Krótkie rozważanie na temat chrztu
Kategoria: Opublikowano: 17 kwietnia, 2018Autor: Pastor Susanne Schrader
W liście do ewangelickiej wspólnoty kościoła w Bad Godesberg
Jestem ochrzczony
Przed początkiem życia człowieka stoi wielkie Boże „Tak”. Bóg mówi do nas: „Ja ciebie człowieku chciałem. Ciebie oryginalnego i niepowtarzalnego powołałem do życia”.To „Tak” jest bardzo widoczne w sakramencie chrztu, do którego zachęcił nas sam Jezus Chrystus.
Większość ludzi zostało ochrzczonych jako dzieci. Jest to pięknie wyrażone, że zanim my zdecydowaliśmy się na wybranie Boga, On nas już wcześniej wybrał i pokochał. Zanim powiedzieliśmy Bogu swoje „tak”, On już dawno „tak” do nas powiedział.
Obojętnie czy zostaliśmy ochrzczeni jako dzieci czy dorośli, jedno jest pewne: chrzest to coś jedynego i niepowtarzalnego. Pomimo tego musi być wciąż na nowo uaktualniany, przypominany, by całą swoją moc mógł w naszym życiu przejawiać.
Uda się to wtedy, kiedy chrzest ugruntowany jest na wierze.
Do podpisania umowy potrzeba dwóch osób. Ręka, którą Bóg do nas wyciągnął- bez wiary będzie chwiejna, pusta w przestrzeni. Boże „Tak” musi korespondować z naszym „Tak”.
Chrzest i wiara są nierozłączne.
Martin Luther mówił o sobie, że każdego dnia starał się wgłębiać w swój chrzest. Wiara znaczy dla niego: powrót do chrztu. Chrzest nie był dla niego żadnym oderwanym rytuałem, lecz czymś co nasyciło jego wiarę, czymś co kształtowało jego świadomość i jego życie, co dawało siłę i odwagę dla codziennego dnia. W trudnym czasie swego życia Luther pisał kredą na stole: „Jestem ochrzczony”,
wtedy pocieszony- podnosił się. Tak bardzo konkretna i mocna była dla niego Boża obietnica dana na chrzcie.
Być może chrzest najlepiej można porównać z kontem w banku, jaki można założyć już dla małego dziecka. Kiedyś nadejdzie czas, kiedy rozporządzanie tym kontem przejmie dziecko. Świadectwo chrztu, jak konto w banku musi być aktywowane, jeśli chcemy z tego coś mieć, inaczej pozostanie w obu przypadkach tylko kartką papieru.
Pewnego razu był człowiek, który żyjąc w okropnej biedzie, otrzymał w spadku miliony. On nie mógł w to uwierzyć. Wciąż powtarzał: „To jest głupi żart, ja nie mam krewnych, którzy by mi tak dużo zapisali”. I zanim go przekonano, umarł z głodu…
Ten z pewnością trochę naiwny przykład wyraźnie pokazuje, że największy majątek nic nie daje, jeśli się nie wierzy, że on należy do niego. Tylko bycie ochrzczonym, to jeszcze nic. Trzeba tym „kapitałem” obracać, umiejętnie korzystać, na nim opierać swoje życie.
Muszę codziennie coś podejmować, coś zmieniać, muszę to Boże „Tak” zawsze na nowo sobie uświadamiać, że tak powiem, rozmieniać moje życie na drobne monety.
Miejsce, w którym to może się spełniać jest wspólnota. Tu ten „kapitał” chrztu każdego dnia będzie na różne sposoby przemieniany na drobne monety. Tu ludzie mogą wzrastać w wierze. Tu mogę codziennie z innymi czegoś dowiedzieć się o Bogu, który mówi do mnie „Tak”. Tam, gdzie zbierają się ludzie w każdym wieku, by razem rozmawiać, słuchać, modlić się, śpiewać, uczestniczyć w nabożeństwach- tam ziarno siewne, zasiane podczas chrztu, otrzymuje pokarm, może zakiełkować i się w pełni rozwinąć.
Czyż nie byłoby cudownie, gdybyśmy i my każdego dnia przypominali sobie, że: „Jestem ochrzczony”
I przez to czulibyśmy się pocieszeni i wzmocnieni?
Amen.