Kazanie według Ewangelii św. Marka 9, 33-37

Kategoria: Opublikowano: 25 kwietnia, 2018

Autor: Agim Kaptelli (kościół ewangelicki)

19.09.2010 podczas nabożeństwa wspólnoty ewangelickiej w Scchwalbach

Z okazji niedzieli Diakonii 2010 na temat „Ubóstwo dzieci”

 

Ewangelia św. Marka 9,33-37

Tak oni przyszli do Kapernaum. Gdy był w domu, zapytał ich: „o czym to rozprawialiście w drodze?”

Lecz oni milczeli, w drodze posprzeczali się miedzy sobą o to kto z nich jest największy.

On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich”.

 

Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich:

„Kto przyjmuje jedno z takich dzieci ze względu na moje imię, mnie przyjmuje; a kto mnie przyjmuje, nie mnie przyjmuje, lecz Tego, który mnie posłał”.

 

Droga wspólnoto,

 

Przed wieloma laty pracowałem jako referent dla kościoła ewangelickiego w dekanacie Rüsselsheim.

Od czasu do czasu przyjmowałem zastępstwo w lekcjach przygotowujących do pierwszej komunii świętej.

 

Tak się złożyło, że to zastępstwo miało miejsce we wspólnocie, która znajdowała się w środku trudnych obszarów socjalnych. Ludzie w tej dzielnicy byli „biedni”.

Bezrobocie, alkohol, przemoc i brak perspektyw to był dzień powszedni tych ludzi.

 

A ci przygotowujący się do I komunii świętej? Lekcje były piekłem.

Dzieci dosłownie skakały po stołach i ławkach. Nie mogłem dojść do głosu, byłem prawie wyłącznie zajęty zaprowadzaniem dyscypliny. Nie mogłem wypracować sobie respektu.

Często wracałem do domu wyczerpany i sfrustrowany. W moim biurze złościłem się

I wyładowywałem swoją złość. Czy ja się starałem? Czy nie poświęciłem im całej swojej uwagi?

I co to za wdzięczność?

 

Często też prosiłem Boga, by wreszcie przyszedł nowy pastor, który mnie uwolni od tych spaczonych, zaniedbanych i niewykształconych dzieciaków.

 

Bóg wysłuchał mojego błagania. Ale On nie przysłał nowego pastora. On skierował moja uwagę na chłopca, który się wyróżniał w grupie.

 

W przeciwieństwie do innych dzieci był dobrze ubrany i przynosił demonstracyjnie ze sobą wciąż nowe, drogie, elektroniczne gry na lekcje. Przez to był on naturalnie wśród innych dzieci gwiazdą.

Musiałem często prosić go, by schował te przyniesione rzeczy.

Jego ojciec regularnie przywoził go do szkoły dużym, „krzykliwym” autem.

Dziwiłem się, że rodzice tego chłopca tu właśnie zapisali go na lekcje przygotowawcze.

Oni tu nie pasowali?!

 

Krótko po Sylwestrze, dowiedziałem się, że ten chłopiec ciężko poparzył się sztucznymi ogniami.

Chciałem go odwiedzić. Z adresem w ręku wybrałem się w drogę.

 

Okolica była bardzo ponura. Szedłem między szarymi, nędznymi blokami i szukałem tego adresu.

Byłem zirytowany , myślałem, że adres jest nieaktualny.

Jednak za chwilę stałem przed domem z tym dużym samochodem. Zatem trafiłem.

 

Chłopiec otworzył mi drzwi, na jego twarzy widać było ślady poparzeń.

Ten zawsze wesoły chłopiec prowadził mnie milcząco do pokoju gościnnego.

Kiedy wszedłem, rodzina siedziała milcząco na sofie i patrzyła w olbrzymi telewizor.

Pachniało biedą. Od razu było widać, że wszystkie pieniądze włożone były w samochód i telewizor.

 

Atmosfera była przytłaczająca. Milczenie było głośniejsze niż gmatwanina głosów z telewizora.

Próbowałem parę razy rozpocząć rozmowę. Ojciec zaczął powtarzać, nie odrywając wzroku od telewizora, że jego syn miał dużo szczęścia, bardzo dużo szczęścia. Normalna rozmowa nie była możliwa.

 

Po raz pierwszy w moim życiu pojąłem, że bieda to jest coś więcej niż brak dóbr materialnych, czy brak pieniędzy.

 

W tej rodzinie panowało takie wyobrażenie: jeżeli my tylko „mamy” duży samochód,

Jeśli my tylko „ mamy” duży telewizor, jeśli nasz syn ma własny telefon komórkowy

I wszystkie inne gry… wtedy przecież, wtedy nasze problemy są rozwiązane. Wtedy uciekamy od

beznadziejności życia codziennego. Wtedy nie czujemy upokorzenia, lęku egzystencjalnego tez już nie odczuwamy. Wtedy jesteśmy kimś!

 

Wiem jeszcze, że chciałem tego chłopca spontanicznie uściskać, wziąć go w ramiona, mocno przycisnąć do siebie…chronić go.

 

Zobaczyłem przed sobą jego życie: ty będziesz chodził do tej samej szkoły, jak wszystkie dzieci w tej dzielnicy. Będziesz pisał setki CV i jeśli w ogóle to wylądujesz w źle płatnym zawodzie.

Jeśli masz pecha, dilerzy narkotyków zachęcą cię do współpracy. Zostaniesz o wiele za wcześnie sam… ojcem… itd. …

 

Te odwiedziny, ta jedna godzina długotrwale zmieniły moje całe zawodowe myślenie i działanie.

Potem rozpocząłem krok po kroku inaczej prowadzić przygotowania do I komunii św.

 

Ćwiczyłem pokorę. Zrozumiałem co te dzieci muszą codziennie znosić. Jak musiały walczyć o uwagę,

o uznanie, o sens w życiu.

 

Moja praca pedagogiczna stała się bardziej diakonalną posługą. Udało się mnie i dzieciom do siebie

Zbliżyć. Krok po kroku tworzył się między nami coraz bardziej konstruktywny i żywotny związek.

 

To, że dzisiaj jestem kierownikiem instytucji diakonalnej, patrząc wstecz jest konsekwencją tego doświadczenia.

Dzisiaj pytam: czego potrzebują te dzieci? Czego potrzebują te dzieci, by mogły czerpać z żywego źródła życia?

 

…Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię Moje, ten Mnie przyjmuje…”   

 

Nie wiem, co się z tym chłopcem dalej działo. Krótko po I komunii św. zakończyłem w tej wspólnocie swoją służbę. Przyszedł nowy pastor i teraz dziękuję Bogu, że On sobie tak wiele czasu wtedy zostawił.

 

Być może chłopiec miał szczęście i uciekł od tej biedy. Statystyki dotyczące tych dzieci i młodzieży niestety mówią co innego.

 

Dzisiaj według oficjalnych danych w naszym kraju (w Niemczech) żyje więcej niż 11 mln ludzi w biedzie. Biedni ludzie mają biedne dzieci. Dla 3 mln dzieci to ich codzienność.  Tylko w obszarze Frankfurtu, jednego z bogatszych regionów w Niemczech, około 10.000 ludzi otrzymuje pomoc socjalną. Z czego 3,5 tysiąca są to ludzie poniżej 27 roku życia.

 

Dzisiaj dzieci (obok bezrobocia) należą do największego ryzyka biedy w naszym kraju. W 1965 roku pomoc socjalna jednorazowa lub długotrwała była przydzielana co 75 -ego dziecku. Dzisiaj jest to co 6- te dziecko. Jak to się stało? Jak mogło do tego dojść?

 

W naszym diakonalnym projekcie pomocy młodzieży, spotykamy wiele dzieci i młodzieży, którzy dokładnie tę biografię biedy reprezentują. Ich rodzice pracują w niskim sektorze płacy i są zagrożeni bezrobociem i biedą .Rodziny, które nie radzą sobie z tą sytuacją, są przeciążone, nie mogą sprostać wymaganiom.

Przemoc, alkohol , rozstania, rozwód, brakujące wsparcie i obojętność zanadto towarzyszą w codzienności wielu dzieciom i młodzieży.

Dzieci te są często niedożywione, spędzają za dużo czasu przed telewizorem, mają trudności w szkole.

 

Przy tym dzieci te maja wrażliwe i subtelne wyczucie swojej sytuacji. Porównują się z innymi.

Cierpią, jeśli wyłączone są z grupy, jeśli nie mogą wziąć udziału np. w wyjazdach klasowych czy urodzinach, ponieważ brakuje pieniędzy.

 

Cierpią, ponieważ mają biedniejsze ubranie, nie mogą pochwalić się dobrą „komórką” czy modnym ciuchem.

 

Dlatego już dzisiaj się zadłużają, ponieważ nie radzą sobie z pokusami naszego nowoczesnego, konsumpcyjnego społeczeństwa. Wierzą, że gdy „mają” ich problemy, lęki i tęsknoty będą przez to rozwiązane.

 

…i wziął dziecko i postawił je pośrodku między nimi…”

 

Dzieci te nie potrzebują komórek! Nie potrzebują 100-stu programów telewizyjnych, gloryfikujących przemoc gier komputerowych i innych insygnii postkapitalistycznego społeczeństwa.

 

One potrzebują wsparcia i troski. One potrzebują bezstresowego domu, który zapewni im bezpieczeństwo i pewność. Potrzebują miłości i poświęcenia.

 

Potrzebują społeczeństwa, które je do siebie przyjmie, umożliwi lepszą przyszłość. Te dzieci potrzebują nas, właśnie nas chrześcijan!

 

Jezus nie bez powodu stawia dziecko pośrodku! Dzieci w owym, ciężkim czasie, czasie okupacji były szczególnie narażone na bezwzględność. Cierpiały biedę, głód, upokorzenie i następstwa ciężkiej pracy fizycznej.

 

Jezus zwraca uwagę swoich uczniów na tych najsłabszych. Uczniowie nie powinni kłócić się o ich własne miejsce: ważność, nie powinni odwracać uwagi od tego co dla nas ludzi jest rzekomo ważne. Co więcej. On woła ich, by służyli innym, służyli życiu, pielęgnowali chorych, pocieszali smutnych, upokorzonych, podnosili i bronili słabych.

 

W Diakonii wprowadzamy to na wiele sposobów. Już w poradni ciążowej wspieramy młode matki i rodziców: udzielamy rodzinom porad w ciężkich sytuacjach, pomagamy przy staraniu się o pomoc państwową, pomagamy uczniom w nauce. Pomagamy bezrobotnym w szukaniu pracy. Zaopatrujemy setki rodzin i potrzebujących w artykuły spożywcze.

 

„…I On wziął dziecko, postawił je pośród nich i objąwszy je ramionami rzekł do nich:

„Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje, a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz tego, który Mnie posłał”.

 

W naszym społeczeństwie wierzy się w bogactwo i posiadanie! „To muszę mieć”, stało się dosłownie naszą religią. Stąd oczekujemy wybawienia. Nadmierne bogactwo i posiadanie dzielą, a nie łączą. Samo bogactwo czyni nas być może władczymi, ale nie wolnymi, nie żywotnymi.

 

Miłość i wsparcie bliźniego prowadzą nas do źródła życia. Tego potrzebują te biedne dzieci, nasze dzieci.

 

Droga Wspólnoto, kiedy dzisiaj po tym nabożeństwie wrócicie do swoich domów, to powiedzcie swoim dzieciom, wnukom, że ich kochacie. A jeśli wasze dzieci są już duże i nie mieszkają z wami to napiszcie do nich krótki list. Napiszcie im, jak one są dla was cenne, kochane.

Nie bójcie się reakcji, jeśli wasze dzieci będą czuły, że traktujecie to poważnie, to będzie to reakcja pełna miłości i wdzięczności. Amen