Kazanie według Ewangelii św. Łukasza 15,1-8
Kategoria: Opublikowano: 25 kwietnia, 2018Autor: Pastor Thomas Ammermann (kościół ewangelicki)
10.07.2011 w Ottendorf (Württemberg)
Droga wspólnoto!
Kiedy ostatnio widzieliście prawdziwe stado owiec? Czy rozmawialiście kiedyś z pasterzem?
– Pewnie, jeśli w ogóle, było to bardzo dawno temu. Ponieważ zawód pasterza w wysoko stechnizowanych Niemczech w naszych czasach stał się rzadkością.
Czy w ogóle jeszcze wiecie , co to jest prawdziwy pasterz. Co oznacza przez różnych autorów Biblii tak wyraźnie, faworyzowany, archaiczny „pasterz”?…
Chciałbym dzisiejszy tekst kazania przeczytać pod tym kątem, zwracając uwagę na aktualne pytania, dotyczące tego tematu. Proszę zatem posłuchać tekst przeznaczony na dzisiejszą niedzielę, 3 niedzielę po Trójcy Świętej – urywek z ewangelii św. Łukasza, rozdział 15”
1 Zbliżyli się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać.
2 Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”.
3 Opowiedział im wtedy następującą przypowieść:
4 „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją znajdzie?
5 A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona
6 I wraca do domu , sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”.
7 Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawróci niż dziewięćdziesięciu dziewięć sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.
Droga wspólnoto,
teraz znamy odpowiedź na pytanie kim właściwie jest pasterz, mianowicie: ekonomicznie niebezpieczny, niepotrzebny drobny przedsiębiorca z małą możliwością dopasowania się do świata globalizacji! Ponieważ pytając krytycznie odwrotnie – niż zapis biblijnego sformułowania: „Jaki człowiek znalazłby się wśród nas, który by wszystkie 99 owiec pozostawił na pustyni, tylko dlatego, że jedna się zgubiła?”- Patrząc ekonomicznie byłby to przecież dosyć zwariowany przypadek!? Gdyby ten chlubny przyjaciel zwierząt wrócił ze swojej ze swojej „owczej eskapady” i okazałoby się,
że , 10 lub więcej owiec mogłoby być złapane przez wilka! Jaki sens, możemy zapytać, miałby zatem samotny wypad tego dobrego człowieka?
(…Nie dziwota, że rzemiosło pasterskie prawie całkiem zniknęło z niemieckiej gospodarki rolnej).
Tak podobnie widzieli to też Izraelici, jeśli chodzi o Jezusa. Przynajmniej ci, którzy mieli coś do powiedzenia w życiu ekonomicznym i socjalnym: „Faryzeusze i uczeni w Piśmie szemrali i mówili: Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”, tak czytamy w naszym tekście.
Nie można tu pominąć moralnego oburzenia wyższej klasy duchowej przeciwko jawnej zdradzie jednego z nich – ponieważ Jezus był przecież nauczycielem-rabbi- ci ludzie sukcesu odczuwali pogardę do tego, jak Jezus troszczył się o tych, którzy byli wątpliwi do uratowania, tych bez wartości „marginesowych obiektów” społeczeństwa…”Dlaczego troszczysz się o tych, których i tak nikt nie akceptuje, tych wygnańców, kryminalistów i pasożytów socjalnych?” – oburzali się . „Oni sami są przecież winni swojego losu! Ale my jesteśmy narodem, dobrymi obywatelami i dobrymi podatnikami! Co robisz zatem dla nas?!”
„…On lecz powiedział im tę przypowieść…”
Droga wspólnoto,
Dla nas „dobrych chrześcijan i płacących podatki” ci „faryzeusze i uczeni w Piśmie” bez zbędnej dyskusji są niesympatyczni. W końcu Łukasz przedstawia ich jako wzór zarozumiałych i aroganckich władców i wszystkich, których Jezus odrzuca. Jednak -ja tez tak uważam- ta duchowa logika ukrywająca się za ich obiekcjami jest nam bardziej bliska niż to chcemy przyznać. Wprawdzie nie mamy nic przeciwko temu, że troszczy się także o ten „brudny margines” na tym „obrusie społeczeństwa”, że się z ulicy sprowadza narkomanów. Dla więźniów tworzy się programy resocjalizacji i nawet „gwałcicielom dzieci” proponuje się terapię…
I na pewno nikt kto z motywów chrześcijańskich czy humanitarnych idzie „na ulicę”, by kryminalistów, sutenerów sprowadzać z powrotem do wspólnoty społecznej nie będzie dzisiaj strofowany i krytykowany.
Lecz co, jeśli opłacenie tych wszystkich pracowników socjalnych, terapeutów, policji, psychologów, duszpasterzy itd., wszystkich, którzy troszczą o te „czarne owce” – co jeśli te płace tak bardzo obarczą kasy publiczne. I temu „grzecznemu obywatelowi” rodzynki w cieście przy dużym stole będą smakować gorzko? I jeszcze gorzej: co wtedy, jeśli to całe zaangażowanie dla tych „drogich” niedołęg społecznych zagrozi pokojowi socjalnemu, ponieważ to też właśnie dla „czystego środka społeczeństwa” nie pozostanie zupełnie bez ryzyka. Gdy się uzależnionych od narkotyków integruje, karnym daje się drugą szansę i „gwałcicielom dzieci” po terapii wypuszcza się na wolność…?! Wtedy słyszymy tych starych „faryzeuszy i uczonych w piśmie” szemrających w nas i pośród nas nowoczesnych humanistów: „Dlaczego troszczy się o grzeszników i pasożytów socjalnych, którzy przecież sami są winni swojej doli i przy tym i przy tym niszczą całe społeczeństwo…?!
…Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich nie zostawia 99 na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją znajdzie?”
No właśnie, który człowiek…?! Kto pośród nas, kto swoje cenne owieczki wreszcie ma w bezpiecznym miejscu, jest rzeczywiście gotowy, by wszystko zaryzykować, by 1% (procentowi) pomóc w opalach, który to procent się pogubił i znalazł się na spalonej pozycji.
…Jaki polityk- posiadacz „kierowniczego stanowiska” nad trzodą demokratycznych „ponownych głosujących” – rzeczywiście odważy się przyjąć do swojego programu wyborczego tak śmiałe kalkulacje? Także „barany -przewodnicy” w końcu tylko słuchają instynktu trzody. One dokładnie wiedzą, że tam gdzie chodzi o prywatne interesy wkrótce kończy się przychylność…!
Zatem nie jest to dziwne, droga wspólnoto, że ideał pasterza, przynajmniej tego przedstawionego przez Jezusa, w dużej mierze zniknął z niemieckiego ducha myślenia.
Ponieważ z miara socjalnego i ekonomicznego zrozumienia naszej cywilizacji jest dla nas prawie niemożliwe do zrozumienia, a co dopiero do zastosowania – nie wiemy o co w tym wszystkim chodzi i co ten „Pasterz chrześcijaństwa” pod przykryciem jego dobrego, starego rzemiosła, które sam wziął w swoje ręce, co On nam chciał przekazać, dać…
My chcemy, lecz droga wspólnoto, to teraz widać – teraz właśnie! – i odpowiednio wyraźnie o to pytać, co Jezus nam (i wszystkim innym) chce swoimi przykładami nam przedstawić i wyliczyć…Dlaczego zatem On ludziom, którzy do Niego przychodzą akurat opowiada te przypowieść o pasterzu?. Jeszcze więcej: Jezus im to praktycznie przedkłada! Jego logika, przynajmniej na drugi rzut oka nie musi się zgadzać z logiką sprawdzonych globalnych ekonomistów naszych czasów. Już wtedy wywołało to protest , przynajmniej racjonalnie myślącej elity (…przypominacie sobie: „faryzeusze i uczeni w Piśmie szemrali…”)
Odpowiedź brzmi: ponieważ Jezusowi chodzi o to, by rozpowszechnić „ekonomię nieba” wśród ludzi do których się zbliżył, przybliżyć się pozwolił, jak Bóg – całkiem inaczej niż nasze kierownicze głowy rozumieją swój pasterski urząd. Ponieważ tylko to może nam ludziom, tym dobrym tak samo jak tym mniej dobrym egzemplarzom tego gatunku dać prawdziwe: stale doświadczenie pewności i bezpieczeństwa. To może nas też ewentualnie zmusić, by krytycznie przemyśleć własne działanie i zmiany i je skorygować. W języku Jezusa znaczy to: nawracajcie się i czyńcie pokutę…
„…Tak będzie (…) radość w niebie z jednego grzesznika, który się nawraca…” – mówi Jezus. On patrzy przy tym nie tylko na celników i im podobnych…
Przypomnijmy sobie raz jeszcze, do kogo właściwie Jezus mówi w naszym kazaniu. Komu on zatem gorąco poleca tę przypowieść o „radości w niebie przeciwnej całemu rozsądkowi”. Tu najpierw są „wszyscy celnicy i grzesznicy”, którzy jak wiadomo przybyli „żeby Go słuchać”. Wiemy też o „faryzeuszach i uczonych w piśmie”, obecnych wśród publiczności Jezusa. Oni przypuszczalnie przybyli tu nie po to, by Go słuchać, ale raczej po to, by się dowiedzieć jak mogliby Go zmusić do milczenia. Na pewno był tu też cały rząd „normalnych” ludzi, bez konkretnej opinii czy zamiarów, – ci zwykli widzowie debaty w (Talkschow-Debatte)…
Im wszystkim Jezus opowiadał, sprowokowany przez skargi faryzeuszy, tę przypowieść o jednej zabłąkanej owieczce, która jednakże dla właściciela tak wiele znaczy, że pozostawia on chwilowo 99 owiec bez opieki, by tę jedną ratować. Mogę sobie wyobrazić, że przy tych słowach jednemu czy drugiemu tam obecnemu przypomniało się nie jedno „podejrzane zdanie” i przyszły mu do głowy poważne, ale i pełne nadziei myśli dotyczące jego dotychczasowego trybu życia: …Czy Bóg mnie tak bardzo kocha, że On pomimo moich przewinień chce mnie mieć przy sobie?…- Dokładnie, tak!
Temu, czy innemu zgryźliwemu „faryzeuszowi i uczonemu w piśmie” w obliczu tej historii było zagadką jak Bóg się rozlicza czy też jak Bóg się właśnie nie rozlicza? O wiele więcej jeszcze: to, że Bóg nie rachuje , gdy chodzi o człowieka! On nie rozlicza i nie poczytuje tego co my, „owcze głowy” zdołamy dokonać wszystkimi naszymi głupimi mądrościami – albo też i nie. I przede wszystkim Bóg nie rozlicza nas według naszego własnego moralnego kryterium! Ponieważ Bóg nie jest wyrachowany – jak my niestety, często! Dlatego może umie On rzeczywiście się radować z każdego, który będzie znaleziony, który się przez niego pozwala znaleźć i pozwala się z wielką radością wziąć w ramiona”.
Za wszelką cenę!
„A gdy ją (owcę) znalazł”, opowiada Jezus, „bierze z radością (pasterz) na swoje ramiona…”
Droga wspólnoto,
Na początku pytaliśmy, co to jest „prawdziwy” pasterz, co zatem te archaiczne „kierownicze posady w obejściu z natchnionym stworzeniem”, odróżnia od urzędu tak chłodnego, kalkulującego „rzecznika do spraw kierownictwa trzody” – co tak często spotykamy na gruncie pastwiska nowoczesnej, politycznej i gospodarczej formy rozstrzygania.
To jest ta radość! Ta nieprawdopodobna, ale właśnie przez to wiarygodna, głęboko irracjonalna, ale właśnie dlatego zaraźliwa, wszystko przekraczająca, dosłownie przekonująca radość tego tak „związanego z życiem nieba” „prawdziwego” pasterza, który swoje owce – każdą z osobna – z całego serca kocha:
„…Radujcie się ze mną”, w przypowieści woła Jezus do swoich przyjaciół i sąsiadów, „bo znalazłem owcę, która mi zaginęła!”
Tylko, jedynie myślący gospodarczo, ewentualnie „fachowiec”, poganiacz stada, jak to znamy z
aparatów rządzących i instytucji naszego społeczeństwa ( także i kościelnych!) – taki ktoś nie może się radować. On może jedynie rozliczać. Ponieważ on zna, on widzi we wszystkim tylko problem kosztów…
Przeciwnie, jak powiedziałem, ten w rozumieniu Jezusa „ideał-klasycznego” pasterza, czy więcej, Bóg jako ten „prawdziwy” i jedyny Pasterz: Pan ludzkości. On przeciwnie zauważa szczegóły, zamiast spoglądać spod oka na korzyści i wygraną.
Bóg nie rozlicza; Jemu nie chodzi o bilanse, ale o każdego pojedynczego człowieka i o jego pomyślność! On ciągle za nim kroczy, ciągle i od nowa… i jeśli tak być musi, także wbrew całemu przedsiębiorczemu rozsądkowi – aż do końca świata. Za wszelką cenę (obojętnie za jaką cenę)…! U tego „Pana trzody” owce muszą liczyć ewentualnie ..”radość z nieba”, i to z każdej pojedynczej z nich, która u Niego pozostanie i nie zgubi się.
Przeciwko całemu wyrachowanemu rozumowi, co oznacza, „będzie…radość w niebie z jednego grzesznika, który się nawraca, większa niż z 99 sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia”.
Wiecie dlaczego? -Bo nasz dobry Bóg, „niebieski Pasterz” inaczej nie potrafi. Nie potrafi inaczej, niż ten „najmniejszy przedsiębiorca” z biblii, którego całe życie i pomyślność związana jest z jego zwierzętami. Bóg nie potrafi zrezygnować z żadnej swojej owieczki (nawet tej czarnej). On potrzebuje je wszystkie, każdej z osobna, by dla każdej móc być Bogiem i chce być jako Bóg rozpoznany.
Inaczej mówiąc, w duch każdej obietnicy, którą On dał nam w osobie i dziele Jezusa Chrystusa: Bez szukania ludzi, bez zajmowania się nimi, jak ten antyczny pasterz swoimi owieczkami i w razie potrzeby – za wszelką cenę – je odzyskać! – nie chce być i nie będzie Bóg NASZYM BOGIEM!
To wszystko na temat globalnego dopasowania, do schematu nieba – na przekór wszystkim ludzkim pełnych strachu zasługom i moralnym odrzuceniom, łącznie z ich współczesnymi wariantami!
Myślę, że ci mali ludzie za czasów Jezusa: ci grzesznicy z jednej strony, ci drobiazgowi moralnie i religijni z drugiej strony. I naturalnie tez ci zupełnie normalni ludzie – oni wszyscy to zrozumieli. W każdym razie myślę sobie, że oni wszyscy zgodnie w swoich sercach przytaknęli, kiedy o „ujmującym nierozsądku” tego mężczyzny z przypowieści. Ten, który zaryzykował wszystko , dosłownie całą swoją egzystencję, by – z całą konsekwencją! – odzyskać zagubioną owcę. Potem zrozumieli tę „prawdziwą niebiańską” radość, którą on głośno wypowiedział, kiedy odzyskał z powrotem to, czego z utęsknieniem szukał…Ludzie ci za czasów Jezusa wiedzieli, co oznacza zrezygnować z takiej „wełnianej istoty „ od, której zależy pomyślność i egzystencja całego domu. W końcu oni sami byli w większości pasterzami czy drobnymi właścicielami trzód.
… Szkoda, że zawód pasterza w naszych czasach w Niemczech nie odgrywa już żadnej roli! Niedawno w Grecji widziałem prawdziwego pasterza pośród jego trzody. On nie wyglądał na nieszczęśliwego…!
Naturalnie, będzie mi od razu przypomniane, że Grecja obecnie w wielkiej „czystej” trzodzie Europy – sprawiedliwie czy też nie – jest „czarną owcą”, owcą, która zbłądziła i teraz – no właśnie – została zdana na siebie(?) czy też ma za pomocą wszystkich środków uratowana(?).
Droga wspólnoto,
Wcale nie chcę wiedzieć jaki jest wasz stosunek do tego problemu Grecji. Ponieważ nie o to chodzi – przynajmniej nie bezpośrednio. Rozstrzygające jest to, jak wy się ustosunkujecie do tej radości, która według słów Jezusa w niebie jest z powodu każdego, który po długiej odysei (wszystko jedno, także przed wyspą Grecji), będzie przez Boga znaleziona, by zostać do życia niejako „duchowo odnowiona”.
W tej przekraczającej wszystkie ziemskie – rozumowe miary „niebiańskiej” radości, o której tu jest mowa, odzwierciedla się mianowicie nie mniejsza, ale bezgraniczna miłość, w której Bóg ukazuje ludziom swoją wierność. W której On – ponad wszelkie granice – każdemu pojedynczemu losowi na ziemi chce zapewnić pomyślność i przynieść ratunek.
Każda „radość w niebie…” właśnie „z powodu jednego grzesznika, który się nawraca, większa jest niż 99 sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” – jest Bożym „dowodem gwarancji” dla niezniszczalnych godności i wartości każdej ludzkiej egzystencji.
– I z tym także powód, siebie samych i jeden drugiego – wbrew grzechom i troskom na tym świecie – ciągle na nowo szukać…I to na górze!
Droga wspólnoto, jeśli to pojmiemy i ja ci „mali ludzie” słuchając Jezusa, nauczymy się radować z powodu każdego, który pozwala się obdarować przebaczeniem i nowym życiem. Jeśli będziemy umieli cieszyć się „radością niebios” w żaden sposób niezmąconą wyrachowaniem czy rozliczeniem, wtedy wreszcie będziemy też mogli z naszej strony zrezygnować z tego, by nas samych widzieć jako dobrych i roztropnych. A tamtych uważać za oszustów i nieudaczników. Właśnie na wydających się niegodnymi, tamtych, którzy sami nie mogą nic więcej zdziałać Bóg chce uczynić widocznym wieczne istnienie Jego wierności.
„Mówię wam”, mówi Jezus Chrystus: „w niebie będzie większa radość z powodu jednego grzesznika, który się nawraca, niż z 99 sprawiedliwych, którzy nawrócenia nie potrzebują…”
Czy to – choćby tylko to – dla nas nie jest powodem do radości…!? Ewentualnie także do tego, by zmienić nasze nastawienie, każdą miarę zatem, według, której my moralno-technologicznie wysoko rozwinięci (rozumni, rozsądni) Europejczycy (którzy prawie już zapomnieli, co jest wyznacznikiem dobrego pasterza) do tej pory osądzaliśmy przez pryzmat „właściwego” czy „fałszywego” gospodarowania.
Ponieważ – kto wie? – przed Bogiem może jeszcze to my jesteśmy właściwie zagubionymi owcami…(?)!
W każdym razie niebo – to jest pewne – nie przestaje ani na chwilę nas szukać. Każdego z osobna.
Amen.