Świętujemy niebo na ziemi

Kategoria: Opublikowano: 13 sierpnia, 2020

Autor: Wilfried Schumacher
Kapłan i dziekan miasta Bonn

Wyobraźcie sobie, że w Boże Narodzenie, w naszym kościele nie byłoby szopki, a w domach nie mielibyście ulubionych symboli narodzin Jezusa: żadnej stajenki, żadnej świętej rodziny, ani osiołka, ani pasterzy.

Wtedy, rzeczywiście czegoś by nam brakowało. Czegoś, do czego tak bardzo się już przyzwyczailiśmy. Rzadko o tym myślimy i może z tego powodu, warto by się nad tym zastanowić.Wtedy, zmuszeni bylibyśmy, aby tę starą historię, którą znamy od dzieciństwa znowu sobie przypomnieć i przybliżyć, nie jako pobożną, wzruszającą legendę z przeszłych czasów, przedstawianą w martwych figurach, lecz, jako orędzie, które zwrócone jest do nas, do każdego z nas, do każdego z osobna- można powiedzieć, że jako nasza, własna historia.

Żywa wiara

Przypomnijmy sobie jeszcze raz: „W owym czasie, cesarz August wydał zarządzenie, by spisać cały świat”. Tak to się zaczyna, wydarzenia z Betlejem wplecione zostały w wielką historie świata. Cesarz w Rzymie nie wiedział, że w tym małym miasteczku, Betlejem urodził się jego poddany, on musi tu wystąpić, jako świadek czasu. Tak, jak August jest tutaj postacią historyczną, tak samo Jezus jest taką postacią historyczną. Dla chrześcijan, data ta jest tak ważna, że wkrótce ludzie zaczną liczyć lata przed i po tym wydarzeniu.

Tak samo konkretna jest też wiara. To nie jest żadna teoria, żadne puste studium uniwersyteckie, to nie zbiór mniej lub więcej zrozumiałych zdań, to nie pobożna deklaracja właściwie zupełnie niepobożnego życia, zachowana, zastrzeżona tylko na niedzielę i święta, jak drogie, babcine zastawy, które tylko przy szczególnych okazjach wyjmujemy z szuflady na stół.

Wiara, to nie jakaś idea, gdzieś, w jakiejś przestrzeni bez powietrza umieszczona, ona jest żywa: to moja rodzina, mój zawód, mój wolny czas, codzienność i święta. To są miejsca i czas mojej wiary, tu musi przyjąć konkretną postać to, co wyznaję w śpiewach podczas Bożego Narodzenia. To musi przyjąć konkretną postać w mojej osobie, w mojej historii, tak, jak Słowo Boże przyjęło postać w Jezusie z Nazaretu w czasie, gdy panował cesarz August.

Świat postrzegany z dołu,
ujrzany z perspektywy szopki

„To będzie dla was znakiem: Znajdziecie dzieciątko owinięte w pieluszki i leżące w żłobie”, to usłyszą pasterze na polach Betlejem.

Prościej się już nie da, chciałoby się powiedzieć, ale kto chodź raz na oddziale noworodków widział wiele dziecięcych łóżeczek, wie, że nie ma nic trudniejszego, by odróżnić dzieci od siebie.
W tej wsi, w Betlejem, chłopi nie rzadko mieszkali razem z bydłem, dlatego w żłobie mogło leżeć w tym czasie wiele dzieci.

Tak zatem, ta sprawa nie była aż tak prosta: wówczas, jak i dzisiaj. Objawia się Zbawienie Boga i istnieje niebezpieczeństwo, że zostanie ono przeoczone. Ono nie przychodzi wraz z władzą, z wielkim uznaniem, jednoznacznym do zidentyfikowania i bez niebezpieczeństwa pomyłki. Niepozornie, w postaci małego dziecka, na ten świat przychodzi Bóg.
To dziecko budzi w nas stare tęsknoty:
Chcielibyśmy być, jak dziecko:
Bez strachu wobec życia
Chcielibyśmy rosnąć bez przymusu w ciągłej gotowości
Chcielibyśmy być spontaniczni, weseli
Przede wszystkim zaś, chcielibyśmy być kochani- bez zasług
Chcielibyśmy mieć uznanie, nie dlatego, że coś tam zrobiłem- lecz dlatego, że tu jestem, żyję i egzystuję!
Chcę mieć wszystkie szanse, aby czynić dobro.
Bóg staje się dzieckiem,
Bóg staje się mniejszym od nas-
Bóg staje się małym, aby człowiek mógł rozpoznać, jaki on jest wieli.
Ty, nie potrzebujesz gonić za zasługą i sukcesem!
Ty, nie potrzebujesz troszczyć się o uznanie.
Nie potrzebujesz wciąż wypatrywać do góry- tu, na dole, kiedy się schylisz, uklękniesz- znajdziesz dziecko, w którym uśmiechnie się do ciebie Boża czułość.
Tak, w tym żłobku znajdziemy Bożą czułość.
Ten Bóg, wywołujący strach i lęk, w Boże Narodzenie staje się czułym Bogiem.
Bogiem, który stał się człowiekiem i który spotyka się z nami, jako dziecko, może być tylko czułym Bogiem.

Ten Bóg, pozwala się spotkać przez ludzi, którzy, jako pasterze nie są z siebie zadowoleni, są rozbici, opuszczeni, oni szukają znaków dobra Bożego.

Ci, liczni w Betlejem, ci syci i zadowoleni z siebie, nie zauważyli tego dobra i szczęścia wśród siebie, albo nie potrafili go dostrzec. To było zastrzeżone dla pasterzy, dla tych biednych, którzy rozumieli, że do dzieciątka w żłobie nie można się przybliżyć z dystansu fotela w salonie, ani przez krytyczne, wyniosłe spojrzenie, lecz tylko na kolanach, gdzie jest się najbliżej z biednymi i z tym dzieciątkiem, ponieważ od Bożego Narodzenia, Bóg ogląda świat z dołu, z perspektywy żłobka.

W taki sposób można poczuć, co jest niebo.

Wreszcie, pamiętam też: „nagle przy aniele pojawił się tłum niebiański, który chwalił Boga i mówił: Chwała Bogu na wysokości”. Fantastyczny obraz, który Ewangelista Łukasz nam pokazuje i który malowało już wielu malarzy. Oddali za pomocą farb i kolorów to, co w Biblii wyrażone jest prostymi słowami.

Tak, to cudowny obraz i z odrobiną fantazji, można to sobie wyobrazić: tłum niebieskich aniołów, zastępów zstępujących z otwartego nieba i to światło bijące od aniołów, by współgrać w niebiańskim koncercie. To byłoby niebo na ziemi. Ta godzina, kiedy Bóg przyjął ludzką naturę, staje się rzeczywistością i sprawia, że ziemia staje się cząstką nieba. Teraz człowiek, tu wśród ludzi może poczuć, co to jest niebo.

I tu, w tym miejscu możemy też odczuć, dlaczego historia Bożego Narodzenia jest też naszą historia, która spotyka nas konkretnie w naszym życiu, jak wówczas pasterzy. Tak nie dzieje się tylko w Boże Narodzenie, ponieważ jest wiele godzin w roku, kiedy odczuwamy, że niebo staje dla nas otworem, mówiąc: „To jest niebo na ziemi”. Takie chwile często wspominamy.
Takie chwile dotyczą też tego święta, kiedy klęczymy przed dzieciątkiem w szopce. Przypomina o tym ta stajenka, święta rodzina, zwierzęta i pasterze, a wtedy te martwe figury stają się żywe i właśnie, dlatego powinniśmy dać im honorowe miejsce w to święto w naszych domach.

Dziwne jest, że w Boże Narodzenie kościoły są pełne!
Kto przychodzi tu, na pasterkę?
Z pewnością wielu ludzi z radosnym sercem
* rodzice, dzieci, ludzie, którzy nie tylko dzisiaj przeżywają coś pięknego,
* ludzie, którzy mają radosne serca, ponieważ wszystko się im udaje, ponieważ doświadczyli   w to święto dużo miłości, wyrażone poprzez życzenia i prezenty,
* ludzie, którzy są wdzięczni z różnych powodów.
Ale przychodzą także ludzie z ciężkim sercem
* ludzie ze smutkiem po stracie najbliższych,
* ludzie, którym rozpadły się związki ,
* ludzie rozczarowani:
– rodzice dziećmi, dzieci rodzicami, a pasterzy sobą…
* ludzie, którzy pomimo przygotowań, boja się, że święta się nie udadzą.
* Rozczarowani i rozgoryczeni, którzy uważają, że w tym roku nic im się nie udało.
* Chorzy i ludzie cierpiący.
* Ludzie załamani, którzy stracili kogoś lub coś.
I jeszcze wielu innych, których nie sposób tutaj wyliczyć.

Dlaczego właściwie oni tu przychodzą?
„Ponieważ tak wypada”- to, za pozwoleniem jest- za proste.

Czy to nie tak, że my, podobnie, jak pasterze, po prostu chcielibyśmy zobaczyć, czy coś jednak jest w tym orędziu anioła, „Narodził się wam Zbawiciel”?

Zapraszam was, abyśmy razem wyruszyli w drogę.