Kazanie według Ewangelii św. Łukasza 10,25-37

Kategoria: Opublikowano: 19 kwietnia, 2018

Autor: Pastor Martin Hofmann (kościół ewangelicko-luterański)

06.09.2009 w kościele Chrystusa, Hamburg- Othmarschen

Droga wspólnoto!

Mały Oskar wypadł z huśtawki i bardzo się potłukł.

Przyszła Anna- Sofia i po prostu poszła dalej.

Nadszedł Łukasz- Benedykt i po prostu poszedł dalej.

Przyszła Charlotta- Joanna i po prostu poszła dalej.

 

A potem nadszedł mały Achmed, ten z nowego osiedla na drugim końcu miasta. On pomógł małemu Oskarowi, zakleił mu ranę plastrem, wziął w ramiona i go pocieszał.

 

Droga wspólnoto! Bardzo łatwa historia; właściwie żadna inna przypowieść nie jest tak jasna i przystępna jak ta o miłosiernym Samarytaninie. Najpóźniej poznaje się ją przed konfirmacją, złości duchowieństwo zakłamanie, które to zostawiło tego biednego człowieka leżącego w rowie bez pomocy. Chwali się Samarytanina, człowieka bez praw, który jest tak miłosierny. Tę historię możemy opowiadać już w przedszkolu: ważne jest, by innym pomagać, nie być obojętnym, ale czynić to co konieczne. Słyszeliśmy właśnie w kazaniu chrzcielnym: „Miłość znaczy wiedzieć, gdzie drugiego boli”.

 

Tak naprawdę to ten tekst nie prowokuje- w każdym razie nie tak, jak przed 2000 laty, kiedy Jezus akurat tego pogardzanego człowieka z Samarii stawia jako wzór.

Zmieniło się też wysokie duchowieństwo. I uczciwie chcę powiedzieć, że nie mogę sobie wyobrazić żadnego kolegi czy koleżanki, którzy by pobitego zostawili w rowie bez pomocy, tylko dlatego, że śpieszą się na nabożeństwo.

Pozwólcie, że opowiem jeszcze raz wszystkim znaną przypowieść, tym razem jednak wiele bardziej prowokacyjnym językiem:

 

Widzę, tu powstał pastor, chciał go wystawić na próbę i powiedział: Mistrzu co muszę czynić, bym dostąpił życia wiecznego? Jezus powiedział do niego: Co napisane jest w prawie? Co czytasz? Pastor odpowiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca i z całej duszy, z całych sił, a bliźniego swego jak siebie samego”.

 

Jezus powiedział do niego: Dobrze powiedziałeś, czyń tak, a będziesz żył.

 

Pastor chciał się usprawiedliwić i powiedział do Jezusa: Kto jest moim bliźnim?

 

Wtedy Jezus opowiedział: Był człowiek, który szedł z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko obdarli go z szat, ale jeszcze zadali mu rany i na wpół umarłego zostawili w rowie. Kiedy człowiek ten ocknął się w szpitalu, popadł w głęboką depresję. Wprawdzie szybko wracał do zdrowia, ale ciągle żył w strachu. Nie wiedział po co miał żyć? Jak Bóg mógł do tego dopuścić, że tak musiał cierpieć!

 

Człowiek ten szukał porady u swojego pastora. Gdzie był Bóg!!! Pastor popatrzył na niego z wyrozumiałością i powiedział: Ja ciebie rozumiem! Ja ci pomogę! Załóżmy w naszej wspólnocie związek, który zadba o to, by ulice do Jerycha stały się bezpieczne!

 

Po tym człowiek ten poszedł do pastora, następnej sąsiedniej wspólnoty i opowiedział mu o swoim losie. Gdzie był Bóg?- zapytał ją (pastorem była kobieta). Ona popatrzyła na niego ze zrozumieniem i powiedziała: Ja ciebie rozumiem! Ja ci pomogę!

Mam tu numer grupy samopomocy z Czerwonego Krzyża dla ofiar przemocy. Oni spotykają się w każdy poniedziałek o 1930 . Zadzwoń tam.

 

Po czym człowiek ten poszedł do proboszcza swojego okręgu kościelnego i opowiedział mu o swoim losie. Gdzie był Bóg?- zapyta. Proboszcz popatrzył na niego ze zrozumieniem i powiedział; Ja ciebie rozumiem! Ja ci pomogę! To co przytrafiło się tobie nie może się już powtórzyć. Podam to do publicznej wiadomości. Uwierz mi, to, że ulica do Jerycha nie jest bezpieczna- jest to niesłychane. Tu spadną czyjeś głowy!

 

Kiedy człowiek ten siedział wieczór w swojej knajpie, dosiadł się do niego sąsiad z 3 piętra. Dobrze go nie znał, ale krążyły plotki, że on odwiedza jakaś obskurną chrześcijańską sektę…

 

Po trzech piwach człowiek ten opowiedział po raz czwarty w tym dniu swoją historię. Gdzie był Bóg?, pytał swojego sąsiada. A sąsiad, Oblonsky powiedział tak: „Myślę, że Bóg był przy tobie, także w tym rowie. Prawdopodobnie trudno ci jest w to uwierzyć. Mnie też czasem przychodzi to ciężko. Ale ja rozumiem to z krzyżem Jezusa tak: Także tam gdzie jest ciemno, także tam jest Bóg i dodaje ci otuchy byś wstał”.

Długo jeszcze razem rozmawiali o Bogu, aż Oblonsky uśmiechnął się i powiedział: a propos wstać: muszę iść, bo jutro mam ranną zmianę. Potem, kiedy już zapłacił- powiedział: „Dzisiaj wieczór pomodlę się za ciebie, byś znowu odnalazł Boga. On sam ciebie nigdy nie zgubił…”.

 

Kto z tych, jak uważasz był bliźnim dla tego, którego napadli zbójcy? A pastor zapytał: Kogo mam wybrać: Może proboszcz?

Tu Jezus uśmiechnął się.- Koniec historii.

 

Droga wspólnoto! Czasy się zmieniły. Nam rzeczywiście nie można już zarzucić tego, że nie jesteśmy pomocni. Diakonia jest największym pracodawcą Niemiec. Nie ma wątpliwości, że to dobrze. Ale to nie wszystko.

 

Kiedy raz zapytałem dziewczynkę o jej ulubioną historię z Biblii, nazwała mi historię o miłosiernym bernardynie. Od tego czasu zawsze myślę o wiernych oczach bernardyna i beczułką rumu wokół szyi. Miłosierne bernardyny są cudowne: zawsze gotowe do pomocy, odważne, by ratować ludzi np. zasypanych przez lawinę.

Jednak problematyczne przy miłosiernym bernardynie jest to, że jest on niemy, nie może odpowiedzieć, kiedy pyta się go o motywację, nadzieję, wiarę.

 

Nasza przypowieść zaczyna się od pytania: Co muszę uczynić, by osiągnąć życie wieczne? Jezus wskazuje na Pismo św.: „Masz Pana, Boga twego kochać całym sercem, cała duszą, z całych sił i całym umysłem, a bliźniego swego jak siebie samego”.

 

Tą następującą historię Jezus opowiada tylko dla tego, ponieważ uczony w Piśmie pyta: Kto jest moim bliźnim?

 

Czy dzisiaj będziemy też Jeszcze o to pytać?

 

Twoje życie powinno być triadą, mówił Jezus: Ty masz kochać Boga, twojego bliźniego i siebie samego. Jeśli stracisz z oczu jeden z tych trzech punktów, twoje życie przejdzie na fałszywe tory.

 

Droga wspólnoto! Uczony w Piśmie pytał- kto jest jego bliźnim, by się usprawiedliwić.

 

O co my byśmy pytali, gdybyśmy byli na jego miejscu, jeśli chodzi o miłość do Boga, do bliźniego i miłość do siebie samego?

 

Czy też pytalibyśmy: Kto jest moim bliźnim?

 

Czy też: Kto to jest Bóg?

 

Kim ja jestem?

 

Być może Jezus przeprowadziłby z nami dzisiaj zupełnie inną rozmowę.

 

Chociaż to nie jest puenta tej historii, ale: Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie ma „krytykujący kościół” wymiar: kapłan i lewita przechodzą obok nie udzielając rannemu pomocy. Ci, którzy właściwie powinni być przykładem- tego nie czynią. Oni „głoszą wodę”, a sami piją wino. U nas jest odwrotnie. My czynimy dobro lecz nie wiemy dlaczego. Pijemy wodę i w ogóle nic nie głosimy.

 

Być może jest to prowokacja dla nas niemych, miłosiernych bernardynów. Daj głos! Bądź pobożny! Odróżniajcie się od Czerwonego Krzyża. Czyńcie kościół nie zrzeszeniem dobrych ludzi lecz wspólnotą dzieci Bożych.

 

Nie możemy miłosiernego Samarytanina zrozumieć bez pytania wstępnego: to jest pytanie o życie wieczne, pytanie o Boga. Bez tego wprowadzenia nasza przypowieść zniży się do płaskiej, moralnej anegdoty.

 

Jednak chrześcijaństwo jest właśnie nie tylko zajściem na drodze do Jerycha. Tak samo nie jest ono tylko pionem między mną i „moim” Bogiem. To jest triada. Jeśli ściemnimy, wyciszymy jeden z tych trzech wymiarów, nasze życie straci wtedy na głębi. Chrześcijanie to nie tylko dobrzy ludzie- powinni oni wprawdzie nimi być, ale nie muszą zawsze. Chrześcijaństwo to więcej niż międzyludzka etyka. To oczywiście nie zwalnia nas od odpowiedzialności za drogę do Jerycha.

 

Pewnego dnia- tak mówił Martin Luter King przed ponad 40 laty- musimy zrozumieć, że cała droga do Jerych musi zostać zmieniona, tak, by mężczyźni i kobiety nie byli napadani i okradani, podczas gdy podróżują drogą życia.

 

Droga wspólnoto! Już dawno pojęliśmy i zrozumieliśmy, że na naszym świecie są rozmaite, różne drogi, które muszą zasadniczo zostać zmienione: od etyki gospodarczej aż do ochrony środowiska, od pomocy rozwojowej aż do polityki pokojowej. Jest dużo dróg w kierunku Jerycha po których nie możemy dalej przechodzić, jeśli nie zaufamy mocy Bożej. Mianowicie temu, że nie będziemy zgubieni, że opłaca się dzielić z innymi, że nie ma powodu, by z rezygnacją zamykać oczy przed wydawałoby się ponad- ludzkimi zadaniami.

 

Nasza przypowieść uczy: Właśnie miłość Boża przynosi owoce nie tam, gdzie się tego oczekuje, przy kompetentnych i ekspertach i uczonych w Piśmie, lecz przy małym, odrzuconym przez społeczeństwo Samarytaninie. „Będziesz się domagał”, pisze pełna zaufania do Boga Marie Luise Kaschnitz:

 

Będziesz się domagał,

że my, ci obojętni na tej ziemi.

Będziemy Twoja miłością.

Ci brzydcy Twoją pięknością.

Ci bez wytchnienia, Twoim spokojem.

Ci milczący, Twoją mową.

Ci ociężali, Twoim lotem…

I niektórych będziesz niekiedy czynił aktywnymi.

Szybszymi niż Twoje maszyny i sztuczne błyskawice.

Przezwyciężą oni swój strach.

Będą w podróży. Będą radośni.

 

Przed 2000 laty Bóg na drodze do Jerycha- tak opowiadał Jezus- uczynił człowieka aktywnym w czyn i prawdę. Był on szybszy niż błyskawica, przezwyciężył swój lęk i stał się radosnym podróżującym pośrodku drogi do Jerycha.

Amen.