Przyczynek do świątecznego wydania pisma z okazji 200 lat kościoła ewangelickiego w Bonn
Kategoria: Opublikowano: 4 czerwca, 2019Autor: Msgr. Wilfried Schumacher
Dziekan miasta i kapłan katedry w Bonn
Kiedy, przed 60 laty przybyłem do szkoły podstawowej, to na jednym terenie znajdowały się,
obok siebie, szkoła katolicka i szkoła ewangelicka.
Wprawdzie, szkolne podwórze było wspólne, jednak istniał ostry podział między „nimi”, a
„nami”. Przemilczę tutaj obraźliwe słowa, które tu i tam można było usłyszeć. Właściwie nic
nas prawie nie łączyło. Nie było też między nami przyjaźni. Ale, jak ona miałaby powstać,
kiedy nikt z nas nie znał tego drugiego?Podwórze szkoły odzwierciedlało też sytuację, jak była w społeczeństwie. „Ekumena” była
wówczas pojęciem, które znało tylko niewielu. Długo żyliśmy obok siebie. Nawet, gdy
teologowie na początku 20 stulecia prowadzili ze sobą rozmowy, to szerokie masy
pozostawały sobie nadal obce.
Dopiero, kiedy czas powojenny wraz z prądem uchodźców do Nadrenii przywiódł wielu
protestantów, to w kościele katolickim zaczęto mówić o ekumenie, zaczęła się ona coraz
bardziej rozszerzać i nie była tylko obecna wśród teologów.
W obydwu kościołach założone zostały nowe wspólnoty i zaczęto budować nowe kościoły
(tylko w katolickim Bonn, po wojnie powstało 17 kościołów). Im wspólnoty były mniejsze,
tym bardziej szukały one partnerstwa, z którym mogłyby nawiązać współpracę. We
wspólnotach zaczęto wprowadzać ekumeniczne inicjatywy: spotykano się, by dyskutować o
Biblii, próbowano odprawiać wspólnie nabożeństwa, cieszono się z tego, co tylko możliwe i
cierpiano z powodu podziałów. Były części miasta, w których wspólnie obchodzono
świąteczne dni, a także gościnnie użyczano kościoła tej wspólnocie, której kościół był właśnie
w remoncie. Realizowano wspólnie socjalne wyzwania, jak np. troskę o uchodźców w 2015
roku. Dialog z niechrześcijanami także był częścią ekumeny.
Dzisiaj nie żyjemy już obok siebie, lecz jesteśmy razem. Im większe trudności pokonujemy,
tym bardziej staje się dla nas wyraźne to, że my, w tym mieście mamy też wspólne tradycje,
a katedra katolicka została wybudowana na grobach chrześcijańskich męczenników w czasie,
kiedy nie było jeszcze żadnych wyznań chrześcijańskich.
Stwierdzamy, że my siebie nawzajem potrzebujemy. Bez „ewangelików”, nasze świadectwo,
w naszym społeczeństwie, w wierze chrześcijańskiej byłoby wciąż niepełne, nie byłoby
przekonywujące. Razem mamy głos, który się liczy- także w kontekście politycznym, jak parę
razy w przeszłości udowodniliśmy.
Co miesięczne spotkania „Jour fixe” należą już do mojej codzienności i czasem jest mi bardzo
pomocne zdanie usłyszane od moich ewangelickich przyjaciół. My cenimy bycie razem w
naszej różnorodności. Respektujemy jednak granice drugiego, znając je- wszystko odbywa się
w braterskim zaufaniu.
W przeciwieństwie do czasów mojej szkoły, z dwoma wyznaniami na jednym podwórzu
szkolnym, dzisiaj, w naszym mieście mamy wiele religii.
Potrzebny jest chrześcijański dialog, w tym leży wymaganie następnej przyszłości. Musimy
się o to bardzo starać, także, jeśli czasem nie jest to łatwe.
Przemowa z okazji 200 lecia ewangelickiego kościoła w Bonn- 5. Czerwca 2016.
Cieszę się razem z wami z waszego jubileuszu i gratuluję wam w imieniu kościoła
katolickiego, ale także całkiem osobiście.
Świętowanie jubileuszy- to ma tło biblijne. Rok jubileuszowy, to pierwotnie każde 50 lat. Tak,
zatem jest to 4×50 lat.
Jednakże, mieszkaniec znad Renu, by świętować nie potrzebuje wcale żadnego biblijnego tła.
Tak, więc, z waszym świętem, które wszędzie i świadomie reklamowaliście: „jestem tak
szczęśliwy, że jestem ewangelikiem”, przybliżyliście się do nadreńskiej rzeczywistości.
200 lat to niewiele w obliczu 1700 lat tradycji chrześcijańskiej w Bonn. Chętnie to podkreślę,
że jest to nasza wspólna chrześcijańska tradycja! Lata jedności są o wiele ważniejsze, niż lata
rozłąki.
Nie zawsze wspólne życie naszych wyznań było proste. Od „cuius regio eius religio”, aż do
dzisiaj była to długa droga. Codziennie odczuwało się obcość i nieufność, żyło się obok siebie.
Nie potrzebowano siebie nawzajem.
Dopiero, po czasie powojennym, wraz z prądem uchodźców, z którym przybyło wielu
protestantów i z ogłoszeniem przez kościół katolicki dekretu ekumenicznego, zaczęto
wprowadzać ekumenę w życie.
Papież Franciszek, podczas spotkania z przedstawicielami ewangelicko- luterańskiego
kościoła w Niemczech, mówił o wspólnej „drodze przyjaźni” do jedności chrześcijan.
„Przyjaźń nie polega na tym, by siedzieć w tej samej łodzi, lecz, by razem płynąć i wzajemnie
się wspierać, kiedy innemu grozi wywrócenie się”- tak przeczytałem na kartce pocztowej.
Tak to rozumując, przy całej różnorodności, jesteśmy w drodze w przyjaźni na wielu
obszarach: np. we wspólnotach, kiedy obchodzimy wspólnie święta. Gościnnie udziela się
także kościoła, kiedy ten w sąsiedztwie jest w remoncie. Angażujemy się też wspólnie w
pracę dotyczącą przyjęcia i pomocy uchodźcom.
Na przykład: zbierano wiele zapasów, a potem rozdawano je ludziom, którzy byli w
potrzebie.
Przykładów jest jeszcze wiele…
Także, co miesięczne spotkania „Jour fixe”, to wyraz tej wspólnej drogi przyjaźni.
Musimy przyznać, że potrzebujemy siebie nawzajem. Bez tego drugiego nasze świadectwo
chrześcijańskie w społeczeństwie, w wierze chrześcijańskiej, byłoby niepełne,
nieprzekonujące. Wspólnie mamy też głos, który się liczy.
W naszym mieście, z wieloma religiami, potrzebny jest chrześcijański dialog i ekumena. W
tym znajduje się nasza przyszłość. Musimy się coraz bardziej starać o to, by odbywało się to
na różnych płaszczyznach naszego życia.