Kazanie wielkanocne według Ewangelii św. Łukasza 24,10
Kategoria: Opublikowano: 7 marca, 2019Autor: Pastor Ute Sawatzki
16.04.2017 Kościół „Am See”, Duisburg
Kazanie na Wielkanoc 2017
Pochowaliśmy go. Tak się skończyło, jak się zaczęło. W grocie wydałam go na świat, owinęłam w pieluszki i położyłam w korycie z kamienia, z którego jadły zwierzęta.
Teraz, on leży, pogrzebany w grocie, owinięty w chusty, na cmentarzy na górze, w pobliżu Golgoty.
Jestem zadowolona, że nie musisz już tego przeżywać, Józefie. Tak bardzo troszczyliśmy się przecież o to dziecko, nasze najstarsze. Pamiętasz, jak bawiliśmy się tam, w tej grocie w Betlejem? Ty i ja, całkiem sami, tak młodzi bez żadnej pomocy i to przy narodzinach pierwszego dziecka. To, że ja i on przeżyliśmy, było czystym cudem.
Już wówczas, Rzymianie mieli go na swoim sumieniu. Przez nich musieliśmy opuścić naszą ojczyznę. Herod chciał go zabić, dlatego musieliśmy uciekać. Ledwo się urodził, już był uchodźcą. Ledwie się urodził, już ściągnął na siebie złość tych, którzy mieli władzę.
Teraz zabiła go ich złość. Skazali go na śmierć krzyżową.
My wiedzieliśmy, Józefie, że on był szczególnym dzieckiem. My przeczuwaliśmy, że on nie będzie szedł prostą drogą. On nie chciał przejąć twojego warsztatu, chociaż można było dobrze żyć, jako rzemieślnik.
On chciał żyć dla swojego Boga. On był z nim bardzo mocno związany. Naturalnie, my go w tej wierze wychowywaliśmy. Zabierałeś go w każdy szabat do synagogi, ale tak też robiłeś z naszymi innymi synami, a oni jednak poszli inną drogą.
Ja próbowałam go powstrzymać, Józefie, ale on ciągle był w drodze, obwieszczał Słowo Boże. Wciąż więcej za nim podążało i coraz częściej mówiono: On jest Mesjaszem.
Wtedy czułam, że zbliża się coś niedobrego.
Wiem przecież, jacy są Rzymianie. Oni nie tolerują żadnego buntu. Wysocy kapłani i wszyscy, którzy nie chcieli żadnych zmian, – byli jego wrogami.
Nieszczęście wisiało w powietrzu. Wtedy zabrałam naszych synów i poszłam za nim.
W Kafarnaum spotkaliśmy go, to znaczy jego zwolenników.
„Twoja matka i twoi bracia są na zewnątrz i chcą z tobą rozmawiać”, – przekazano mu.
On odpowiedział: „Kto jest moją matką i moimi braćmi, wszyscy, którzy żyją Słowem Bożym, są moją rodziną”.
On się nas wyparł, nie chciał nas widzieć, Józefie. Możesz sobie to wyobrazić, mój ból? Strach i troska o niego, lęk, by go nie stracić, prawie załamała mi serce. On chciał ze mną zerwać, Józefie, ale nie ja. Podążałam za nim, kiedy przybył do Jerozolimy, – ja i wielu innych. Większość z nich czekała na wielką zmianę, przełom, zwrot, nastanie królestwa Bożego, moje serce drżało wtedy ze strachu.
Kiedy usłyszałam, co zrobił w świątyni, kiedy poprzewracał stoły tych, którzy rozmieniali pieniądze, wiedziałam wtedy, co chciał przez to powiedzieć. Nic innego, niż to, co głosił: Świątynia jest zbyteczna, Bóg nie chce żadnej ofiary, – Bóg chce sprawiedliwości i prawa.
Kto oddaje biednym, ten działa zgodnie z Bożą wolą. Tak też mówili już prorocy przed setkami lat, ale ja wiedziałam, że to na niego spadnie złość kapłanów.
Potem on wkroczył na osiołku do miasta. Wszyscy wiwatowali, witali go, jak Mesjasza.
Ja wtedy pomyślałam: Moje biedne, zaślepione dziecko, dokąd to doprowadzi?
To doprowadziło go na Golgotę, Józefie. On umarł na krzyżu, skazany przez Rzymian.
Ja przy nim byłam, Józefie. Z kilkoma kobietami, z Salome i Marią Magdaleną, mężczyzn nie było. Stałam tam i patrzyłam, jak oni go męczyli. Wierz mi, Józefie, męki cielesne były niczym w porównaniu z tym, co się działo w jego duszy.
Wiesz przecież, jak bardzo on kochał swojego Boga? Abba, kochany ojciec, tak go zawsze nazywał. Już, jako dziecko łączył go z nim jedyny w swoim rodzaju związek.
Dlatego in był taki inny, dlatego kroczył drogą, daleko od nas, – dla swojego Boga. Potem wisząc tam, na krzyżu, nagle zawołał: „Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił?”
To było straszne, przerażające. To było wołanie z głębi serca, z głębi duszy. On czuł, że Bóg go opuścił. Z przerażenia, ze zgrozy, Józefie, nie mogłam nawet płakać.
Teraz pogrzebaliśmy go w skalnej grocie.
Ja nie mogłam go uratować, Józefie. Próbowałam, ale nie dałam rady. On tak naprawdę nigdy do nas nie należał. On wciąż czegoś szukał. Nad jego życiem nie było dobrej gwiazdy, Józefie. Mędrcy się pomylili. To była gwiazda, która uczyniła go uchodźcą, a teraz całkiem opuszczonego, zagubionego. Bóg go opuścił, Józefie. Ja nie mogę tego bólu znieść.
Rozpoczął się szabat, nie mogę nic robić, poza tym, że wreszcie mogę zapłakać.
Pauza, muzyka
On żyje, Józefie. On żyje. Jezus żyje. Bóg go wskrzesił. Jaka szkoda, Józefie, ze nie możesz tego przeżyć.
Stało się to, co niepojętne, niewyobrażalne. Poszłyśmy do grobu, my kobiety. Stałyśmy smutne, zrozpaczone. Chciałyśmy jeszcze cos dobrego zrobić, namaścić go olejkami i jeszcze raz go zobaczyć.
Grób jednak był pusty. Posłańcy Boży byli tam i powiedzieli do nas: Dlaczego szukacie żywego wśród zmarłych, jego tu nie ma, on zmartwychwstał.
Nie mogłyśmy w to uwierzyć, byłyśmy przerażone, pełne strachu, w panice. To nie mogła być prawda. Co się stało z Jezusem?
Czy Piłat nakazał go przenieść, czy Kaifasz, albo wysocy kapłani?
Pobiegłyśmy do uczniów, a Maria Magdalena cały czas wołała: „On zmartwychwstał, rzeczywiście zmartwychwstał”. Uczniowie nie chcieli w to uwierzyć, uważali, że zwariowałyśmy. „Kobiety ze zgryzoty straciły rozum”- powiedzieli.
Potem, lecz przyszedł On. Stanął nagle pośród nas. My go widziałyśmy i oni też. On żyje.
To jest prawda, Bóg go wskrzesił. To nie było omamem, złudą, to nie było urojenie, wytwór wyobraźni. Nasz rozum nas nie oszukał. On żyje. On znowu żyje. Bóg go wskrzesił.
Jego przeciwnicy mówią, że to my wykradliśmy ciało. Dlaczego mielibyśmy to robić? Byliśmy przecież zadowoleni, że Józef z Arymatei użyczył nam swego grobu, tak, byśmy mogli go godnie pogrzebać.
Oni mówią nam, że my to wszystko sobie wymyśliliśmy? Jak moglibyśmy, coś takiego, niemożliwego w ogóle wymyśleć?
Oni mówią, że On tak naprawdę wcale nie był martwy. Józefie, ja trzymałam go w ramionach, w nim nie było życia.
Lecz teraz On żyje. Bóg wskrzesił go z martwych.
Teraz, Józefie, teraz już wszystko pojmuję.
Bóg go nie opuścił, całkiem przeciwnie. Bóg był cały czas, tu obecny. Bóg przyznał mu prawa.
Bóg powiedział: To jest on, na którego czekałem.
Teraz to rozumiem. On był dzieckiem Bożym, Józefie. On nigdy nie był naszym dzieckiem. My byliśmy tylko sługami wielkiego Boga, ty i ja.
Jednak nad nim świeciła dobra gwiazda, Józefie. Mędrcy mieli rację. To była Boża gwiazda. On sam był gwiazdą, był światłem, nasz syn, – nie, raczej Boży Syn.
Wierz mi, tak naprawdę nie mogę tego zrozumieć, ale domyślam się teraz tajemnicy, teraz wreszcie- i to jest, jak zbawienie.
Tak, on był dzieckiem, uchodźcą, od początku, ale ja teraz wiem, dlaczego: On był uchodźcą, by wszyscy mogli się do niego uciekać. On był dzieckiem uchodźcą, by dla wszystkich stać się schronieniem.
On, na tej ziemi był zagubiony, by wszyscy zagubieni mieli kogoś, na kim mogliby się oprzeć
i mieć podporę.
On przeszedł te wszystkie drogi, byśmy żadną drogą nie musieli iść sami.
On stał się martwy, aby Bóg sam też towarzyszył nam w śmierci.
On był człowiekiem i zarazem Synem Bożym, by żaden człowiek już nie został bez Boga.
Rozumiesz to, Józefie? On zmarł, by wszyscy mieli życie. On był Wybawcą- twoim i moim
i Zbawcą wszystkich ludzi.
Ja chcę się ochrzcić, Józefie. Ja i nasze dzieci, my należymy teraz do wspólnoty.
Czy możesz to sobie wyobrazić, pojąć?
Ja czuję się tak lekko na sercu, Józefie, jak nigdy wcześniej.
To, co zaczęło się w grocie, w Betlejem, nie kończy się w grocie grobu- zupełnie przeciwnie.
Teraz dla mnie rozpoczyna się nowe życie. Teraz już i na wieczność i dla ciebie, Józefie też.
Czy to rozumiesz?
„Herod i Rzymianie chcieli go zabić, ale On żyje!
My chcieliśmy z nim żyć, ale On umarł.
A teraz: On żyje, dla heroda i dla wszystkich.
On żyje i ty i ja też będziemy żyć”.
Amen.