Kazanie według 2 Listu do Tesaloniczan 3, 1- 5
Kategoria: Opublikowano: 26 kwietnia, 2018Autor: Alexander Dölecke (kościół ewangelicko- luterański)
20.07.2014 w kościele św. Tymoteusza i w kościele św. Jakuba w Osnabrück
5 Niedziela po Trójcy Świętej
Nastawieni na Bożą miłość i tolerancję Chrystusa
Droga wspólnoto!
Czy też jesteście zaskoczeni, zadziwieni słowami śpiewanej ostatniej pieśni- te sformułowane wymagania i roszczenia kościoła? One brzmią tak jakoś mocno, twardo i surowo i tak pewnie:
„Ci, którzy słusznie w tym kościele mieszkają, / ci będą błogosławieni w Bogu;
i zostanie im oszczędzony śmiertelny potop, / ponieważ ocali ich Boża arka.
Dla nich została przelana krew Chrystusa, / którzy oni w wierze przejmują,
i oni będą mieszkać w Bożym domu, / oni są Jemu ochoczo poddani.
Chociaż wrota stoją otwarte/ i jasno świeci światło dnia,
nie może jednak iść tam każdy, / nie może każdy z Bogiem, Panem być zespolony.
To nie jest prosta droga, to jest droga wiary/ w Jezusa Chrystusa, Pana naszego.
Kto tą drogą nie idzie, musi zostać na zewnątrz, / tak długo dopóki
nie zechce się nawrócić”.
W 16 stuleciu można było tak pisać, ale czy to jest język dla kościoła 21 wieku? Czy my chcemy i czy powinniśmy tak jeszcze mówić, śpiewać? A przy tym tych, którzy naszej wiary nie dzielą, którzy nie należą do kościoła, którzy nie uczęszczają regularnie na nabożeństwa- czy my możemy ich w ten sposób określać? Czy nie powinniśmy w naszym wieloreligijnym, różnorodnym społeczeństwie myśleć inaczej?
Jak właściwie kościół chrześcijański nastawia się do tych, którzy do niego nie należą? Jak to jest, że my w Bogu, w Jezusie Chrystusie znaleźliśmy prawdziwą bazę, podstawę i kierunek naszego życia, a zarazem tej nadziei nie dzielimy z innymi ludźmi, naszymi kolegami, sąsiadami, przyjaciółmi i być może nawet z własną rodziną?
Jak to jest i jak do tego się ustosunkować, że inni „pozostają na zewnątrz” i nie „chcą się nawrócić”- wykorzystując słowa tej pieśni. Jak to jest, że oni nie idą drogą wiary, nie uznają Chrystusa?
Ba to pytanie muszą chrześcijanie, a z nimi kościoły bardziej niż kiedykolwiek znaleźć odpowiedź. My też będziemy pytani i obserwowani. I także od naszej odpowiedzi będzie zależało czy to wspólne życie w świecie, w naszym kraju będzie funkcjonowało.
Czy może nam tu pomóc podstawowy dokument naszej wiary- Biblia? Czy ona może być wskazówką drogi, światłem na drogę, dawcą pomysłów, tą, która zmienia sposób myślenia, która jest pobudzającym krytykiem i nauczycielem?- Dzisiejszy zaproponowany teks kazania wydaje się na pierwszy rzut oka zawierać całkiem określone, rozgraniczone myśli, ale na drugi rzut oka, jednak być może on nam pomoże coś wnieść, także do naszej sytuacji w 2014 roku.
Przeczytam teraz dokładnie wersy z 2 Listu do Tesaloniczan, a my posłuchajmy co one nam powiedzą:
„Poza tym, bracia, módlcie się za nas, aby Słowo Pańskie rozszerzało się i rozsławiało, podobnie jak jest pośród was, abyście zostali wybawieni od ludzi przewrotnych i złych, albowiem nie wszyscy mają wiarę. Wierny jest Pan, który umocni was i ustrzeże od złego. Co do was, ufamy w Panu, że to, co nakazujemy czynicie i będziecie czynić. Niechaj Pan skieruje serca wasze ku miłości Bożej i cierpliwości Chrystusowej”.
(2 List do tesaloniczan 3,1-5)
I.
Kiedy taki list czytamy, droga wspólnoto, to otrzymujemy zawsze tylko mały fragment z większego związku komunikacyjnego. Ten dzisiejszy zaproponowany tekst to tylko mała część z 2 Listu do Tesaloniczan i jest tylko elementem długich, rozległych rozmów Pawła, czy uczniów Pawła ze wspólnotą i chrześcijanami w greckich Tesalonikach pierwszego stulecia. My, można tak powiedzieć, stoimy przed wyzwaniem, by z fragmentów rozmowy telefonicznej uchwycić to, co było wcześniej tematyzowane, nie wiedząc co było mówione po drugiej stronie połączenia.
Dlatego też powinniśmy być ostrożni w osądzaniu, odrzucaniu czy też eliminacji. Na przykład: „Módlcie się za nas, abyśmy zostali wybawieni od ludzi przewrotnych i złych, albowiem nie wszyscy mają wiarę”- to może być ogólnie abstrakcyjne. To może być rozumiane jako nawoływanie, by pozbyć się niewierzących i wątpiących czy to poprzez odcięcie od komunikacji, czy też przez izolację socjalną, czy też w ogóle przez sposób postępowania z użyciem przemocy. Patrząc na konkretną sytuację piszącego, może to być prośba do przyjaciół, a nie ogólne wymaganie, które tego piszącego ten list zmusiło do takiego zwrotu. Być może była to opresja, kłopoty, konkretne nieszczęście, gorzkie przeżycie z konkretną grupa ludzi. „Abyśmy zostali wybawieni…”, może przecież znaczyć tyle, że sobie życzymy, „by oni zostawili nas wreszcie w spokoju”, „i przestali nam szkodzić”, „że oni się nawrócą i przyjmą nas życzliwie i my przyjmiemy ich życzliwie”.
Zarazem, opisane tu doświadczenie możemy nawet zrozumieć.
Przed kilkoma tygodniami uczestniczyłem w dyskusji na Uniwersytecie w Münster, w której teolog katolicki z walczącym ateistą spierali się o pytanie, jakie znaczenie w naszym dzisiejszym świecie mogą mieć w ogóle tradycyjne religie. W trakcie rozmowy ateista z całą oczywistością określił ludzi wierzących jako głupich i nazwał ich wiarę- śmieszną.
„Albowiem nie wszyscy maja wiarę”.- Tu jest sprzeczna, wojownicza strona odrzucenia wiary. To ludzie, którzy ośmieszają wiernych, zwalczają religię, drwią z niej, próbują ją ośmieszać. Ludzie, którzy nie znają respektu przed różnymi religijnymi tradycjami (a przy tym nawiasem mówiąc, fundamentalistyczna mała grupa zostanie wrzucona do jednego garnka z przemyślaną, otwartą i tolerancyjną wiarą większości).
„Albowiem nie wszyscy mają wiarę”.- Na pewno jest też mniej agresywna strona tego odrzucenia.
To „uprzejme- nie dziękuję” tych, którzy uprzejmie, ale stanowczo odrzucają do siebie możliwość, że Bóg, Jezus Chrystus może być w ich życiu bazą i wsparciem. To ludzie, którzy pozostają zamknięci, którzy się odwracają, po długim zajmowaniu się problemem wiary, albo też, co jest dla mnie jeszcze smutniejsze, pozostają obojętni wobec otuchy Boskiego daru.
„Albowiem nie wszyscy mają wiarę”.- prawie niedbale ten nowo testamentalny list daje to podsumowanie. Tak, jakby właśnie tak było i jakby to dalej nas nie dotyczyło. Tak, jakby to nas wcale nie dotykało, że ludzie nie podzielają z nami tego najważniejszego wymiaru naszej egzystencji. Jakby to było wszystko jedno, że inni przechodzą koło tego obok, że my naszego życia nie zawdzięczamy nam samym, że nam zostanie dana łaska, przystępność, wierność i miłość, że będzie nam przebaczone i dlatego i dlatego my też możemy przebaczać. To, że my możemy istnieć po prostu, bez jakichś dokonań, po prostu być. Dlatego też w końcu śmierć nie jest naszą ostateczną granicą, lecz po drugiej stronie zostaniemy przyjęci w ramiona samego Boga.
„Albowiem nie wszyscy mają wiarę”.- Czy to już wszystko? Czy przez to wszystko będzie powiedziane o tych, których brakuje? O tych, których nieobecność tu odczuwamy i o tych, o których potajemnie myślimy, że dobrze, że ich tu nie ma?
Gdyby tak było, wtedy list zostałby przerwany, autor przeszedłby do następnego tematu, lub też zakończyłby z zachętą, że u nas ma być inaczej, albo po prostu pozdrawiając zakończyłby ten list.
II.
Dalej jednak w tekście czytamy: „Ale Pan jest wierny…”. Autor tego listu odwraca naszą uwagę od sytuacji przed naszymi oczami i kieruje ja na Boską wielkość i wierność. Pan- zatem, ten, który w swoich rękach trzyma świat, historię i każdego pojedynczego z nas, który wszystko ogarnia wzrokiem i swoim łaskawym okiem spogląda na nas- jest wierny. To oznacza, że człowiek może, nie wiem jak bardzo się od Niego odwrócić, nawet zaprzeczyć swojemu pochodzeniu, może nawet przeciw Bogu walczyć,- Bóg pomimo tego pozostaje wierny. Jego miłość, Jego łaska, Jego sprawiedliwość określają go po wieczność. On się nie zmienia. On raz na zawsze nastawił się na to, że chce być blisko ludzi, którzy uwikłali się w winę, strach, śmierć i zamknęli się przed Bogiem. On ich jednak nie zostawi w spokoju. On nie zabierze swojej ręki. On zniesie to, co nabroją ludzie i będzie w tym wszystkim przy nich stał. Wciąż zawsze na nowo.
„Ale Pan jest wierny”, tak czytamy, a potem dalej: „On was umocni”. Tak, także kiedy jest atak, także jeśli martwi was odrzucenie przez innych, także kiedy będziecie ośmieszani. Nawet, jeśli ludzie na was spoglądają i potrząsają głową i dziwią się jak uświadomiony człowiek może uważać za możliwą rzeczywistość, która nie jest zmierzona, także, jeśli wszyscy wokół nas wiarę uważają za nonsens:
Bóg będzie nas wzmacniał, będzie nas niósł, będzie umacniał naszą ufność i naszą wiarę. Bóg będzie kierował nas na dobrą drogę, pokieruje krokami, które możemy i powinniśmy czynić.
Jak ta droga wygląda?- W naszym krótkim tekście jest to tylko zaznaczone. Chciałbym jeszcze zaznaczyć dwa aspekty, które zdaje mi się są dla naszego tematu ważne.
Po pierwsze: „Niechaj Pan skieruje wasze serca ku miłości Bożej…”.- To przedstawia dla nas dzisiaj wyzwanie (nawiasem mówiąc to samo, jakie było przed 2000 laty): mianowicie być skierowanym na Bożą miłość. Gdzie ją znajdziemy, gdzie ona się ukazuje? Jako chrześcijanie wierzymy, że miłość Boża autentycznie i ostatecznie ukazała się na krzyżu na Golgocie, że Bóg tak bardzo solidaryzował się z człowiekiem i do niego się przybliżył, że nie stronił od drogi do otchłani, od wzgardy, samotności i śmierci. Jako chrześcijanie odkrywamy właśnie na krzyżu, na którym zawisł Jezus z Nazaretu- odkrywamy na nim samego Boga. To jest ta Boża miłość- to, że On wybrał tę drogę.
Teraz zaś Paweł nazwał to- słyszeliśmy to we wcześniejszym czytaniu- „zgorszeniem dla Żydów, głupstwo dla pogan, dla nas zaś moc Boża i mądrość Boża” [1 List do Koryntian 1,23].
Neutralnie nie można się do tego ustosunkować. A ci, którzy nie podzielają wiary chrześcijańskiej, musza na ten znak patrzeć nieufnie. Tak, krzyż pozostanie kolcem, ponieważ on jest naszym środkiem, ponieważ my stamtąd pochodzimy i stamtąd próbujemy zrozumieć Boga, ponieważ wierzymy i mamy mocną pewność, że z tego dokonania Jezusa Chrystusa- odkrywamy samego Boga i stąd możemy do Niego znaleźć niezłomne dojście.
Inaczej mówiąc: Bez związku z Jezusem Chrystusem, który sam jest miłością Bożą, bez tego związku z Wybawcą, chrześcijanie nie są żadnymi chrześcijanami; właśnie ten związek, to nastawienie na miłość Bożą czyni nas chrześcijanami.
Jeśli te orientacje zagubicie, wtedy też przestaniecie być chrześcijanami. Właśnie to odróżnia chrześcijan od wszystkich innych- to, że oni w Chrystusie odkryli tę kluczową postać.
Ten związek z Chrystusem nas też izoluje, ponieważ wielu innych nie podziela tego z nami- nie w tej skali czy w większości przypadków wcale. Traktować Jezusa tylko jako wzorowego człowieka, to nie wystarczy: my odkrywamy w Nim więcej. To nas odróżnia i tej różnicy nie można po prostu pominąć. Tego też nie powinniśmy się wypierać, także nie w rozmowie z ludźmi innej wiary, z ludźmi, którzy określają się jako niereligijni. Nie możemy zrezygnować z tej jasności i wyrazistości- nie dla nas samych i jeszcze bardziej dla ludzi, którzy tego Chrystusa nie znają.
Po drugie: „Niech Pan skieruje serca wasze ku miłości Bożej i cierpliwości Chrystusowej”. – Cierpliwości, to obce słowo brzmi tu jako „tolerancja”. Łacińskie „tolerować” po przetłumaczeniu znaczy „wycierpieć, mieć cierpliwość” To znaczy, by się w walecznych manierach od innych nie odwracać. Właśnie nie samemu zwalczać tych, którzy nas zwalczają. To znaczy nie odwracać się z ignorancją. To znaczy nie bronić się zaciekle, nie potępiać.
Nie, nie możemy i nie powinniśmy zapierać się naszej wiary, nie powinniśmy jej zatajać, lecz dawać o niej świadectwo. W innym miejscu w Nowym Testamencie czytamy: „Bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która jest w was” (1 List św. Piotra 3,15).
My potrzebujemy tego o czym jesteśmy przekonani, co nas kształtuje, co jest naszą nadzieją, naszą wiarą, a na końcu przecież naszym spełnieniem. Nie potrzebujemy tego przemilczać, zatajać, upokarzać się.
Nie potrzebujemy także na tej płaszczyźnie poruszać się jak niektórzy przeciwnicy chrześcijaństwa. Możemy raczej pozostać spokojnymi, opanowanymi. Cierpliwość. Tolerancja. – Dlaczego? Ponieważ sam Bóg, ponieważ Chrystus sam jest tolerancyjny. On umie czekać i też to czyni. A my powinniśmy pozostać spokojni. To nie jest nasze zadanie, by udowadniać Bożą rzeczywistość- zresztą, jak byśmy mogli? On będzie to już czynił na końcu. To nie jest nasze zadanie, by wypowiadać ostateczne wyroki,- i uczciwie mówiąc, jestem z tego powodu zadowolony. Powinniśmy raczej powstrzymywać się os takich osądzających wypowiedzi i zostawić to spokojnie Bogu- niech On obchodzi się z nimi jak chce, z tymi, którzy nie mają wiary.
Co zatem mamy konkretnie robić, kiedy inni nas ośmieszają, szydzą z nas? Co mamy robić, kiedy oni argumentują, że to nonsens z tą wiarą, że wierzący są ślepi czy nawet niebezpieczni?
Myślę, że nie możemy stać bezbronnie, możemy okazać tolerancję. Możemy pokazać życiem co znaczy być zorientowanym na Bożą miłość. Dać przykład życiem, jak można funkcjonować wzajemnie w świecie, w którym każdy respektuje drugiego, bez tego zarazem musiałby przejmować pozycję innego. Nakierowani na Bożą miłość możemy brać udział w Bożej tolerancji, która jest wzorem dla naszej tolerancji.
Św. Paweł napisał: „Błogosławcie tych, którzy was prześladują. Błogosławcie a nie złorzeczcie”.
(list do Rzymian 12,14).
I także Jezus dla tej sytuacji ma dla nas wskazówkę: „Jeśli macie wrogów, jeśli oni was prześladują, wtedy „miłujcie!”, miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują”.
(ewangelia św. Mateusza 5,44).
Amen.
A pokój Boży i miłość Boża,
które przewyższają całe nasze ludzkie zrozumienie i pojęcie,
niech zachowają nasze serca i umysły w Chrystusie Jezusie, do którego należymy.
Amen.