Kazanie według Ewangelii św. Marka 10, 46-52

Kategoria: Opublikowano: 25 kwietnia, 2018

Autor: Brigitte Remspecher (kościół ewangelicki)

10.10.2010 w Dunningen

Ekumeniczne nabożeństwo rodzin

Bartymeusz

 

Do tej pory w naszym nabożeństwie słyszeliśmy o upośledzonych. O ludziach, którzy nie słyszą, o ludziach, którzy nie mogą chodzić i właśnie też o Bartymeuszu, który nie widział. Niewielu z nas dotyka to upośledzenie.

W tej historii jest mowa o gorszym upośledzeniu. Chcę je nazwać „chłodem serca”.

Kim są ci, którzy mają zimne serca?

To są ludzie, którzy chcą zmusić Bartymeusza do milczenia. To są ludzie, którzy stoją między Jezusem i Bartymeuszem. Wielu ludzi jest w drodze z Jezusem i Jego uczniami -tak czytamy. Ci ludzie chcą Jezusa pożegnać. On chce znowu opuścić Jerycho, a ludzie chcą mu powiedzieć „cześć”.

Bartymeusz usłyszał Jezusa i zaczął wołać: „Jezu, ulituj się nade mną!”

 

Co mogli ci ludzie wtedy powiedzieć, jak mogli zareagować?  Mogli powiedzieć: „My ci pomożemy. My ciebie tam zaprowadzimy”. Ludzie stojący między Jezusem a Bartymeuszem mogli stać się mostem, który pokazałby Bartymeuszowi drogę do Jezusa. Lecz zamiast mostu stają się oni murem i mówią: „bądź cicho”. Tak mówią i nawet mu grożą. To nie są źli ludzie. Oni chcą dobrze, chcą chronić Jezusa, chcą od Jezusa oddalić hałas, chcą, by Jezusowi nie przeszkadzano.

Lecz Jezus tego nie potrzebuje. On wie lepiej co jest dobre i właściwe.

 

Jak obchodzi się zatem Jezus z tymi upośledzonymi, którzy przeszkadzają Bartymeuszowi w dojściu do Niego? Z tymi ludźmi, którzy są upośledzeni na sercu?

Czy On krzyczy, czy ich karci? Nie.  Czy odsyła ich na bok, jak przeszkodę i odchodzi od nich do Bartymeusza? Nie, nie czyni tego. Czyni coś bardziej zadziwiającego: ludzi, którzy krzyczeli i groźili, prosi o pomoc. Mówi do nich: „Zawołajcie go tu”. Jezus potrafi dogadać się z zrzędami i malkontentami. Mógłby ich zmienić, gdyby tylko chcieli!

 

I rzeczywiście: nagle ci ludzie mówią do tego ślepego człowieka i dodają mu odwagi: „Bądź dobrej myśli”, „Wstań, On ciebie woła”. Jezus sprawił, że ludzie zimnego serca zmienili się w stosunku do biednego, ślepego człowieka.

Najpierw chcieli Bartymeusza od Jezusa oddalić i go zniechęcić, a potem prowadzą go do Niego i dodają otuchy.

 

A jak my obchodzimy się z ludźmi, którzy nas denerwują, czy z tymi, którzy denerwują innych? Czy my w takich przypadkach nie mamy zimnego serca? Czy nie kładziemy im na drodze przeszkód? Tak, są ludzie, których ciężko jest kochać, ponieważ denerwują nas, są męczący i niewygodni. Wtedy nasze serce samo z siebie nie może przestawić się z zimnego na gorące. Nie możemy sami tego dokonać. Tak, jak ci ludzie z ewangelii, potrzebujemy Jezusa, Jezusa, który nasze upośledzone, zimne serca uczyni dla innych gorącym. A konkretnie jak to się może stać? Jak taka zmiana ma nastąpić? Tak jak u Bartymeusza: najpierw trzeba rozpoznać problem. Jezus mówi do niego: „Co chcesz, żebym ci uczynił”. Bartymeusz odpowiada: „Żebym przejrzał”.

 

Jeśli stwierdzimy, że mamy dla naszych bliźnich zimne serce, wtedy możemy Jezusowi ten problem przedstawić. Możemy np. powiedzieć: „Jezu, Ty widzisz moje złości, moją niecierpliwość, mój chłód serca. Wlej w moje serce Twoją miłość”. Ta historia ukazana jest także w ewangelii św. Łukasza. Jest tam wspomniane: „Bartymeusz przejrzał i szedł za Nim wielbiąc Boga”. Jest to normalne i zrozumiałe, ale jest jeszcze napisane coś zadziwiającego: „ cały lud, który to widział, oddał Bogu chwałę”.

Ludzie od groźby przechodzą do chwały. To jest drugi cud opisany w tej ewangelii.

 

Podsumowując:

Są upośledzenia, których się nie widzi. Chłód serca, który innym w życiu szkodzi i czasem rani. Z takim upośledzeniem Jezus nas od siebie nie odpycha, lecz chce nas uzdrowić. Chce z zimnego serca uczynić serce pełne gorącej miłości.

Wtedy możemy innym pokazać drogę do Jezusa i chwalić Boga.

Amen.