„Moja” adoracja krzyża. Wielki Piątek 2014

Kategoria: Opublikowano: 4 grudnia, 2019

Autor: Monsignore Wilfried Schumacher
Kapłan katedry w Bonn

W przebiegu roku kościelnego jest wiele procesji, w których możemy brać udział. Są to drogi, które przechodzimy razem. Także droga, podczas liturgii do przyjęcia komunii świętej, jest ostatecznie włączeniem się do wspólnej uczty. Całkiem inna jest droga do adoracji krzyża, do której zaraz zostaniemy zaproszeni. To jest odcinek, który my- nawet, jeśli idziemy obok siebie- to musimy odbyć jednak sami. Potem też, sami stoimy przed krzyżem- naprzeciwko Ukrzyżowanego. To nie jest droga, którą mógłby odbyć jeden za drugiego. Tu, każda i każdy odpowiada za siebie.

Stojąc przed Ukrzyżowanym, wierzymy, że On jest Synem Bożym. W nim, Bóg spotyka nas w cierpieniu. Przez śmierć na krzyżu, Bóg zbliża się do nas w najbardziej ludzkim z ludzkich momentów. On nie króluje na tronie w odległym niebie, lecz mieszka wśród nas, w naszym życiu. Ten władczy Bóg objawia się nam w słabości. Zapatrując się dokładnie, możemy powiedzieć, że jest to rewolucja ludzkiego myślenia. To, co mianowicie w naszym myśleniu „jest słabością i głupstwem”, jest to, – jak mówi apostoł Paweł- w myśleniu Boga „siłą i mądrością” (1. List do Koryntian 1,27).

Dlatego też, adoracja krzyża jest całkiem osobistym wyznaniem wiary.
Stoję przed krzyżem i wyznaję: „Ty tu, mój Boże!”.

Teraz dowiecie się, jaką rolę odgrywa kamień, który otrzymaliście przy wejściu do kościoła. On ma wam pomóc, abyście tę drogę do krzyża przeżyli bardzo głęboko i osobiście.
Kamień może wiele symbolizować: może być kamieniem leżącym na drodze. Na drodze do innych ludzi, na drodze do Boga. Kamień, który ja sam na tej drodze położyłem, kamień, przez który inni mi przeszkadzają. To może być też kamień, który leży mi na sercu. To może być brzemię, które ja ze sobą noszę, które mi przeszkadza, bym beztrosko szedł do przodu. To może być troska, nieszczęście, strach, który mnie obciąża.

Ten kamień może mi też przypominać o zranieniu, o ranie na duszy, której mi ktoś przysporzył, czy też ja komuś wyrządziłem. Takie zranienia pozostawiają więcej śladów, niż możemy sobie często wyobrazić. Nie rzadko jesteśmy mistrzami w tym, by to maskować i odsuwać od siebie.

Ten kamień, może przedstawiać też granice, na które wciąż napotykamy. Granice, których doświadczam z powodu swoich osobistych związków, mojego wieku, moich chorób, granice, które wyznaczają mi inni. Granice, których się boję, których nie chcę akceptować.

Kamień, może być też częścią muru, który ja wybudowałem, przez który jestem nieosiągalny dla innych- czy też muru, który inni wybudowali, który zagradza mi drogę.

Być może, kamień ten mówi też o mojej winie, która jest większa, niż ten mały kamyczek w mojej dłoni. Winie, którą długo już ze sobą noszę, która mi ciąży.

I wreszcie są to też kamienie, które rzucamy na innych, czy kamienie, które uderzają nas samych. Czasami jesteśmy sami, jak kamień- zimny, twardy, ostry.
Nasze serce jest z kamienia, by oddać porównanie biblijne.

Być może, naszemu kamieniowi nadamy jeszcze inne znaczenie.

Zaraz pójdziecie do adoracji krzyża i zapraszam was, abyście swoje kamienie tam zostawili. Obojętnie, co z nimi łączycie- to jest wasza osobista sprawa, która dotyczy tylko was i tego Ukrzyżowanego.

Czyńcie to, będąc świadomi, że krzyż to nie tylko znak cierpienia, lecz że krzyż jest też znakiem zwycięstwa nad śmiercią. To tak, jak mówiliśmy na początku Wielkiego Postu w naszym programie „Znak dodatni nad światem”.
Papież Franciszek powiedział: „Historia ludzi i historia Boga będą na krzyżu wzajemnie ze sobą powiązane. Krzyż Jezusa, to jest słowo, którym Bóg odpowiada na zło świata. […].
Słowo, które jest miłością, miłosierdziem i przebaczeniem”. Wielki Piątek 2013.