inne problemy, których i tak jest i bez tego w życiu mnóstwo. Nie, w kinie chcę się trochę uspokoić i odprężyć.
Ale życie nie jest przecież kinem, czyż nie?
Jeśli życie przebiegałoby jak film, jak produkcja Hollywood- wtedy ładna dziewczyna miałaby za męża milionera. Bohaterowie nigdy by nie umierali, uciskani byli by oswobodzeni, a prawo zawsze byłoby przeforsowane… A ponieważ tak nie jest, mówimy o realnym życiu.
W ostatnią niedzielę słuchaliśmy o walczącym przeciwko Goliatowi, a kogo tu nie było, coś stracił. Goliat został pokonany; Izrael odniósł zwycięstwo. To było szczęśliwe zakończenie. Mały Dawid, underdog przeciwko władczemu ciemiężcy Goliatowi. Klasyczna historia o zwycięstwie dobra nad złem. Dlatego, jako mały chłopiec lubiłem westerny, te z Johnem Wayne, tym macho. On zawsze odnosił zwycięstwo. Kiedy szło się do kina, to było pewne, że na końcu zwycięży dobro.
Ale kto wie, że Dawid walczy przeciwko kolejnemu olbrzymowi? Kto z was wie? Ja w tym tygodniu już pytałem: „Kto zna historię o Dawidzie i Goliacie?”. Wszystkie ręce były w górze. A potem zapytałem: „Kto zna historię walki przeciwko drugiemu olbrzymowi?” No body. Czy coś to mówi? Tak, ponieważ walka przeciwko drugiemu olbrzymowi kończy się całkiem inaczej, prawie bez happy endu. A nikt nie identyfikuje się z tym pokonanym. Każdy chce iść razem ze zwycięzcą. Nikt nie inwestuje w niedorajdę. Nawet szczury opuszczają tonący statek.
Chcę wam przeczytać dzisiejszy tekst. On znajduje się w 2 Księdze Samuela, rozdział 21 od wersu 15-22.
„Znowu doszło do wojny między Filistynami a Izraelem. Wyruszył Dawid ze swymi sługami i walczyli z Filistynami. Dawid poczuł zmęczenie. Tymczasem niejaki Iszbo-be-Nob, pochodzący od Rafy, którego włócznia ważyła trzysta syklów brązu, przypasowawszy nowy miecz, powiedział, że chce zabić Dawida. Ale Abiszaj, syn Serui przyszedł mu z pomocą. Uderzył Filistyna i zabił go. Wtedy ludzie Dawida zaklinali go mówiąc: „Nie pójdziesz nami dalej do walki, abyś nie zgasił światła Izraela.
Raz jeszcze doszło do wojny z Filistynami w Gob. Sibbekaj Chuszatyta zabił wtedy Safa, pochodzącego od Rafy. Kiedy doszło do nowej walki Z Filistynami w Gob, Elhanau z Betlejem, syn Jaira zabił Goliata z Gat, którego drzewce dzidy wyglądało jak wał tkacki. I jeszcze jedna odbyła się walka w Gat. Pokazał się tam człowiek wielkiego wzrostu, który miał u każdej ręki po sześć palców i po sześć palców u każdej nogi- razem 24 palce. Pochodził on również od Rafy. Kiedy urągał Izraelitom, zabił go Jonatan, syn Szimei, brata Dawida. Ci czterej pochodzili od Rafy z Gat. Polegli z ręki Dawida i jego sług”.
To opowiadanie czyta się całkiem inaczej, prawda? A jednak tekst ten, chociaż jest krótki, daje nam ostatecznie kilka ważnych lekcji do naszego życia jako ludzi, jako członków wspólnoty, jako chrześcijan.
Dawid walczył zatem przeciwko drugiemu olbrzymowi- z całkiem innym skutkiem. Tym razem nie był to pewny siebie chłopiec, który wystąpił z procą i powiedział: „Ty przychodzisz w imieniu swojej armii, ja lecz przychodzę w imieniu mojego Boga i cię zabiję…”.
Teraz Dawid był zmęczony, wyczerpany, jak mówi Biblia. Idzie na wojnę już zmęczony. To jest niedobre uczucie. Ja to znam, będę okazyjnie zapraszany na konferencje, a kiedy zanim jeszcze wziąłem w niej udział, już byłem zmęczony. Wtedy czułem się jak bokser, który zaraz wchodzi na ring i wie, że zaraz dostanie „w czapę”. To jest niedobre uczucie. Tak też czuł siew tej sytuacji Dawid. On wystąpił do walki, ale w głębi serca wiedział, że to będzie ciężka walka. Kiedy olbrzym się do niego zbliżał, on nie wziął procy i nie oszołomił go tylko dosłownie koziołkował i ostatecznie wylądował na ziemi na plecach. Szybko oddychał, jąkał się, na twarzy wyraźnie rysował się strach. Nad nim stał olbrzym, postawił swoją stopę na jego piersi, już wyjmował miecz i przygotowywał się do śmiertelnego uderzenia. Wtedy nagle skądś przybył Abiszaj. Widział króla w niebezpieczeństwie, uderzył i – zabił olbrzyma. Ojej! Całkiem inna sytuacja.
Poluzowałem moją fantazję i tak sobie to wyobraziłem: Kiedy Dawid się pojawia, wszystkie kobiety krzyczą. On jest ten piękny, dumny, silny, super typ. One śpiewają: Saul pobił tylko tysiąc, ale Dawid pokonał 10 tysięcy… A kiedy on zabiera głos, one mdleją. Jak na koncercie Beatles. I teraz znowu występuje, zapowiedziana jest druga walka. Podchodzi olbrzym, tym razem inny. Dawid idzie krok do przodu… i leży na plecach. Widzą to wszyscy, jego żołnierze, armia, Filistyni. Dawid leży na ziemi, na plecach i steka i łapie powietrze i ma nadzieję na przeżycie. Co za upokorzenie! On leży i myśli: „Teraz nadszedł koniec…”. A potem nagle upad i jest martwy. Dla Dawida jedno jest pewne- jest uratowany.
Czyta się to jak pełen napięcia kryminał, prawda? Niewinna ofiara wciśnięta w kąt nie ma już wyjścia. Widz siedzi, patrzy na to i zatrzymuje oddech. Bestia wyciąga nóż i idzie powoli w kierunku ofiary- w tym momencie otwierają się drzwi, wkracza bohater i zabija bestię. Sytuacja jest uratowana. Tak samo o tej sytuacji opowiada Biblia. Biblia nie jest bajką, tu wszystko przedstawione jest bardzo realistycznie. Tu kobiety i mężczyźni dokonywali zwycięstw, a w następnym momencie przeżywali klęski.
Dawid jest uratowany! Teraz lecz- mamy problem: Dawid już nie jest bohaterem. On był za długo na ringu. On, ten, który zabił olbrzyma w 1 Księdze Samuela (rozdział 17), dowódca armii, dumny król słońca Izraela: nędznie pokonany. W ostatnim momencie pojawia się Abiszaj. Wierny, lojalny- widzi króla w niebezpieczeństwie, długo się waha. Siebie nie szczędzi, uderza i ratuje tym samym królowi życie.. Tekst ten jest zwięzły, a jednak zawiera istotną naukę jak powinniśmy się zachować wobec naszego olbrzyma.
Wiem, że dzisiaj rano tu na nabożeństwie są ludzie, którzy widzą naprzeciwko siebie olbrzyma. Są to sytuacje bez wyjścia: oni czują się absolutnie bezradni. Oni nie znają już drogi wyjścia, lecz idą na nabożeństwo z nadzieją i mówią: „Być może… być może Bóg przemówi do mnie”. Nabożeństwo jest duchową aktywnością. Tu liczymy na pomoc Boga, na pomoc żywego Boga, ponieważ wszyscy staniemy gdzieś, kiedyś w sytuacji naprzeciwko olbrzyma.
Biblia jest bardzo, bardzo realistyczna. Ona uczy nas, że w życiu ludzi są olbrzymy. Raz są to człowiecze olbrzymy, ludzkie sytuacje, z którymi nie możemy sobie poradzić. Z drugiej strony opowiada ona jeszcze o naszym zaciętym wrogu, śmiertelnym wrogu, szatanie, o którym ja niewiele mówię, bo nie chcę mu poświęcać dużo uwagi, ale musimy się z nim liczyć.
W Liście do Efezjan, w rozdziale 6 apostoł Paweł powiedział: „Nie toczymy bowiem walki przeciwko krwi i ciału, lecz przeciwko władzom, przeciw rządom świata tych ciemności”. On mówi o demonicznych siłach, o władzy ciemności, które też atakują ludzi, stworzenia Boże. On kontynuuje: Jeśli nałożycie na siebie Bożą zbroję i jeśli macie nadzieję na Bożą pomoc, wtedy będziecie mogli zachować swoje pole. Przeczytajcie w domu 6 rozdział z Listu do Efezjan! Jest tam napisane, że szaleje walka o ludzi. To w ostatnich miesiącach zwróciło moją uwagę: gdziekolwiek jestem, wszędzie są przygnębieni i obciążeni ludzie. Tak mało widzi się radosnych ludzi. Tak mało spotyka się ludzi, z których bije promienna radość i głęboki pokój. Wydaje się, że wszyscy są jak przepłoszone kurczęta. To szaleje walka o ludzi.
Niedawno czytałem historię konfrontacji Mojżesza z faraonem. I wiecie co zwróciło moją uwagę? Kiedy Mojżesz się zjawia i mówi, że chce w imieniu swojego Boga lud hebrajski wyprowadzić z niewoli, wtedy pierwsza reakcją faraona jest: „Obciążcie ich, uczyńcie ich życie ciężkim!” To znajduje się w Biblii. Możecie to przeczytać (porównaj 2 Księgę Mojżesza 5,1-11)! Pierwszą reakcją faraona nie są słowa: „nie, wy nie możecie odejść”, lecz on mówi: „Obciążcie ich! Nałóżcie na nich brzemię, chłostajcie ich! Nałóżcie na nich większe normy pracy, zmuście ich, by padli na kolana- wtedy nie będą już słuchać tego niedorzecznego, głupiego gadania Mojżesza”.
Jezus powiedział, że troska tego świata może zdławić, stłamsić podstawę, zarodek naszego związku z Bogiem, jeśli się jej poddamy (porównaj Ewangelię św. Mateusza 13,22). O tym niebezpieczeństwie wie też apostoł Paweł. W Liście do Filipian w rozdziale 4, wers 6 domaga się od nas: „O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem”. Być może już długo jesteście pośród bitwy. Jesteście wyczerpani, walczycie o wzgórze waszego życia i nie możecie się z tego wydostać i jesteście bardzo zmęczeni. Co czynić w takiej sytuacji? Biblia ukazuje parę punktów i chcę je tu krótko przedstawić.
Po pierwsze Biblia mówi: „Pozostań czysty!’ (porównaj 1 List do Tymoteusza 5,22). Tak mówią często młodzi ludzie przy pożegnaniu: „Zostań czysty!”. To jest dobre, to jest biblijne! Pozostań czysty, pozostań trzeźwy, zostań czujny. Przypominamy sobie fragment z 1 Księgi Samuela (rozdział 17): Goliat leży na ziemi. Tu sytuacja wygląda inaczej, jest dokładnie odwrotna. Dawid wyciąga miecz i uderza Goliata. Bierze głowę Goliata i biegnie przez pole. Głowa Goliata była jak trofeum. Kiedy Filistyni to widzą, zaczynają uciekać. Uciekają, by chronić swoje życie, każdy w innym kierunku, a Izraelici biegną za nimi. Wroga armia zostaje zniszczona. A kiedy ty stoisz na wzgórzu nr 17 i tą całą krwawą sytuację obserwujesz, wtedy myślisz: Oni są już wykończeni. Nigdy już nie powrócą- już nigdy.
Jednak powracają. Powracają i to nie tylko raz. Już mnie to denerwowało, kiesy w tekście czytałem: „I znowu przyszła wojna i znowu przyszła wojna i znowu…”. Wciąż olbrzymy i wciąż Filistyni. Zostają pokonani, a pomimo tego znowu wracają. Przychodzą nie tak sobie. Oni są żądni krwi, żądni zemsty. Ich bohater został pobity przez jednego Hebrajczyka i tego wstydu nie mogą znieść. A Biblia opowiada wyraźnie, że jeden olbrzym przychodzi i mówi: „Ja się nie uspokoję, póki nie zdobędę głowy Dawida jako trofeum”.
Tak, oni powracają. Ja nie chcę cię zniechęcić, to kazanie powinno być przecież budujące. Ale powiem ci jedno: ta bitwa, która teraz toczysz, to nie będzie twoja ostatnia. Oni powrócą znowu. To jest rzeczywistość. Dlatego dobrze jest się na to przygotować i nastawić; to znaczy być czujnym i trzeźwym. My nie żyjemy w świętym świecie. Także dla chrześcijanina nie liczy się: „Przyjdź do Jezusa i wszystko będzie cudownie”. To jest kłamstwo. Czytamy przez całe Pismo święte jak ludzie Boga musieli ciągle walczyć. Większość apostołów, których Jezus powołał na swoich następców, straciło życie, nie zmarli śmiercią naturalną. Nikt nie powiedział, że lekko jest być naśladowcą Jezusa! Dlatego musimy być czujni i trzeźwi. W Liście do Hebrajczyków 12,1 czytamy to wyraźnie: „Odłóżmy wszystko co nas obciąża”. Mamy tu znowu to: obciążenie. My możemy rozstrzygnąć: albo ulegniemy naciskowi, wszystko będziemy w sobie tłamsić, a przy tym będziemy zgorzkniali, rozczarowani i porzucimy naszą wiarę; albo też powiemy: to jest realne życie. Olbrzymy przyjdą znowu i znowu dojdzie do sporów i kłótni, ale Bóg jest z nami i my możemy zwyciężyć.
Rozstrzygamy zatem wyzbyć się naszego obciążenia. Gdzie, jak? U naszego Boga. To jest to, co Dawid głosi (psalm 121,2): „Moja pomoc nadejdzie od PANA, który stworzył niebo i ziemię”. Dawid wie, że on sam nie może tego dokonać. „Odłóżmy wszystko co nas obciąża i grzech, który nas ciągle usidla”- czytamy w Liście do hebrajczyków 12,1- „ciągle usidla”! To nie jest zatem tak, że my raz zwyciężymy i to usidlenie już nigdy nie powraca. Ono przychodzi znowu. Także znowu przychodzą pokusy i problemy. Znowu są sytuacje, z którymi musimy się zmierzyć. Dobrze jest o tym wiedzieć, być trzeźwym i czujnym. Wtedy nie zgubimy wiary.
I dalej w Liście do Hebrajczyków w rozdziale 12 czytamy: „O winniśmy wytrwale do walki przystąpić z cierpliwością, która dla nas jest określona; spoglądając na Jezusa, który nam w wierze przewodzi”. Z cierpliwością! Na początku tego fragmentu czytamy: „Ponieważ mamy dookoła siebie takie mnóstwo świadków”. „Dlatego winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych zawodach!” To wszystko jest jak bieg sztafetowy: Tu jedna generacja oddaje pałeczkę następnej generacji, a ta znowu następnej. Święci wciąż dalej przekazywali drewnianą pałeczkę. Teraz dostała się do naszych rąk. Teraz mamy tę pałeczkę w ręku i zostaliśmy uznani i będziemy obserwowani. Biblia mówi, że nas już duża gromada świadków poprzedziła. I oni obserwują tę dzisiejszą wspólnotę Boga. Mogę sobie wyobrazić jak Mojżesz znowu wychodzi na górę, tym razem na jakąś górę w niebie i patrząc stamtąd mówi: „Teraz biegnijcie, dalej dzieci! Zacznijcie wreszcie działać!”- Tak, to prawda! Mowa tu będzie o walce, sporze i o wysiłku podczas biegu. Wszyscy patrzą na tego, który właśnie trzyma pałeczkę- aż przekaże ja dalej. Wszyscy obserwują i krzyczą. Uczestniczyliście już w biegu sztafetowym? Tam biegacze się rozgrzewają i dodają sobie odwagi: „Dalej, dalej, dalej…!” kiedy dwóch było słabych, to trzeci musi to nadrobić. Musi biec jeszcze szybciej.
My jesteśmy ogniwami w dużym łańcuszku i nie możemy zawieść. W jaki sposób wygramy? Kiedy spoglądamy na pastora- nie, przepraszam w Biblii nie jest tak napisane. Spoglądając na Jezusa, ponieważ On – przewodzi w wierze, wskazuje nam drogę. Ale wiesz, ja widziałem wielu, którzy rozpoczęli- wielu!- kiedyś mieli przeżycia, walczyli przeciwko jakiemuś olbrzymowi i stali sami. Oni przegrali i teraz już ich tu nie ma. Początek nie jest rozstrzygający lecz zakończenie, dokonanie. My walczymy przeciwko własnym przyzwyczajeniom, przeciwko starej w nas naturze. Luther ongiś powiedział: „Ja zatopiłem starego człowieka w wodzie chrzcielnej, ale problemem było to, że ten czort umiał pływać!”.. , Luther był realistą: „ten czort umiał pływać”. Ja walczę przeciwko starej naturze , a Luther powiedział: „Potem uniżam się w moim chrzcie i mówię: jestem ochrzczony!” należę do Jezusa pomimo moich błędów, pomimo tego, że zawiodłem. Nie jestem uratowany dzięki mojej sprawiedliwości lecz przez łaskę Jezusa.
To są siły, moce władzy- ja nie jestem z tych, którzy w ławce kościelnej widzą demony. Są tacy ludzie, którzy ciągle diabłu oddają cześć i mówią o tym co może diabeł. Ja się pytam: co Jezus czyni dla tych ludzi? Nie, diabeł nie czyha za każdym kątem. Nie, to nasze ciało czyha na każdym kroku, nasza stara, niewyzwolona natura chce wciąż jeszcze pływać i wydostać się na powierzchnię wody. Wtedy musimy ją znowu zepchnąć na dół. Możemy wygrać. Biblia mówi (List do Filipian 4,13): „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. Czy też w Ewangelii św. Mateusza (28,18): „Dana jest Mi wielka władza w niebie i na ziemi”. Nasza modlitwa potem będzie brzmiała: … Bo Twoje jest królestwo i potęga i chwała na wieki. Amen. (Ewangelia św. Mateusza 6,13). Co to znaczy „Amen”? Tak, to jest „kropka!” Czy są to tylko puste słowa, czy to tylko paplanina, czy to tylko ulotna mowa. Czy to rzeczywistość?
Tak, wróg jest mocny i władczy. Nie oszukujmy się. W Afryce konfrontowałem się z woodoo. Widziałem siłę wroga, ale my pomimo tego wygraliśmy, ponieważ Ten, który jest w nas, silniejszy jest niż ten, który jest na świecie. Wróg może być mocniejszy, ale nasz Bóg jest wszechmocny. Ktoś powiedział: „Jeśli diabeł do mnie przyjdzie i przypomni mi o mojej przeszłości, wtedy przypomnę mu o jego przyszłości”. Moja rada brzmi: Nie wierz w to, że ty jesteś niezwyciężony, bo raz zwyciężyłeś bitwę. To jest hybris. To jest aroganckie i durne. To znowu przyjdzie. Dlatego pozostań trzeźwym, pozostań czujnym i czystym. Jezus powiedział: „Czuwajcie i módlcie się”. Nie tylko „Módlcie się”, lecz „czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” (Ewangelia św. Mateusza 26,41).
Po drugie Biblia mówi: Akceptuj siebie. Bądź uczciwy sam ze sobą. Miej realistyczną samoocenę. Najgorszym rozczarowaniem jest rozczarowanie z powodu samego siebie. Mogę sobie wyobrazić jak walczy Dawid i mówi: „Zwyciężyłem przecież Goliata, to zwyciężę i tego tu”. Jednak to nie jest takie łatwe. Już leży on na plecach, na czole wystąpił pot. Strach maluje się w jego oczach. Olbrzym podnosi swój miecz, by zadać śmiertelny cios. I w tym momencie, nie wiedząc skąd nadchodzi Abiszaj i ratuje go. Kiedy wszystko się uspokoiło, wtedy przychodzą generałowie Dawida i rozmawiają ze swoim królem. To jest bardzo interesujące. Tylko jeden wers w Biblii, ale bardzo ciekawy. Generałowie mają odwagę, by powiedzieć królowi prawdę. To jednak nie są przypadkowi ordynansi czy sierżanci, którzy dopiero rozpoczęli służbę. To są generałowie, którzy królowi przedstawiają swoje zdanie. To są długo służący, lojalni, zaufani ludzie, którzy przeszli z Dawidem wiele bitew. Ludzie, do których może on mieć zaufanie, którzy są mu przychylni.
Oni przychodzą do króla i mówią: „My ciebie królu wielbimy”- to jest wypowiedź! „Ty jesteś światłem Izraela i my nie możemy sobie pozwolić na to, by cię stracić. Nie możemy pozwolić, by zostało zgaszone światło Izraela. Ty nie możesz się wypalić. Nasz kochany królu, chcemy tobie dać życzliwą radę: „Nie idź już więcej na front. Nie masz już 25 lat. Minęło sporo czasu, od kiedy ukazał się pierwszy olbrzym. My chcemy cię chronić (porównaj 2 Księgę Samuela 21,17). Im chodzi właśnie o to: „My chcemy cię chronić, ustawimy się wokół ciebie i nikt nie będzie miał dostępu do ciebie, ponieważ my potrzebujemy króla w Izraelu”. Są to ci sami ludzie, którzy w bitwie słyszeli życzenie Dawida (2 Księga Samuela 23,15): „I Dawida naszła ochota i powiedział: kto zechciałby przynieść wody do picia ze studni przy bramie Betlejem”. Wtedy oni czołgając się przez linię frontu, idą do oblężonego Betlejem, przynoszą hełm pełen świeżej wody i podają ją królowi. A ten przerażony mówi: „Co zrobiliście? Jesteście szaleni? To mogło kosztować was życie. Tej wody nie mogę wypić. Ona jest jak krew”. I on ofiaruje ją Bogu i wylewa na ziemię mówiąc przy tym: „Boże dziękuję Ci, że postawiłeś przy mnie takich lojalnych przyjaciół”. Są to wzruszające historie.
W Księdze Koheleta 4, 9- 12 jest napisane: „Lepiej jest dwóm, niż jednemu, gdyż mają dobry zysk ze swojej pracy”. Ma się więcej siły, energii, więcej sukcesu: „Bo gdy upadną, jeden podniesie drugiego. Lecz samotnemu biada, gdy upadnie, a nie ma drugiego, który, by go podniósł. Również, gdy dwóch śpi razem- nawzajem się ogrzewają; jeden natomiast jak się zagrzeje? A jeśli napadnie ich jeden, to dwóch przeciwko niemu stanie, a powróz potrójny nie łatwo się zerwie”. Bogu dzięki, że Dawid miał Abiszaja. Inaczej byłby to jego koniec. Ten wielki król, ten zwycięzca olbrzyma poległby na polu bitwy.
Być może Filistyni czekali na to, by Dawid przestał być młodym, bez sił, bez zręczności. Być może czekali na to, by wyczerpany nie mógł sprostać już wymaganiom- i wtedy pojawiłby się olbrzym. Znasz taką sytuacje? Przeważnie olbrzymy nie przychodzą, kiedy jesteś w dobrej formie. One pojawiają się wtedy, kiedy jesteś słaby. To jest taktyka. Nowy Testament opowiada o Jezusie (Ewangelia św. Mateusza 4,1+2): „Wtedy Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A, gdy przepościł 40 dni i 40 nocy, odczuł w końcu głód”. Biblia mówi: „odczuł głód”! Po 40 dniach to był prawdziwy głód! Wtedy przychodzi wróg, kiedy On jest słaby i mówi (ewangelia św. Mateusza 4,3): „Jeśli jesteś Synem Bożym powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem”. Jezus dobrze wie, że to nie jest plan Boży dla jego życia. Ostatecznie sprzeciwia się i mówi: „Idź precz szatanie, ponieważ jest napisane (5 Księga Mojżesza 6,13): „Ty masz Pana wielbić, twego Boga i jemu tylko służyć”. Kiedy jesteśmy zmęczeni, słabi, wtedy przychodzi wróg.
Wróg przychodzi też wtedy, kiedy jesteśmy zadufani w sobie, kiedy uważamy, że jesteśmy niepokonani, kiedy uważamy: „Jesteśmy w ogóle najlepsi, o wiele lepsi niż inni, niż całe nasze rodzeństwo…”. Wtedy na dopada, ponieważ nie mamy się na baczności, ponieważ nie jesteśmy czujni, ponieważ jesteśmy zablokowani przez własną głupotę. Hybris jest głupotą, pychą. A wróg zna bardzo dokładnie nasze słabości. On zna nasze grzechy główne. Co jest głównym grzechem człowieka? Pycha. Biblia nazywa to grzechem głównym. Wielu teologów jest zgodnych z tym, że Izajasz (14,12-14) odnosi się tu do przypadku Lucyfera. Ten anioł światła przychodzi i odchodzi od tronu Boga. A pewnego dnia przychodzi mu do głowy, że jest tak blisko Boga i myśli(Księga Izajasza 14,13+14): „Ja chcę wystąpić na szczyty obłoków i być podobnym do Najwyższego”. „Ja chcę…, ja chcę.., ja chcę..” Tak czyta się ten tekst: „Ja chcę…!” A Bóg widzi to wszystko i mówi: „Ty chcesz? Ja też chcę!”. Dlatego w wersie 15 czytamy o samochwale: „Strącony do szeolu, na samo dno Otchłani!”.
Dziwie ciągle ludziom, którzy potrafią tak łatwo powiedzieć: „Ja nie potrzebuję żadnej wspólnoty. Mogę modlić się sam w domu”. To udaje się przez jakiś czas, dopóki nie przyjdą olbrzymy. „Ja nie potrzebuję kazania. Nie usłyszę tam nic nowego”. Tak, jakie to interesujące- czytam już Biblie od 50 lat. Nic nowego od tamtego czasu nie było napisane. Zawsze jest to samo, stara Biblia, którą otrzymałem jako dziecko. A pomimo tego czytam ja. A Słowo Boże do mnie przemawia, ponieważ odczuwam głód Bożego Słowa. Bóg pewnego dnia wykorzystuje tekst, który do mnie wczoraj wcale nie przemawiał. Nagle teraz tekst ten jest aktualny, stanowi dla mnie rade i pociechę, ponieważ jestem w sytuacji, kiedy dokładnie takiego słowa potrzebuję. Często przychodzą do mnie ludzie- i mówią: „Ach, dzisiaj wcale nie miałem ochoty iść na nabożeństwo. Byłem tak zmęczony, słaby, ale się jakoś pozbierałem…”. „Ach”, powiedziała starsza pani do mnie dzisiaj: „Jestem taka zadowolona, chociaż jechałem godzinę, tu na nabożeństwo, bo dzisiaj rano Bóg moją sytuację opisał i pokazał mi drogę wyjścia”.
„Ja nie potrzebuję wspólnoty. Nie potrzebuję kazania. Mam przewagę nad innymi. Jestem większy. Nie będę się nikomu podporządkowywał. Ja jestem niezależny, samodzielny. Jestem piękny, wykształcony. Jestem majętny”- mówiąc ściślej:- „Jestem totalnym egoistą”. Jeszcze gorzej, gdy dotyczy to duchowego obszaru. O wiele gorzej! „Ja mam większa wiarę”. „Gdyby miał wiarę, to nie chorował by już”. „Ja mam więcej duchowych darów. On ma tylko dwa. Ja mam siedem”. Często też słyszałem: „Ach, wspólnota jest martwa. Ona nic nie daje”. Nie jest to powiedziane z żalem, z bólem w sercu: „Moje siostry i bracia we wspólnocie nie mają już żadnego duchowego życia i to sprawia, że padam na kolana i modlę się , prosząc niebo, by Bóg ich znowu ożywił”. Nie, to powiedziane jest w takim tonie: „Jestem o wiele lepszy. Oni są jak nieżywi”. Jest to postawa faryzejska, mająca według Biblii 2000 lat. Jest to dokładnie taka podstawa: „Boże dziękuję ci, że nie jestem taki jak tamten”. A Bóg w niebie mówi: „To jest ohydne, obrzydliwe, aroganckie”.
Inaczej zachowywał się celnik, o którym Jezus powiedział: „Usprawiedliwiony poszedł do domu”. On „Stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść do nieba, lecz bił się w pierś i mówił: Boże, miej litość dla mnie grzesznika!”. (Ewangelia św. Łukasza 18,13+14). My Boga nie możemy zachwycić naszymi talentami i darami. Co możesz dać, czego ty wcześniej nie otrzymałeś? Inteligencję? Ta dał ci Bóg; czym zasłużyłeś na swoje wysokie IQ?- twoje zdrowie? Bóg ci je dał. Bądź wdzięczny. Upadnij na kolana i dziękuj Bogu, że jesteś zdrowy. Jest dużo tych, którzy są chorzy. Jesteś lepszy? To jest to, co Jezus miał na myśli, kiedy zawaliła się wieża w Siloam i pogrzebałą 18 ludzi: „Myślicie, że jesteście lepsi, ponieważ wieża nie runęła na was?” (porównaj Ewangelię św. Łukasza 13,1-5). Bóg „sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi. On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Ewangelia św. Mateusza 5,45). To nie jest powód do arogancji! Biblia mówi: „Duch pyszny poprzedza upadek” (Księga Przysłów 16,18).Kiedy ludzie są tak bardzo zarozumiali i stawiają się ponad innych, wtedy powiem: Uważaj, żyjesz niebezpiecznie. Możemy mówić w najwyższych tonach, a przy tym żyć w najniższej rzeczywistości. A pomiędzy tym zieje wielka przepaść.
Na ludziach robią wrażenie nie nasze słowa, lecz nasz styl życia. Dzisiaj rano o 900 na naszym nabożeństwie była kobieta, która była z nami już po raz piąty. Pytałem ją: „Dlaczego przyszłaś?” Ona w każdą niedzielę jedzie tu godzinę i godzinę z powrotem. To jest niezwykłe „dlaczego właśnie do tej wspólnoty?” Odpowiedziała mi” „Ponieważ jedna kobieta z waszej wspólnoty pracuje w Domu Opieki, w którym ja też jestem zatrudniona i ja ją obserwuję.- Ona jest taka pełna miłości dla tych starych ludzi. Inni nie mają czasu, są tylko krótko, podają tabletki i znikają… Ona bierze tych ludzi w ramiona, daje im ciepło, dodaje otuchy i odwagi. Od czasu do czasu odmawia modlitwę- czy też opowiada coś o kochającym Bogu…, i to jest pocieszające. Ona stwarza wokół siebie całkiem inną atmosferę i tu pytam siebie: „Dlaczego ta kobieta taka jest?. I ona ja zapytała: „Skąd bierzesz tyle sił, skąd to pochodzi?” Siostra odpowiedziała: „Ponieważ w moim życiu dominuje Jezus, a On przecież tak kochał starych ludzi. Jak mogłabym inaczej postępować?”- To właśnie opowiedziała mi ta starsza pani dzisiaj przed nabożeństwem: „To jest właśnie powód, dlaczego tu przychodzę. Ja tu też znalazłam Jezusa”.
Widzisz: To jest różnica miedzy Saulem a Dawidem. Obydwaj zgrzeszyli, ale Saul powiedział do proroka, który go przyłapał (1 Księga Samuela 15,30): „Ja zgrzeszyłem, bądź jednak teraz łaskaw uszanować mnie wobec starszyzny mego ludu i wobec Izraela i wróć ze mną, abym oddał pokłon PANU Bogu twemu”. Dawidowi jego wina będzie przedstawiona przez proroka Nathana (2 Księga Samuela 12,7): „Ty jesteś tym człowiekiem!”, powiedział, a reakcja Dawida jest zupełnie inna: Dawid się załamuje. Płacze przed Bogiem i wyraża to w słowach: „Boże, to jest przerażające, że mój związek z Tobą został zniszczony”. On modli się (psalm 51,13+14): „Nie odrzucaj mnie od twego oblicza i nie odbieraj mi świętego duch twego: przywróć mi radość z Twego zbawienia…”. „Bez ciebie nie mogę żyć. Boże, najcenniejsze co mam w życiu to związek z Tobą”. Tak Biblia mówi, że „Dawid czynił to, co w oczach PANA słuszne i nie zaniedbywał niczego co mu nakazał w ciągu całego swego życia, poza sprawa Chetyty Uriasza (1 Księga królewska 15,5). Jego postawa była zatem zupełnie inna niż Saula.
My wszyscy potrzebujemy Abiszaja. My wszyscy potrzebujemy człowieka, któremu możemy zaufać. Najlepiej, jeśli ma się więcej takich ludzi, ale lepiej jeden niż żaden. Abiszaj uratował Dawidowi życie. My nie możemy zostać sami. Wszyscy Abiszaje to lojalni ludzie, świadomi swej odpowiedzialności. Ludzie, którzy umieją milczeć, kiedy coś się im powierzy. To wierzący, którzy nie tylko myślą o sobie, lecz są też dla innych. To prawdziwi przyjaciele, którzy też umieją wysłuchać twoich przewinień i powiedzieć: „Ty możesz się wygadać, wszystko zatrzymam dla siebie”. Zaufanie nie jest nadużyciem, lecz oni idą razem ramię w ramie przed Bogiem, a potem Abiszaj może powiedzieć: „W imię Jezusa z Biblii, którego ja poznałem: Twoja wina jest ci przebaczona” (porównaj Ewangelię św. Mateusza 18,18).
Bez Abiszaja nawet sam Dawid, zabójca olbrzyma- zginąłby. To jest otrzeźwiające, ale też bardzo pomocne, gdy się to wie. Nie ma żadnego powodu, by być pysznym- wszyscy mamy swoje słabości. I dlatego przychodzę do trzeciego punktu: Znajdź siłę, moc w grupie! Znajdź siłę we wspólnocie! To, że Dawid sam prowadzi walkę jest opisane tylko raz. Samotne zwycięstwo przeciw Goliatowi było wyjątkiem. We wszystkich następnych walkach Dawid już nigdy nie był sam. Na końcu naszego tekstu kazania czytamy: (2 Księga Samuela 21,22): „Ci czterej pochodzili od Rafy, od Rafy z Gat. Polegli z ręki Dawida i jego wojowników”. To był team, oni walczyli razem z Dawidem: niezawodni, zaufani ludzie.
Po 11 września 2001 roku czytałem wiele sprawozdań strażaków z Nowego Jorku, którzy udzielali się w tej katastrofie. Tam nazywa się ich Firefighters. Jeden z nich podczas wywiadu wyjaśnił podstawą zasadę dla strażaków: „nigdy nie wchodź do płonącego budynku sam”. Nigdy sam, zawsze w grupie. Przynajmniej z jednym partnerem. Kiedy nie są pewni, czy w płonącym budynku nikogo nie ma, wtedy zakładają maski gazowe. Poszukiwania zaczynają się w gęstym dymie. Oni nic nie widza. Jest gorąco. Płonący materiał wywołuje oszałamiający huk. A jak szukają? To było interesujące. Kiedy tego słuchałem, pomyślałem: to jest lekcja dla naszej wspólnoty!
Pierwszy strażak nie wchodzi wyprostowany, lecz na czterech kończynach, by mieć lepszą stabilizację. Potem lewą rękę opiera na murze i czołga się wzdłuż do przodu, ponieważ bez dotyku, pośród dymu i huku szybko traci się orientację. Potem przychodzi drugi człowiek, partner i doczepia się do pierwszego. Pierwszy trzymające rękę przy murze, drugą bada przestrzeń czy ktoś tam nie leży.
Drugi strażak następuje bezpośrednio po pierwszym i kładzie swoją lewą rękę na jego prawym bucie. Drugą ręką bada przestrzeń. I tak tworzą oni łańcuch; lewa ręka zawsze na prawym bucie poprzedzającego. Tak badają teren. Ten strażak z Nowego Jorku powiedział dokładnie: „Jest to najpiękniejsze uczucie, kiedy w takiej sytuacji czujesz lewą rękę partnera na prawym bucie”.- „Nie, nie tu, w tym piekle sam”. A następnie powiedział jeszcze: „A najgorsze uczucie, które może mieć strażak w płonącym domu to strach, że nagle nie poczuje się żadnej ręki na prawym bucie. To najgorsze uczucie mieć świadomość, że jest się samemu”.
Kto jest twoim Abiszajem? Kto trzyma rękę na twoim bucie? Gdzie jest twój partner z grupy, człowiek, któremu możesz zaufać, któremu możesz się wygadać, przy którym znajdziesz bezpieczeństwo? Przy którym możesz zdjąć maskę i nie musisz już nosić swojej niedzielnej twarzy, lecz poczujesz się akceptowany i kochany, takim jakim jesteś. Gdzie jest człowiek, który też może ci powiedzieć prawdę bez zranienia ciebie, ponieważ wiesz, że on jest niezawodny w walce? On jest twoim zaufanym człowiekiem. Wiele z nim przeszedłeś, on okazał się lojalny, a ty wiesz, że możesz przed nim otworzyć serce. A kiedy będzie powiedziana ci prawda, wtedy wiesz, że to nie jest żaden akt wymierzony przeciw tobie, lecz troska, życzliwość i miłość. To jest lekcja, której nauczyłem się z tego tekstu. Bardzo wartościowa lekcja.
Pozwólcie, że zakończę przykładem takiej grupy, gdzie zawsze ktoś miał lewą rękę na prawym bucie poprzedzającego. U mojego brata w wieku 21 lat zdiagnozowano nowotwór. Był nieoperacyjny. Ten guz rósł bezpośrednio za okiem. Rósł tak szybko, że wypychał z oczodołu oko. To był straszny widok. Mój brat był bardzo wycieńczony. Miał 21 lat, a była tylko skóra i kości. On bardzo był zaangażowany, w wielu kościołach grał w niedzielę na organach. Jego pogrzeb był największym, jaki prowadziłem: ponad 300 osób wzięło w nim udział. Mój brat cierpiał strasznie. Lekarze dawali mu najsilniejszy środek przeciwbólowy, ale nawet morfina już nie pomagała.
Pewnego dnia powiedział do moich rodziców: „Ja już nie mogę! Wyskoczę z okna”. Tak właśnie powiedział, mój wierzący brat. 21- letni. „Już tego nie wytrzymam. Wyskoczę z okna”. A moi rodzice w tej niedoli, o 200 w nocy zwołali swój krąg modlitewny. Wówczas był to bardzo zorganizowany, żywy krąg modlitewny. Ludzie należący do niego byli od naszego domu oddaleni nawet 42 km. Ale w te noc wszyscy się zjawili, by modlić się z moimi rodzicami i z moim bratem. By dać im poczucie, że w tym kryzysie nie są sami. Chcieli powiedzieć, że maja lewą rękę na naszym prawym bucie. Czegoś takiego już nigdy więcej nie przeżyłem.- Domowy krąg, krąg modlitewny, w nocy o 200 – przyjechali z tak daleka, by się wspólnie modlić, a następnego dnia udali się do pracy.
A potem pewnego dnia znowu mój brat miał straszny atak bólu i znowu mój ojciec zaczął telefonować. To było ok. 21 wieczór, zwołał krąg domowy i powiedział: „Proszę przyjdźcie jeszcze raz. Nie chcę was wykorzystywać, ale jestem wdzięczny, ze jesteście. My nie potrafimy tego ciężaru sami udźwignąć”. Ci ludzie znowu przyjechali. Znowu 30, 20, 42 km, wieczór, ok. 2200, by modlić się z moimi rodzicami i moim bratem.
Wówczas byłem pastorem w Berlinie. W tym kręgu modlitewnym był Erich Blaeger, amerykański teolog. On pobłogosławił mojego brata i powiedział do niego słowo Pana: „O godzinie drugiej w nocy bóle twoje ustaną i znikną na zawsze”. Nie pytaj dlaczego akurat o drugiej w nocy? Ja nie rozumiem wielu rzeczy. Także w Biblii z Biblii nie mogę wszystkiego zrozumieć. Mogę to tylko akceptować. Ale muszę stwierdzić: punktualnie o drugiej w nocy bóle ustały. Mój brat już nie cierpiał aż do śmierci. Nawet nie łykał aspiryny. Zmarł, to znaczy odszedł do domu Pana- wierzę, że gra w niebie na organach i czeka na swoja rodzinę.
To była wspólnota, wspólnota budująca, niosąca. Ci ludzie dla moich rodziców byli Abiszajami. Oni nie zostawili ich samych. A teraz jeszcze muszę wam powiedzieć jak mój brat zmarł. Leżał w łóżku, tylko skóra i kości. Mój ojciec wrócił z pracy i miał poczucie, że powinien z nim wspólnie przyjąć komunię. Usiadł koło mojego brata na łóżku i podał mu opłatek i wino. Modlili się razem i mój ojciec powiedział: „Idę na dół do mamy zjeść kolację, potem przyjdę do ciebie”. A kiedy mój ojciec był w drzwiach, mój brat zaczął krzyczeć za nim: „Tato, mamo, nie przestawajcie nigdy chwalić i czcić. Opłaca się bowiem żyć z Bogiem”. To były jego ostatnie słowa.
My nie możemy być sami. My potrzebujemy Abiszaja. Potrzebujemy sióstr i braci, którzy zasługują na nasze zaufanie, którzy swoją lewa rękę trzymać będą na naszym prawym bucie i powiedzą: „Czołgałem się z tobą przez ogień. Nie zostawię cię samym. Mógłbyś stracić orientacje. Ja jestem z tobą”. Dlatego chcę dodać ci odwagi: włącz się do kręgu domowego, włącz się do kręgu modlitewnego, włącz się do kręgu pracy. Nie zostań sam. My potrzebujemy siebie nawzajem. Potrzebujemy wspólnoty.
I jeszcze mój ostatni punkt: bądź zawsze dobrej myśli, wszystko jedno jak mocno szaleje walka. Bądź ufny. Dawid został pokonany. On- mówiąc po ludzku- został upokorzony aż do granic. Olbrzym stoi nad nim, wyciąga miecz, przymierza się do śmiertelnego ciosu, a Dawid nie ma już szansy. Wtedy przybywa Abiszaj i ratuje swego króla. Całkiem inna historia jak ta o Dawidzie i Goliacie. Dawid przyjmuje radę swoich przyjaciół. On pozostaje królem słońca w Izraelu, nie idzie już na front. Jak na to reaguje? O tym czytamy e następnym rozdziale. Przeczytajcie ten rozdział 22- drugi w domu: 51 wersów chwały Boga. Żadnej skargi, żadnej mowy obronnej. Tylko chwała Boga.
„PAN jest moją skałą i moim zamkiem i moim Wybawcą. Bóg jest moim pasterzem, któremu ufam, moją tarczą i górą mego zbawienia, moją ochroną i moją ucieczką, moim Zbawcą, który wyzwala mnie o przemocy. Wzywam PANA godnego chwały, a będę wolny od moich nieprzyjaciół. Ogarnęły mnie fale śmierci i zatrwożyły mnie odmęty niosące zagładę. Oplątały mnie pęta Szeolu, zaskoczyły mnie sidła śmierci. W moim utrapieniu wzywam PANA i wołam do mojego Boga. Usłyszał On głos mój ze swojej świątyni i krzyk mój dotarł do Jego uszu” (2 Księga Samuela 22,2-7).
Na końcu zawsze był Pan. On działał przez Abiszaja, ale działał. Abiszaj mógłby być w innym miejscu, mógłby to niebezpieczeństwo przeoczyć; sekundę później Dawid by już nie żył. Alleluja!- kto jest twoim Abiszajem? Udaj się na poszukiwanie. Na rynku w Berlinie miała miejsce nasza wspólnota religijna. Ludzie byli rozsiani po całym mieście, nie można było się zbierać wieczór jak wówczas w Jeruzalem i tak stworzyliśmy „telewizytację”. To znaczy, rano o siódmej nawzajem do siebie telefonowaliśmy i razem modliliśmy się przed rozpoczęciem dnia. Wspólnota modlitewna przez telefon. Wzajemnie dobre słowo przekazywać i powiedzieć: „Jutro rano o siódmej obudzę cię i znowu będziemy się razem modlić”. Abiszaje, wspólnota sióstr i braci w duchu Pana.
Historia Dawida mogła skończyć się tragicznie, ale Bogu dzięki był Abiszaj, który swoją lewą ręką wczepił się w but i mówił: „ja cię nie zostawię samego sobie w biedzie!” Być może pytasz się dzisiaj: gdzie jest mój Abiszaj? Wymódl go sobie! A może ty chcesz zostać Abiszajem i powiedzieć: „Ja będę odpowiadał za siostrę, za brata. Ja tego zaufania, które będzie mi dane nie wykorzystam”. Tak rozrasta się wspólnota. W ten sposób wspólnota będzie coraz silniejsza.
Amen.