Kazanie według Ewangelii św. Jana 15,9-17
Kategoria: Opublikowano: 19 kwietnia, 2018Autor: Pastor Reinhard Ellsel
Droga wspólnoto!
Legenda opowiada o pewnym młodym królu, który po śmierci swojego ojca przejął regencję w jego królestwie. Ponieważ chciał dobrze w swoim kraju rządzić, a był bardzo dociekliwy, dlatego młody król poprosił uczonych swego kraju: „Zgromadźcie wszystko co jest godne wiedzy o życiu”.
Uczeni zabrali się polnie do pracy i po 40 latach swoich studiów zgromadzili 1000 tomów. Międzyczasie król miał 60 lat. Ponieważ nie mógł wszystkich 1000 tomów przeczytać, prosił uczonych, by streścili to co najważniejsze. Król powiedział: „To jest za dużo, nie dam rady wszystkiego przestudiować. Napiszcie to co najważniejsze z tego wszystkiego!”.
Uczeni znowu zabrali się do pracy i to co było najbardziej ważne streścili w jednej książce. Z tym poszli do króla. Jednak król leżał już na łożu śmierci i chciał od uczonych dowiedzieć się co było w ich pracy najważniejsze.
Wtedy streścili oni to co było najważniejsze ze wszystkiego w jednym pojedynczym zdaniu i powiedzieli: „Ludzie żyją, szukają szczęścia, cierpią i umierają, a to co jest ważne i trwa to jest miłość, którą się otrzymuje i daje”.
Droga wspólnoto! Co pozostanie z tego co wy i ja wymarzyliśmy i wypracowaliśmy? Co pozostanie kiedy raz na zawsze będziemy musieli rozstać się z tym życiem?
Odpowiedź brzmi: Miłość, którą otrzymaliśmy i darowaliśmy.
Miłość jest najważniejsza i najtrwalsza i o to chodzi też dzisiaj w naszym tekście kazania.
Te słowa powiedział Jezus na krótko przed swoim ukrzyżowaniem przy pożegnaniu do swoich uczniów:
Jezus zegna się ze swoimi uczniami. Razem przeżyli wiele cudownych chwil. Uczniowie byli obecni kiedy Jezus nasycił 5000 głodnych. Byli przy tym, kiedy Jezus uzdrawiał niewidomych, sparaliżowanych i trędowatych, a nawet zmarłego przywrócił do życia. Oni też byli świadkami jak Jezus mówił do celników i grzeszników, że Bóg ich nie odrzucił i jak On tym wszystkim wszystko wiedzącym faryzeuszom i uczonym w Piśmie mocnymi słowami powiedział, że oni stoją na drodze przychylności Bożej.
Teraz przed uczniami rozpościera się ciemna i niepewna przyszłość. Jezusa niedługo już pośród nich nie będzie. Co pozostanie wtedy z jego słów i czynów? Co pozostanie z ich wspólnych przeżyć?
Jezus jeszcze powiedział, że On ich powołał na swoich uczniów nie tylko, by mogli z Nim przeżyć cudowny czas. Nie. Jego uczniowie powinni dalej w Jego imieniu budować Królestwo Boże.
Jak to mają czynić? Uczniów przytłacza ogromne brzemię.
Naturalnie: takiego człowieka jak Jezus oni potrzebowali, potrzebował go też naród Izraela, potrzebował go cały świat. Ale uczniowie nie są Jezusem. Jak mają kontynuować Jego dzieło?
Rozumiem ich bardzo dobrze, ich strach i wątpliwości. Nawet z dużym wkładem pracy i ideałów tego nie można przecież zrealizować.
Znamy też przeciążenia i za duże oczekiwania, które są nam stawiane. Kobieta pielęgnuje, pełna poświęcenia swojego męża- i zauważa, ze sama opada z sił. Mąż tkwi w kryzysie małżeńskim. Właściwie już od lat nie ma swojej żonie nic do powiedzenia. Teraz dowiaduje się, że żona go zdradza. On nie wie, jak dalej żyć.
Często dodaje mi otuchy i odwagi spojrzenie na witraż krzyża znajdujący się ponad ołtarzem w kościele. Witraż pokazuje Zmartwychwstanie Chrystusa.
Jeśli dokładnie się przyjrzycie się temu witrażowi, zobaczycie, że Jezus prawą stopę wysuwa trochę do przodu. Ja to rozumiem tak, że artysta w ten sposób trochę trudne, ale i wdzięczne i ważne sformułowanie z Ewangelii św. Mateusza przedstawił obrazowo: „Wtedy Jezus zbliżył się do nich i przemówił tymi słowami…”. (Ew. św. Mateusza 28,18).
Droga wspólnoto! Nic lepszego nie może się nam przydarzyć od tego, że Jezus przychodzi do nas, rozmawia z nami i mówi nam pocieszające, pomocne i dodające otuchy słowa. To nas chroni od przygnębienia. To czyni nas; radosnymi dziećmi Boga.
Tak też przyszedł Jezus wówczas do kręgu swoich uczniów, by się z nimi pożegnać i powiedział: „Jeśli wkrótce odejdę, nie zostawię was z tymi wieloma zadaniami samych. Idę do Boga, mojego Ojca w niebie. Wprawdzie nie będziecie mogli mnie już oglądać, ale pomimo tego będę blisko was. Nie będę od was oddalony dale niż jedna modlitwa”.
Jezus powiedział swoim uczniom słowa, które należą do najcudowniejszych jakie możemy przeczytać w Biblii. On powiedział: „Ja was kocham. Wszystko jedno co będzie: Wam nie może nikt i nic zaszkodzić, ponieważ ja płacę swoim życiem za wszystkie wasze zaniedbania i błędy.
Wy jesteście moimi przyjaciółmi. Ja wam w tym pomogę, by wasze życie mogło być pełne radości- i także i inni mogliby się z tego radować. Jeśli pozostaniecie w łączności ze mną, wtedy wasza praca będzie pobłogosławiona i będzie owocna”.
Te słowa są piękne i dodające otuchy, trzeba je przemyśleć. Nie powiedział tego pastor czy polityk, czy ktoś znany ze świata filmu. To powiedział Boży Syn, który zbawił świat.
Jezus zna tajemnice, którymi Bóg kieruje światem. I tym najważniejszym środkiem i sposobem, którym Bóg nas -ludzi utrzymuje na swoim torze, jest Jego miłość
Nie wiem, jak wy to odbieracie. Dla mnie słowa te są czystą Ewangelią, Dobrą Nowiną, orędziem. Bóg mnie kocha! Mój stworzyciel daje mi miłość, uznanie i swoje zainteresowanie, którego potrzebuję do życia. Dla Boga jestem ważny, także wtedy, kiedy jestem wyczerpany czy chory.
To uwalnia mnie od wszelkiego lęku. Nie muszę mówić Bogu to co On chce usłyszeć. On przecież zna moje mocne i słabe strony. Nie muszę się też lękać, że czemuś nie sprostam- Bóg nie obarcza mnie żadnym brzemieniem, którego nie mógłbym unieść.
W naszym codziennym życiu często dochodzi do tego, że my naszych bliźnich oceniamy tylko według tego czy dobrze wykonują swoją pracę i dobrze w codzienności funkcjonują. Być może wynieśliśmy to z naszych doświadczeń ze świata pracy.
W świeci pracy jest przecież dobrze, kiedy osobista ambicja miesza się z dążeniami pracodawcy, w jeszcze krótszym czasie odnosić jeszcze większy sukces.
Jednak sens naszego życia nie wyczerpuje się w osobistych życiowych osiągnięciach.
To nie jest dla Boga najważniejsze czy ja wiele osiągnąłem w swoim życiu. Dla Niego w pierwszej linii liczy się to co Jezus przez swoją miłość dla mnie uczynił: mianowicie, że dla mnie umarł i tym samym jestem przed Bogiem usprawiedliwiony. Nie muszę zatem aż do upadłego pracować, by wszystkich zadowolić. To daje mi spokój ducha i pozwala mi odetchnąć- właśnie też przy pracy.
Muszę tu wspomnieć o jednym pastorze, bracie Feige, który 40 lat pracował we wspólnocie w Rothenburg. Przechodził wiele wzlotów i upadków podczas swej służby duszpasterskiej. Jednak jego pogoda ducha była bez uszczerbku. Powiedział kiedyś do mnie z przymrużeniem oka:
„We wspólnocie zawsze byłem lubiany.- Tak, jedni cieszyli się kiedy przychodziłem, a inni- kiedy wychodziłem”.
Jeśli spojrzymy najpierw na miłość Jezusa do nas, wtedy nie potrzebujemy do życia tak ciężko podchodzić i możemy śmiać się z samych siebie.
Mamy przecież powód do zadowolenia. Ponieważ najważniejsza rzecz na świecie: to, że Jezus nas kocha- wszystko jedno co się stanie,-ta miłość jest trwała i pewna. Tego sobie wówczas przed 2000 laty uczniowie nie wymyślili. To dzieje się z Bożej wolnej decyzji. Jezus tak powiedział do swoich uczniów:
„Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem”.
Przy tym piękne jest to, że my możemy innym pomóc być radosnym. To jest coś całkiem organicznego, tak jak piękny, dźwięczny śmiech bywa często zaraźliwy. Czy to nie piękne zadanie, zarażać innych bliźnich miłością Jezusa?
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Ja was do tego wyznaczyłem, byście owoc przynosili i owoc wasz będzie trwał”. Jezus umyślnie wybrał słowo „owoc”, a nie słowo „dzieło”.
„Dzieła” są to czyny, których dokonujemy sami, własnymi siłami. „Owoce” zaś to są czyny, które organicznie dorastają, dojrzewają z miłości Jezusa. Przez to nasza praca jest inaczej kwalifikowana. Nie musimy tylko własnymi siłami stawiać na nogi wspaniałe rzeczy.
Co więcej- jesteśmy do tego zapraszani, by pozwolić w naszym życiu przyświecać miłości Bożej- tak jak rośliny pozwalają oświetlać się przez słońce- i wtedy przynoszą owoce.
Nie są wymagane tylko starania i siła woli.
Piękne owoce będą rosnąć i dojrzewać, gdy my pozostaniemy w łączności z Jezusem. Tu nie ma żadnej alternatywy, ponieważ przez Jego miłość będą uszlachetnione nasze zdolności. Bez niej nasze starania i nasze zdolności będą czcze.
Poczucie obowiązku bez miłości czyni go smutnym i przykrym.
Mądrość bez miłości czyni przebiegłym i cwanym.
Posiadanie bez miłości czyni chciwym.
Wiara bez miłości czyni fanatycznym.
Życie bez miłości- nie ma sensu- ani dla nas ani dla innych.
Jednak życie w miłości daje radość i ma godność wieczności.
Amen.