Kazanie według Ewangelii św. Marka 2, 1- 12

Kategoria: Opublikowano: 26 kwietnia, 2018

Autor: Dr Johannes Schick (kościół ewangelicki)

18.10.2009 w Lonse/ dekanat Ulm

 

„Otwór i środek”

Droga wspólnoto!

Już początek trzyma nas w napięciu, kiedy parę osób wchodzi na dach. To raczej niezwykły sposób wchodzenia do czyjegoś domu. Na płaski dach prowadziły w górę schody. Dach zrobiony był z chrustu pokrytego gliną, który można było odkryć. Kiedy kilka osób weszło na dach- to znaczyło więcej niż tylko, że pobrudzili sobie ręce gliną. Kiedy ktoś komuś wchodzi na dach to w języku potocznym oznacza, że chce powiedzieć swoje zdanie i to z naciskiem. To był pierwszy sygnał w tej historii.

Przyjaciele sparaliżowanego człowieka chcą swoją akcją coś przekazać, oni chcą znajdującym się w tym domu ludziom coś powiedzieć: Nawet kiedy wasz dom jest przepełniony, wy tam na dole nie jesteście w komplecie.Wy o kimś zapomnieliście, zapomnieliście o tym słabym, który nie może dostać się do waszego kręgu. Teraz ci ludzie muszą po raz pierwszy na niego zwrócić uwagę…

 

Jest dużo słabych. Takich, którzy nie mogą się już sami poruszać, albo którzy już nie wychodzą z własnego pokoju. Tu przychodzi mi na myśl pewna stara fotografka, która długie lata leżała bez ruchu w swoim pokoju. Miała tylko wszędzie wokół siebie i nad sobą porozwieszane fotografie. Często zaglądałem do niej. W środku wcale nie było ciasno i przygnębiająco, raczej miło. Ten, kto tu przychodził czuł się podniesiony na duchu i odchodził zagłębiony w własnych myślach. Są tez innego rodzaje paraliże: wtedy, kiedy uciskane jest wnętrze człowieka, kiedy troski wciąż nie dają spokoju, kiedy wina naciska i nie wie się  jak to można wyprostować i naprawić. I w ogóle, jeśli ludzie na przykład młodzi nie mogą sobie poradzić z napięciem wywołanym dużym nawałem pracy. Czy też czasem spotykamy ludzi, którzy zostali przez kogoś porzuceni jak coś niepotrzebnego. Teraz leżą tu i nikt ich już nie chce…

 

Tu są też niewątpliwie mury, za które wycofali się ci silni: Mury mogą być tradycyjnymi, obywatelskimi regułami, murem może być język współzawodnictwa, murem może być wiara z jej przyzwyczajeniami. Kto tu należy do innego społecznego środowiska czy też kapituluje przed normom wydajności lub nie zna się szczególnie w sprawach wiary- ten szybko zostanie zapomniany. Zauważcie! W domu, w Kafarnaum ma miejsce nabożeństwo. Dziura w dachu to nabożeństwo zakłóca. To wydarzenie zmusza wszystkich, którzy uczestniczą w nabożeństwie, zmusza do myślenia. Czy ktoś musi nam wchodzić na dach?

 

Ale ci, którzy zrobili dziurę w dachu nie są żadnymi awanturnikami, to są przede wszystkim ludzie pełni fantazji. Nad wyraz pomysłowi. Ponieważ nie było innego dostępu do domu, zrobili otwór w dachu. Mogli przecież powiedzieć: pech, poczekamy przed drzwiami, aż ludzie wyjdą i Jezus zostanie sam. Mogli też próbować dostać się przez wejście, ludzi odsunąć na bok. Skąd ta fantazja?

 

Pomyślmy, jak przychodzą nam dobre pomysły do głowy. To następuje przecież zawsze wtedy, kiedy chodzi o coś ważnego czy o kogoś dla nas ważnego. Jeśli coś czy cos jest drogi mojemu sercu, to wymyślam wszystko co możliwe czy niespodziewane. Dziecko, które znalazło zranionego ptaka, będzie zmartwione; zrobi mu miękkie łóżeczko, będzie po kropelce wody do dziubka nalewało, będzie szukało małych robaczków, będzie mówiło czułe słówka i trzymało go w swojej dłoni…

Niektórzy obywatele DDR- w tym roku obchodzą 20- lecie zburzenia muru berlińskiego. Myślimy o tamtym czasie, o rewolucji, która wyszła z kościoła- niektórzy obywatele DDR w pragnieniu wolności tajemniczymi drogami, tunelami przedostawali się „na drugą stronę” ze wschodu na zachód, często zresztą bez skutku. Fascynujące było kiedy dwie rodziny z DDR w 1979 roku dokonali ucieczki zbudowanym w tajemnicy balonem powietrznym. Wolność była dla nich tak ważna, że wymyślili nadzwyczajną drogę ucieczki. Kiedy wylądowali, nie wiedząc gdzie są i usłyszeli głosy policjantów- znieruchomieli ze strachu. Potem zobaczyli, że mundury są z zachodu. Fantazja się opłaciła. Oni zdobyli wolność.

 

My nie wiemy czy w Kafarnaum ci czterej mężczyźni, którzy przynieśli sparaliżowanego byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Ale go przynieśli. I po tym widzimy jak go poważnie traktują i jaki on jest dla nich ważny. Niosą go i tym samym nadają ważność jego osobie, uwydatniają jego wartość jako osoby. To słabe, chwiejne życie ma dla nich znaczenie w szali wagi świata. Oni interesują się jego losem i chcą by choć raz był radosny. I tak wpadają na ten niezwykły pomysł. Opuszczają tego chorego na linach przez otwór w dachu. Wszyscy wstrzymują oddech… Interesujące, że w tekście czytamy: „Jezus widział ich wiarę!” Zatem. Pochwala ich, czyni im komplement: „Ja widzę, że wy macie wiarę. Tak jak wasza bogata w pomysł akcja, tak wygląda zaufanie” Zaufanie znaczy- wierzyć w wyjście, wierzyć w rozwiązanie. Wierzyć, że nie zabraknie pomysłów. Po rozczarowaniu nie porzucać odwagi, nie rezygnować. To nie zawsze udaje się w pojedynkę. Ale jeśli z boku stoi dwóch, trzech- wtedy jest już tu perspektywa.

 

Teraz leży on pośrodku. Leży bez słowa, ponieważ żaden słaby, niesprawny siebie, wątpiący w siebie człowiek nie jest przyzwyczajony by zabierać głos wśród zdrowych, statecznych i wierzących. Teraz jest on w centrum uwagi. I tym samym staje się wyraźne co jest środkiem całego domu. Co jest środkiem tego domowego nabożeństwa. Ci mężczyźni musieli wspiąć się na dach domu tych ludzi, by oni zauważyli co jest środkiem ich życia. Tym bardziej będzie wyraźne jak życie ludzkie znajduje swój środek. I nie tak, że się samemu w zwyczajny, samowolny sposób bycia to miejsce zdobywa. Życie znajduje ten środek inaczej. To interesująca scena, która tu się rozgrywa. Przypatrzmy się bliżej.

 

Pierwsze co rzuca się w oczy to to, że Jezus mówi do sparaliżowanego „Moje dziecko”. On przecież go nie zna. Noc o nim nie wie. Nie zna jego przeszłości i nie zna jego charakteru. Mogło być tak, że ten sparaliżowany byłby zły na Boga, ponieważ nie może należeć do wspólnoty Bożej. Ale pierwsze słowa Jezusa brzmią: „moje dziecko”. Czy to nie adopcja? Jezus nie tylko stoi po stronie tego słabego, chorego jak jego dobry przyjaciel. I czyni jeszcze więcej. On tego słabego akceptuje. On jego słabości czyni swoją ważną sprawą. Zauważmy jak tu postawiony jest na głowie?- My ciągle egzaminujemy i badamy czy nasz bliźni jest godny, poważny i znaczący. My formułujemy warunki: wystawiamy się na próbę bo potrzebujemy długiego czasu aż komuś zaufamy. Trzymamy rękę wyciągniętą przy powitaniu tak, by zachować półmetrowy dystans (gdzie w innych krajach, np. w Holandii przy powitaniu całują się w lewy policzek). To, że Jezus tego sparaliżowanego tak bezwarunkowo zaakceptował, tak adorował bez budowania dystansu- to stawia świat na głowie.

 

Czasami trzeba przypominać o takich bezwarunkowych akceptacjach, kiedy czyta się o wzorcach, przykładach. Janusz Korczak, polski lekarz pediatra i autor książek dla dzieci w swoim „Domu Sierot”, w warszawskim getcie zebrał żydowskie sieroty. Tych upokorzonych i znieważonych jak ich nazwał, którzy dorastali na gruzach, chodzili w łachmanach i byli odgrodzeni. On powiedział to znaczące zdanie: „Dziecinie stają się dopiero ludźmi, one nimi już są”. I to zdanie- gdyby było podstawą całej pedagogiki- uczniowie traktowani byliby jak ważne osoby, a nie tylko postrzegane ze względu na ich osiągnięcia! To zdanie można też przetłumaczyć w innym kontekście: „Chorzy nie będą dopiero ludźmi, oni już nimi są”,- „Winni nie staną się dopiero ludźmi, oni już nimi są”,- czy też: „Żyjący z zasiłku socjalnego nie staną się dopiero ludźmi, oni nimi już są”. Listę tę można przedłużać bez końca. Jezus powiedział: „Moje dziecko” i akceptuje sparaliżowanego jako człowieka. Chciałby też do ciebie i do mnie powiedzieć, kiedy być może maskujemy nasze słabości, by codziennie móc funkcjonować, czy też ukrywamy przed sobą nasze wyczerpanie i zmęczenie: „On zna też i ciebie i cię kocha…” Nie musimy się siebie wstydzić.

 

A potem następuje to, że człowiek leżący tu na środku zostanie całkiem i zupełnie przyjęty, staje się całym człowiekiem. Tu chodzi przecież o dwie sprawy: o uzdrowienie zewnętrzne i wewnętrzne, o przebaczenie winy i o to, by człowiek znowu stanął na własnych nogach i mógł w swoim świecie wzmocnić swoją pozycję i się odnaleźć. Jezus pyta szemrających uczonych w Piśmie, co jest łatwiejsze: przebaczyć grzechy czy sparaliżowanego postawić na nogi. To pytanie jest dla mnie jak zagadka: co jest lżejsze. Kilogram żelaza czy kilogram piór? Dla tego, który dokładnie słucha odpowiedź jest jasna: i żelazo i pióra ważą przecież 1 kilogram, są tak samo lekkie czy ciężkie.

I tak na pytanie Jezusa co jest łatwiejsze: przebaczenie czy uzdrowienie- można odpowiedzieć- obydwie te rzeczy są tak samo ważne. Dla Jezusa ważna jest tak samo wolność wewnętrzna i uzdrowienie ciała, ważne są zdrowe myśli i umocnienie w pewności siebie zdrowe ciało.

 

Być może myślimy, że ten sparaliżowany przede wszystkim potrzebuje zdrowych nóg? Czy ktoś, kto musi nieruchomo leżeć po chorobie czy po wypadku, czy po lumbago nie potrzebuje bardziej tabletki przeciwbólowej, albo serii rehabilitacyjnych ćwiczeń? Może ten paralityk przez to wieczne leżenie stał się zgorzkniały, być może robił innym wyrzuty za jego biedę i nieszczęśliwy żywot. Może sam już zwątpił w siebie i myślał: „Jeśli sam już nie mogę niczego dokonać, to nie chcę już żyć”. I może jeszcze rachował się z Bogiem. Zgorzkniałość, wyrzuty, samo odrzucenie to są przecież sprawy, które w chorobie mogą mieć miejsce. Jeśli tak było, wtedy słowa Jezusa o przebaczeniu rozwiązały wewnętrzny supeł. Jezus nie chce powiedzieć, ze ten sparaliżowany sam winny jest swojej choroby. Ale widzi, że z powodu choroby uwikłał się w myśli pełne samo odrzucenia. I od tych wewnętrznych, negatywnych myśli ból zewnętrzny staje się jeszcze bardziej obciążający.

 

Potem przecież stawia On tego paralityka na nogi, by pokazać: „Ja tobie nie tylko współczuję, chcę, żebyś znowu był pewny siebie i znowu stał mocno na własnych nogach. Musisz sam kształtować swoje życie. Muszą zostać uzdrowione twoje duchowe supły i zranienia, ale potem musisz znowu zebrać się do czynów i wypełniać zadania. Powinieneś być silny do działania i kształtowania”.

I chcę tu jeszcze raz wspomnieć Janusza Korczaka: On swoim dzieciom dawał lekcje, organizował warsztaty pracy, by dzieci mogły tworzyć praktyczne rzeczy. On dał im czas na grę i zabawę. Wymyślił sąd koleżeński dzięki któremu dzieci mogły samodzielnie uczyć się rozwiązywać konflikty. Korczak dawał tym najsłabszym kręgosłup. Aż do końca! W warszawskim getcie zbierał umierających i zawoził do opuszczonej piekarni: „Pozwólcie kłaść nam deski na regałach”, powiedział „By mogły tam leżeć dzieci i pozwólcie zapalić w piecu”.- Koniec Bożego dzieła jest cielesny, powiedział F.C. Oetinger, myśliciel ze Szwabii. Miał na myśli, że naszym zadaniem jest wzajemne wzmacnianie naszych rąk i nóg i tych, których opuszczono, znowu czynić silnymi. A potem też jeszcze umierającym zapewnić godne miejsce do leżenia i zapewnić im ciepło.

 

Droga wspólnoto, jak dobrze, że wtedy kilku ludzi było odważnych i pełnych fantazji, że weszli na dach. Przez to uwidacznia się to co wśród nas jest konieczne i potrzebne: zaufanie, które nawet najsłabszego człowieka nie spisuje na straty lecz czyni go ważnym i szuka dla niego szansy z fantazją serca, która bogatsza jest niż wykalkulowany rozum. I dzięki tym, którzy odkryli dach i na linach spuścili sparaliżowanego na dół- wychodzi na jaw to co jest w centrum życia: Że jeden w drugim najpierw widzi człowieka, nie to co ktoś komuś udowadnia. Czy co komuś brakuje, ktoś upadł czy popełnił błąd: A potem duch Jezusa dokona oswobodzenia sumienia i dokona wzmocnienia kręgosłupa!

 

Jak dobrze, że ciągle jeszcze są tacy, którzy nas wprowadzają na dach i otwór wygrzebują do dobrze ułożonego życia. Wtedy widzimy tych, których  zostawiliśmy na dole, odstawiliśmy na bok. A potem widzimy też nagle otwarte nad nami niebo. To jest otwarte niebo, gdzie Jezus tych zapomnianych stawia pośrodku. To są ci zapomniani. A potem też i my, którzy o tych zapomnianych zapomnieliśmy. Także my, jeśli o sobie samych zapomnieliśmy, o własnej wrażliwości- On jednak myśli o nas. Likwiduje paraliż. Tam, gdzie On stoi- tam każde życie waży wiele na szali wagi życia.

Przyjdźcie, odetchnijcie!- I tak przychodzimy, przychodzimy, ale i dziwimy się jak ludzie w Kafarnaum: „Oni wszyscy się zdumieli i wielbili Boga mówiąc: jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego”.

Amen.