Kazanie na podstawie Ewangelii św. Łukasza 19, 1- 10- Zacheusz
Kategoria: Opublikowano: 30 września, 2019Autor: Monsignore Wilfried Schumacher
Kapłan katedry w Bonn
03.11.2013 Katedra w Bonn
Jako wysoki wzrostem człowiek, mam trochę problemu ze zrozumieniem tej Ewangelii, ponieważ ciężko jest mi sobie wyobrazić, że ktoś inny zasłania mi widok. Nie znam tego ze swojego doświadczenia.
Pomimo tego, chciałbym was zaprosić, abyśmy razem przypatrzyli się tej Ewangelii św. Łukasza, być może z trochę nieznanej perspektywy. Tu pomocna mi była książka czeskiego teologa Thomasa Halika. Książka ta, niedawno została mianowaną najlepszą religijną lekturą w Europie.Wyobraźmy sobie, że nasza Ewangelia rozpoczyna się następującymi słowami: potem Jezus przybył do Bonn i wszedł do miasta!
Co by się wówczas stało? Myślę, że bylibyśmy wszyscy tu obecni. Ci wierzący, a w szczególności, ci pobożni, którzy uważają, że posiadają właściwą wiarę i którzy innych często krytykują i oni wszyscy, ci wielcy i ważni, siedzieliby w pierwszym rzędzie. Ci mniejsi, jak wówczas Zacheusz, musieliby się wspinać na drzewo.
Kim są ci mali? To są najpierw ci, których my, wysokiego wzrostu ludzie nie postrzegamy i przeoczamy. To są ci poszukujący, pytający, wątpiący. To są ludzie z marginesu kościoła, z marginesu wiary. To są ludzie, którzy są pomiędzy wyizolowanymi obozami tych, którzy są pewnymi siebie wierzącymi i pewnymi siebie ateistami. To są ludzie z przedsionków kościoła podobnych, jak owy przedsionek pogan w świątyni jerozolimskiej, którzy się nie odważają wejść do kościoła, czy też nie są tam dopuszczeni.
Mówimy tu o ludziach na peryferiach, o których papież wciąż mówi. Tu ma on na myśli nie tylko ludzi na marginesie, w znaczeniu gospodarczo- socjalnym. Także bogaci mogą tu być biednymi. Oni wszyscy, w naszych oczach są mali i my zasłaniamy im widok na Pana.
Jak Zacheusz wspinają się na drzewo, ponieważ oni niosą w sobie tęsknotę, której być może wcale nie potrafią wyrazić w słowach: Oni chcą zobaczyć Jezusa. „Wielu ludzi nie odczuwa żadnego, wielkiego oddalenia od Boga, także nie czują oddalenia od Chrystusa. Oni, przede wszystkim czują się oddaleni od kościoła”.
Drzewo figowe nie jest tylko miejscem, z którego ma się dobry widok. Ono jest też dobrą kryjówką. Tam można ukryć własne deficyty, własne ułomności, własne grzechy- tak, jak Adam i Ewa w raju.
My ich nie widzimy, tych małych, nie widzimy, w naszym mieście dzisiejszego Zacheusza, ponieważ oni wszyscy wspinają się na drzewo za naszymi plecami. My jesteśmy zajęci tym, by wreszcie zobaczyć Jezusa, który przybywa do naszego miasta.
Potem lecz, wielka niespodzianka, wielkie zdziwienie- Pan nie pozdrawia ani mnie, ani innych!
My przecież wszyscy, tak bardzo staraliśmy się być dobrymi chrześcijanami i jeszcze więcej, dobrymi katolikami. Chodzimy w niedzielę do kościoła, a czasem i też i w tygodniu. Nie jesteśmy publicznymi grzesznikami. Pościmy, dajemy ofiarę dla biednych…
Jezus nas widocznie nie dostrzega!
Zamiast tego, woła Zacheusza, by zszedł a drzewa!
Zacheusza, do tej pory wcale nie zauważyliśmy i nie traktowaliśmy go poważnie. Co on właściwie tu robi? Ten pan, Zacheusz- w tłumaczeniu, jego imię znaczy „czysty”. Ten „czysty pan”, który znany nam był w powiązaniu z brudnymi pieniędzmi.
„Zacheuszu, zejdź szybko na dół”- jego może wołać po imieniu tylko ktoś, kto zna jego imię- zna jego tajemnicę. Ktoś, kto może zrozumieć powikłaną przyczynę jego wstydu.
My, tu na dole, wśród tłumu wiwatujących ludzi, nie możemy zrozumieć Zacheusza, jest to dla nas trudne do zrozumienia.
„Chcę być dzisiaj gościem w twoim domu!”- Gorzej już być nie mogło: „On chce iść do grzesznika!”
Tu przypominają mi się słowa, które powiedział biskup Hemmerle: „Pozwól mi poznać twój sposób myślenia i mówienia, twoje pytania i sposób bycia, bym mógł na nowo nauczyć się orędzia, które mam tobie do przekazania”.
Jezus siedzi z jawnym, publicznym grzesznikiem przy stole! Trzeba to jednak zaakceptować. To jest skandal! W każdym razie w oczach pobożnych tamtych czasów. Czy też w naszych oczach?
Święta Teresa von Lisieux miała wizję, że siedzi przy stole razem z grzesznikami i ona wyznaje, że czuła się wewnętrznie z nimi solidarna. Ona rozumie niewierzących, jak swoich braci, z którymi siedzi przy wspólnym stole i je ten sam chleb.
„Dzisiaj, temu domowi zostało ofiarowane zbawienie!” Pokuta i zadośćuczynienie Zacheusza nie są przyczyną zbawienia. Zbawienie to dar, a nie nagroda!
Dlatego Zacheusz może wynagrodzić szkody i zwrócić się do biednych. Bogactwo już nie jest dla niego wartością, ale fakt, że on doświadczył tego, by stać się wartościowym w oczach Jezusa. Jezusa, który był gościem w jego domu. Jezus włączył tego „małego” z powrotem do życia i przez to uczynił go prawdziwie wielkim.
W tej historii jest jeszcze coś zadziwiającego: ta historia nie ma końca. Ona pozostaje otwarta. Jezus nie wezwał Zacheusza, by on porzucił zawód celnika. Nikt nie wie, jak ludzie z Jerycha zareagowali na nawrócenie Zacheusza. Wszystko to pozostaje otwarte!
Czeski teolog, Thomas Halik cytuje w zdaniu jednego z koptyjskich chrześcijan: „Cierpliwość w stosunku do drugiego, to miłość, cierpliwość ze sobą samym, to nadzieja, cierpliwość w stosunku do Boga to wiara”.
Nasza historia rozpoczyna się tak: potem Jezus przybył do Bonn i wszedł do miasta!
Także ta wersja jest otwarta, nie ma zakończenia.
Czy my postrzegamy, akceptujemy tych „małych”, tych „Zacheuszów”, którzy są wśród nas?
Gdy uczestniczymy w nabożeństwie, wszyscy patrzymy do przodu. Przychodzi tu wielu „małych”, pytających, wątpiących, zagubionych, być może niewierzących. Przychodzą tu, do przedsionka kościoła i patrzą na nas, jak Zacheusz z drzewa figowego.
Oni przychodzą też w tygodniu, w każdy dzień. Oni chodzą pośród nas, są na naszych codziennych drogach, spotykamy ich często tu, w centrum miasta, gdzie tak dobrze można się ukryć, jak w koronie figowego drzewa.
Jeśli ja właściwie rozumiem naszego papieża, to on chce, byśmy się nawrócili, byśmy wreszcie zobaczyli na drzewie Zacheusza, byśmy traktowali poważnie naśladowanie Chrystusa i byśmy wołali: Zacheuszu, zejdź z drzewa, chcemy być twoim gościem.