Dlaczego dzisiejsza Ewangelia nie musi wywoływać u nas strachu

Kategoria: Opublikowano: 19 marca, 2019

Autor: Siostra Charis Doepgen/ katolisch. de

Ewangelia według św. Łukasza (21,25-28; 34-36)

Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie.

Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym!

Ta Ewangelia w 1. Niedzielę Adwentu, dla siostry Charis Doepgen brzmi częściowo, jak zapowiedź katastrofy z wiadomości telewizyjnych. Robi to dziwne wrażenie, Jednak Jezusowi, w żadnym wypadku nie chodziło, by powiększyć strach, lecz o coś zupełnie innego.

Ten, kto na niedzielnym nabożeństwie zdrzemnął się krótko- to się zdarza!- i nagle usłyszałby słowa, „na ziemi trwoga narodów bezradnych… Ludzie mdleć będą ze strachu”, mógłby w pierwszym momencie pomyśleć, że siedzi przed telewizorem i słucha wiadomości. Te codzienne informacje ze świata, brzmią przecież bardzo podobnie. Apokaliptyczne scenariusze zmiany klimatu, ostatnie tsunami w Azji, czy pożary lasów w USA, sprawiają, że słowa dzisiejszej Ewangelii mają aktualne brzmienie.
Jeśli chodzi o troski codzienne, każda i każdy z nas ma mnóstwo własnych doświadczeń. Wszystko to czasem napawa nas lękiem.
Te dziwne fragmenty z Biblii są zatem właściwie znane nam wszystkim, także, jeśli powiedziane to było „w owym czasie” przed 2000 laty.

To, co jest tu namalowane, jako znaki na niebie, nie powinno w żadnym razie napawać nas lękiem. Zamiar Jezusa jest dokładnie przeciwny. Tu chodzi o to, że nie powinno nam to napędzać strachu! Jezus naszkicował obraz przyszłości, w której ludzie mogliby odetchnąć.

Jego wizja o przychodzącym Synu Człowieczym w chwale, przekracza nasze ziemskie doświadczenie i jest sprawdzianem dla naszej wiary i to w bardzo radykalny sposób.
Tu nie ma do czynienia z popularnym Jezusem, który uzdrawia chorych, wstawia się z biednymi i grzesznymi i tak pięknie opowiada swoje przypowieści. Jego spojrzenie w dzisiejszej Ewangelii kieruje w przyszłość, która całkiem leży w ręku Boga-, dla której brakuje nam autentycznych obrazów.
Na tej płaszczyźnie wiary, chodzi tu o pewne postawy. Jezus chce widzieć swoich uczniów czuwających, modlących się.

Czas Adwentu jest wielkim zaproszeniem na początku roku kościelnego, by na nowo posłuchać Jezusa. By w świeckim nastroju końca czasów, w naszym czasie podnieść się dzięki nadziei na zbawienie. Aby w tych upajających możliwościach świata, trzeźwo spostrzec granice i pozostać czujnym w codziennych troskach. By pozostać czujnym i dostrzegać Boże ślady w naszym życiu, w zwątpieniu i zmęczeniu nie stracić kontaktu z Bogiem, z Bogiem, który nas słucha. O to właśnie chodzi w tej Ewangelii. Strach nie może powywracać do góry nogami naszego chrześcijańskiego życia.

Eucharystia w 1. Niedzielę Adwentu rozpoczyna się pieśnią „Ad te levavi animam meam: Deus meus…”- Do Ciebie wznoszę moją duszę, mój Boże…
Tak, jak ten tekst, tak też ta gregoriańska melodia wznosi się aż do najwyższego tonu w słowach „mój Boże”!
Do Boga- do Ciebie Boże – podążamy. To jest nasz, chrześcijan, życiowy program.
Adwent jest dobrym czasem, naszą „nawigacją”, by na nowo zaprogramować się.
„Do Ciebie” „Ad te!” i tym się kierować.
Wtedy, będziemy tego Boga mogli spotykać w każdym czasie roku kościelnego.
Boga, który zapowiedział swoje przyjście.