Kazanie według Ewangelii św. Jana 11,1-45

Kategoria: Opublikowano: 17 kwietnia, 2018

Autor: Burkhard Müller (kościół ewangelicki)

27.09.2009 w ewangelickim kościele Trójcy w Bonn- Endenich

 

My nie znamy Jego imienia.

Tradycyjnie nazwany został Jan.

Jaki miał zawód, tego też nie wiemy.

W swoim sercu czuł się teologiem.

I kaznodzieją

 

Nie można go też nazwać pisarzem,

tylko dlatego, że napisał książkę „Ewangelię”

w swojej książce pisze o Kimś,

kto wówczas nie żył już przynajmniej 50 lat.

 

 

On nie był żadnym historykiem

i nie skończył żadnych studiów, jak to dzisiaj mówimy.

Nieznane były mu też metody dzisiejszych historycznych badań.

 

On nie chciał też opowiadać o żadnych kierunkach historycznych ani

tez o pierwszoplanowej prawdzie o Jezusie:

Kiedy się urodził,

jak przebiegały Jego młodzieńcze lata,

jak rozwijało się Jego życie aż do końcowej katastrofy,

śmierci na krzyżu.

Nie, tego on nie chciał.

Nie potrafiłby.

Brakowało świadków i źródeł

 

Jan nie miał z tym żadnych problemów.

Właściwie fakty były mu zupełnie obojętne.

On się tak wczuł w Jezusa i w jego szczególną postać,

że wcale się nie lękał

formułować zdania jako słowa Jezusa,

słowa, których Jezus nigdy nie powiedział,

ale, które wspaniale określają istotę Jezusa.

 

Jan sformułował tak zwane „ja jestem” słowa jako słowa Jezusa,

Które cechują bardzo dokładnie Jego osobę:

Np.

Ja jestem światłem świata.

Ja jestem chlebem życia.

Ja jestem drogą, prawdą i życiem.

I w dzisiejszym tekście kazania:

Ja jestem zmartwychwstanie i życie.

 

Wydaje się, że Jan to wszystko dokładnie zaplanował.

Ponieważ takich zdań jest dokładnie siedem.

Siedem: To nie jest przypadek.

 

Siedem to święta liczba.

Siedem krasnoludków, siedem młodych kózek,

siedem cudów świata, siedem dni tygodnia…

Siedem tworzy całość.

Siedem” Ja jestem” słów:

tym samym jest powiedziane wszystko najważniejsze.

 

Jan wszystkiego sobie sam jednak nie wymyślił,

lecz przy pisaniu książki wykorzystał źródła.

On miał przed sobą mała książeczkę

„Książkę cudów”.

Książkę z dokładnie siedmioma cudami Jezusa.

To też nie jest żaden przypadek:

Siedem, to jest całość, to jest wystarczająco.

Tu znajduje się istotny przekaz, orędzie.

Wszystkie siedem cudów przejął Jan w swojej Ewangelii.

 

Tych siedem historii o cudach miało mało wspólnego z faktami,

to są pełne fantazji, ułożone legendy.

 

Fantastyczne dlatego, ponieważ ten, który je napisał

dał upust swojej fantazji.

On pisał te historie wg. motta:

„U Jezusa wszystko było najwspanialsze”

Przypuszczam, że celem było zachwycenie czytelników,

Jeśli czytali w detalach.

 

Dzisiaj zajmiemy się tylko ostatnim z tych cudów.

Ten cud przewyższa wszystkie inne:

Umarły Łazarz, powstanie z grobu.

 

Pamiętacie ten tekst:

Łazarz z Betanii- niedaleko Jeruzalem- leży chory, śmiertelnie chory.

Pielęgnują do obydwie siostry,

ale nie mogą nic zrobić.

Musi przyjść lekarz.

Dobry lekarz.

Oni znają kogoś, kto może pomóc- Jezusa.

Są z nim nawet trochę zaprzyjaźnieni.

Tak, to jest ten właściwy człowiek.

Jezus jest ich ostatnią nadzieją.

Wysyłają szybko posłańca na Północ po ostatnią nadzieję.

I tak dociera posłaniec do Jezusa i mówi:

„Panie Jezu, Łazarz, którego Ty kochasz leży chory”.

 

I co robi Jezus?

Nic!

Wołano o pomoc.

Jednak: „Mimo jednak, że Jezus usłyszał o jego chorobie, zatrzymał się na dwa dni w miejscu pobytu” (Ewangelia św. Jana 11,6).

I Łazarz umarł.

 

Dopiero na trzeci dzień Jezus mówi zupełnie nieoczekiwanie:

„Łazarz ,nasz przyjaciel śpi, lecz idę tam, by go obudzić”.

 

Uczniom spada kamień z serca:

„Panie, jeśli zasnął, to wyzdrowieje”.

Ale oni Jezusa nie zrozumieli.

Jezus myślał inaczej.

Ponieważ Łazarz już umarł.

 

Droga na Południe do Betanii jest długa i daleka.

Jezus przychodzi o wiele za późno.

Łazarz już dawno został pogrzebany.

Siostry rozpaczają po śmierci brata.

Jedna z sióstr, Marta nie może się powstrzymać i mówi:

„Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł” (Ew. św. Jana 11,21)

W tym zdaniu znajduje się cały żal i rozczarowanie,

że przyjaciel nie spełnił ich oczekiwań.

„Gdybyś tu był…”

 

Marta prowokuje odpowiedź Jezusa;

„Twój brat zmartwychwstanie”.

Lekko zdenerwowana odpowiada:

„Tak, wiem, że zmartwychwstanie w Dniu Ostatecznym”.

Z jej wypowiedzi można wyczytać miedzy wierszami:

„Ja bym chciała, żeby to było teraz”.

 

Posłuchajmy co wydarzyło się później w oryginale z Biblii:

 

„Była to pieczara a na niej spoczywał kamień.

Jezus rzekł: usuńcie kamień!

Siostra zmarłego, Marta rzekła do Niego:

Panie, już cuchnie, leży bowiem od czterech dni w grobie.

Usunięto kamień, gdzie leżał zmarły.

Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!

I zmarły wyszedł, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz była owinięta chustą.

Jezus rzekł do nich: Rozwiążcie go, pozwólcie mu chodzić”

 

To jest siódma historia o cudzie,

którą Jan znalazł w swoich źródłach.

„Panie, on już cuchnie!”

Tym drastycznym zdaniem, cud ten jest wyjaskrawiony.

 

Czy uwierzylibyście w taką historię?

Czy Jan wierzył w tę historię?

Ja w nią nie wierzę.

Ja wierzę w zmartwychwstanie, tak w to wierzę.

Ale w tę historię trudno mi uwierzyć.

Za jaskrawo jest wbudowana w legendę cudu według motta: :Jezus jest Największy”.

 

Być noże przy pisaniu, Jan pytał siebie:

Dlaczego to zapisuję?

Co ta historia o wskrzeszeniu Łazarza ma właściwie wnieść?

Co to da ludziom teraz,

że Jezus wówczas wskrzesił kogoś do życia?

Jestem pewny, że gdybym modlił się i błagał i krwawo się biczował,

a niedawno zmarła babcia

i zmarły w wypadku syn- nigdy nie wrócą już na ten świat.

 

Czy Jan wierzył w tę historię?

Tego nie wiem.

Jednak ją zapisał i wszystkie te śmiałe, nie do uwierzenia siedem też.

Być może uczynił to ze względu na tych, którzy to przekazali?

 

Być może też jako odpowiednie źródło,

by konkretnie i jasno postawić przed oczy orędzie Ewangelii.

Ponieważ on te historie opracował.

 

Widać to w ich nazwie!

Nazywamy je historie „cudów”.

Inni tężej Ewangeliści cuda te nazywali np. „Władcze czyny Jezusa”.

Jan określa je jako „znaki”.

„Znakami” dla niego są historie na, które wskazuje się palcem.

Historia, gdzie prawda nie jest w samej historii,

lecz gdzieś pośrodku.

 

 

Historia, która jest znakiem, może być legendą,

może mieć tylko historyczny rdzeń,

 

Jan pomaga nam ten sens znaleźć,

on bardzo sprytnie włącza w dane opowiadanie uwagi czy też wkłada

w usta Jezusa objaśniające słowa.

To zwracające uwagę znane słowo Jezusa to: „Ja jestem”.

 

Jezus mówi: Ja jestem zmartwychwstanie i życie. Kto we mnie wierzy, ten choćby i umarł, żyć będzie, a każdy kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki.

 

To jest kapitalne, mocne słowo przeciwko śmierci!

 

Bardzo często mówiłem te słowa podczas pogrzebu!

Chciałem wyrazić tymi słowami,

że z jednej strony chowamy zmarłego do tego ziemskiego grobu.

Jednak jest to tylko jeden sposób widzenia tych spraw.

To słowo otwiera nam inny sposób widzenia:

My oddajemy naszego zmarłego w ręce Boga,

który przez Jezusa ofiaruje mu życie,

bo Jezus jest zmartwychwstaniem i życiem…

 

To jest bardzo pocieszająca i ważna obietnica wiary dla wszystkich,

którzy zbliżają się do śmierci,

którzy się ze śmiercią przymierzają

czy też dotknięci są śmiercią innych.

 

Dzisiaj lecz nie stoimy nad grobem.

Stoimy przy chrzcielnicy.

Dzisiaj zostało ochrzczonych troje dzieci,

które znajdują się na początku swojego życia.

Są także ich rodzice,

którzy kształtują od początku życie swoich dzieci.

Co wiec ma znaczyć ta historia o pogrzebie!

 

Bądźmy cierpliwi, bo to nie jest żadna historia o pogrzebie.

Jan wprowadził do swojego tekstu jeszcze coś innego.

Zagadkowe, geograficzne spostrzeżenie:

„Betania była w pobliżu Jeruzalem”.

Co to ma znaczyć?

Jeszcze nie pojmuje się tu sensu.

 

Aż usłyszymy następne wersy:

„Jezus mówił: Pójdźmy znowu do Judei!

Uczniowie powiedzieli do Niego:

Mistrzu, Żydzi chcieli cię ukamienować,

a Ty znów chcesz tam pójść?”

 

Droga z Północy na Południe, do Betanii w pobliżu Jeruzalem jest zatem dla realnie myślących

uczniów nie podróżą do zmarłego Łazarza lecz jest drogą do wrogów w Judei.

którzy chcieli Jezusa ukamienować.

I teraz nadchodzi dalszy ciąg.

„Wtedy powiedział Tomasz do uczniów:

Pójdźmy z Nim, byśmy mogli razem z Nim umrzeć!”

 

Tomasz wypowiada to, czego obawiali się uczniowie:

Jeśli z Nim pójdziemy, będzie nam groziło niebezpieczeństwo śmierci.

 

Jan podpisuje się pod tym, kiedy bezpośrednio po wskrzeszeniu Łazarza, politycy i przywódcy kościelni w Jeruzalem postanawiają:

Jezus musi umrzeć.

 

Teraz każdy czytelnik zrozumie:

Droga na Południe, która czekała uczniów

jest drogą do największego zagrożenia śmierci.

 

W tym powiązaniu moc słów Jezusa przeciwko śmierci otrzymuje całkiem nowy wydźwięk.

Obawiający się śmierci usłyszą:

Ja jestem zmartwychwstanie i życie.

Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie na wieki.

 

U Starych Rzymian kiedy zwycięski wódz wracał w tryumfalnym pochodzie

stawiano za nim kapłana,

który szeptał mu do ucha:

„memento mori”,

nie zapomnij, ze musisz umrzeć.

 

Kiedy uczniowie wraz z Jezusem udaj a się do Łazarza do Betanii, a tym samym do niebezpiecznej

bliskości Jeruzalem,

nie jest to triumfalny pochód.

Ale wewnętrzny głos szeptał im przy każdym kroku:

„Memento mori”.

Nie zapominajcie: nadchodzi śmierć.

Umrzecie z Jezusem.

 

Ale oni słyszeli też słowa Jezusa:

„ja jestem zmartwychwstanie i życie”.

Przeciwko ich wewnętrznemu głosowi mówiącemu o śmierci,

wciskał się im do ucha głos przeciwny, orędzie Jezusa:

Nie zapominajcie, że jesteście powołani do życia.

Nie zapominajcie, że wasza droga jest drogą do życia,

Nawet jeśli uważacie, że jesteście naprzeciwko śmierci.

Będziecie żyć ze mną!

Ponieważ ja jestem zmartwychwstanie i życie.

 

To deprymujące „memento mori” będziemy słyszeli wiele razy w życiu:

Ty jesteś skończony,

niczego już nie dokonasz,

jesteś już wyłączony.

Memento mori.

 

Jezus odrzuca te szepty śmierci

i przejmuje rolę Tego, który szepce nam pełnie życia:

„Ja żyję i wy też żyć będziecie!”

Życie jest silniejsze od śmierci!

Nadzieja ma więcej szans niż twój brak zaufania.

Jezusa „memento vivere” chce zagłuszyć „memento mori”.

Memento vivere.

To znaczy: nie zapomnij żyć.

Będziemy żyć.

 

Pięknie, jeżeli my starsi ludzie te szepty Jezusa pełne życia bierzemy poważnie.

Ale szczególnie piękne jest to dla naszych ochrzczonych dzieci i ich rodziców.

Oni już słuchają tego szeptu Jezusa:

Pamiętajcie, będziecie żyć.

Teraz i zawsze.

Dzisiaj i wiecznie.

Amen.