Kazanie według Ewangelii św. Marka 1,1-8

Kategoria: Opublikowano: 2 stycznia, 2019

Autor: Dr med. Udo Niedergerke
10.12.2017 Cella, kościół św. Benedykta

Kazanie podyktowane impulsem

Drogie siostry i bracia, droga wspólnoto!

To, że jako osoba świecka mogę dzisiaj głosić Słowo Boże, nie jest takie oczywiste nawet po II soborze watykańskim. Dlatego moją mowę spowodowaną impulsem potraktujcie, jako kazanie. Dziękuje za zaproszenie, cieszę się, że mogę tu, w tym szczególnym miejscu zabrać głos.

Jan Chrzciciel jest dla mnie jedną z najbardziej zasługujących na uwagę i godnych podziwu osób w Piśmie świętym.
On jeszcze dzisiaj ma nam dużo do powiedzenia, być może właśnie dzisiaj. On może być dla nas wzorem, a właściwie powinien być dla nas wzorem.

O życiu Jana Chrzciciela mamy dokładne informacje. On, według Ewangelisty Łukasza urodził się podczas panowania Heroda, króla Judei, jako syn kapłana Zachariasza i Elżbiety z rodu Aarona, około pół roku przed Chrystusem. Jego rodzice długo byli bezdzietni. Zachariasz modlił się i oddawał ofiary w świątyni, aż wreszcie otrzymał przez archanioła Gabriela obietnicę, że urodzi mu się syn.
Wielbiący Boga kapłan, jak Zachariasz- był tylko człowiekiem i nie był wolny od zwątpienia, a że biologiczny czas uciekał- niecierpliwie prosił o znak i z tego powodu oniemiał.
Potem, jak obiecał Bóg, Elżbieta w podeszłym wieku zaszła w ciążę i została odwiedzona przez jej krewną Maryję. Spotkanie to znane jest nam z wielu średniowiecznych malowideł.
Jeśli chodzi o nadanie imienia, to według Łukasza, Zachariasz napisał na woskowej tablicy imię „Jan ”i wtedy odzyskał głos i głośno chwalił Boga.

Około roku 29/30, Jan rozpoczął swoje oficjalne dzieło, jako chrzciciel. On miał charyzmatyczną osobowość. Ubrany był, jak słyszeliśmy w Ewangelii w szatę z włosia wielbłądów, miał skórzany pas wokół bioder i nosił brodę, co nie tylko wówczas było w modzie. Tak też był przedstawiany na obrazach.

Prorocy, muszę przyznać, od tamtej pory niewiele się zmienili. Dzisiaj, także mamy podobny obraz guru, kaznodziei i głosicieli. Oni także nawołują do nawrócenia, pokuty i grożą wiecznym potępieniem. Także ludzi fascynują, mają swoich fanów, swoje idee, utopie i obietnicę szczęścia.

Z reguły nie są oni ascetami. Prowadza komfortowe życie, nie pochodzą z pustyni. To są celebryci, którzy jeżdżą luksusowymi autami, finansowani przez swoich fanów.

Od tego biblijnego wydarzenia dzieli nas 2 tysiące lat. Nie tylko dlatego, te różnice w stosunku do Jana Chrzciciela są tak oczywiste. Janowi nie chodziło o wartości materialne, ani o komfort. Janowi nie chodziło o jego osobę, on nie chciał być w centrum uwagi. Wiemy o nim to, co Ewangeliści uznali za konieczne, by scharakteryzować go, jako kaznodzieję i chrzciciela. Opisane zostały jego skromne, biedne i przypuszczalnie znoszone, zdarte ubranie i jego głos. To było wyrazem sposobu jego życia. Jego głos, to głos wołającego na pustyni.

Janowi chodziło o pokutę i nawrócenie. To było jego powołanie. W jego osobie uwidaczniały się takie cnoty, jak sprawiedliwość, prawdomówność, odwaga, pokora, skromność i naturalnie nie w mniejszym stopniu też wiara w Zbawiciela i Jego zbawienie. Chrzest był tu bardzo ważnym znakiem, dlatego też Jezus dął się publicznie ochrzcić przez Jana Chrzciciela w Jordanie.

Na pytanie jego licznych zwolenników: „Co powinniśmy uczynić, by uniknąć wiecznego potępienia”- w Ewangelii Łukasza czytamy odpowiedź: „Kto ma dwie suknie, niech jedną odda temu, który nie ma żadnej, a kto ma pokarm, powinien tak samo uczynić z jedzeniem”.
Do celników zaś, powiedział: „Nie żądajcie więcej, niż jest to ustalone”, a do żołnierzy: „Nikogo nie wykorzystujcie, nikogo nie szantażujcie, zadowolcie się swoim żołdem”.

Wspaniale, cudownie!- powiemy. To jest to! To jest on! Tak samo oczarowani byli jego zwolennicy. Oni, w duchu myśleli: „Może to jest nawet sam Mesjasz?”
Zamiast pozwolić się adorować, Jan Chrzciciel mówił skromnie: „Po mnie przyjdzie ten, który jest mocniejszy ode mnie. Ja nie jestem godzien, by zasznurować jego sandały. Ja chrzciłem tylko wodą, On zaś będzie was chrzcił Duchem świętym”.

Wróćmy jeszcze do historycznego Jana. Krótko po ochrzczeniu Jezusa, został wtrącony do więzienia. Krytycznie odniósł się do tego, że Herod poślubił żonę swojego przyrodniego brata. Córka jej, podczas uczty, za szczególny taniec zażądała głowy Jana Chrzciciela.
Herod podał ją potem na tacy matce dziewczyny, jako zemstę za krytykę. Także ta scena utrwalona została na wielu malowidłach.
29 sierpnia obchodzimy rocznicę ścięcia Jana. 24 czerwca, 6 miesięcy przed narodzinami Chrystusa, obchodzimy jego narodziny.
Jan Chrzciciel jest ostatnim prorokiem Starego Testamentu i pierwszym męczennikiem Nowego Testamentu.

On, droga wspólnoto, umarł za swoje przekonania. Odważny, wierny prawdzie, był też sługą.
Także i to może być dla nas wzorem. Służyć! Kto dzisiaj chciałby służyć? Kto dzisiaj chciałby być sługą, a nie Panem? Kto zostałby z tylu, gdyby było coś do podziału? Naturalnie, są wśród nas tacy ludzie. Są to charytatywni pracownicy, którzy troszczą się o migrantów i politycznie prześladowanych, którzy rozdzielają jedzenie dla biednych. To są ojcowie i mentorzy, którzy czytają z dziećmi, odrabiają zadania domowe, czy też w czasie Bożego Narodzenia, na bazarach i jarmarkach zbierają pieniądze na cele dobroczynne. Oni wszyscy służą i służąc zarabiają. Wszystkim niech będą dzięki!
Zachowajcie pozytywne zdanie, nawet, jeśli przeżywacie rozczarowanie. Wspierajcie się i pomagajcie sobie nawzajem. Pamiętajcie przy tym, że przyjdzie Ktoś,- nie, On już jest wśród nas i mocniejszy jest od nas. Na Jego wsparcie możemy liczyć.

Nigdy wcześniej, w tak wielu krajach, tak mnóstwo chrześcijan nie było uciskanych, prześladowanych, jak obecnie. Myślę o tych, którzy z powodu wiary są wykluczeni, ograniczeni i dręczeni. Myślę też o terrorze islamskim, który też nas i nasz kraj zmienił.
Dzisiaj inaczej odwiedzamy jarmarki bożonarodzeniowe, w innym nastroju.
Nasze: „nie dajmy się stłamsić”, brzmi z każdym atakiem coraz bardziej nerwowo, coraz mniej przekonywująco, jak, jakbyśmy musieli sobie wmawiać odwagę.
Z moją żoną, przed 3 tygodniami byliśmy w Kolonii, w katedrze, na łacińskim nabożeństwie, gdzie wystąpiły dwa dziewczęce chóry. Byliśmy głęboko poruszenie, stojąc na placu przed katedrą. Powróciły wspomnienia o ataku w noc sylwestrową 2015/2016. Zrobiło nam się smutno. Nie mogliśmy się przed tym obronić.
Słowa Jana Chrzciciela do żołnierzy: „nikogo nie dręczcie, nikogo nie szantażujcie”, stały się zastraszająco aktualne.

W coraz bardziej zeświecczonym środowisku, prawie już nie odważamy się okazywać publicznie swojej wiary. Tu, w Cella, w naszej wspólnocie jesteśmy bezpieczni.
Ostatnio czytałem o jednej, żyjącej w Berlinie rodzinie. W Berlinie, który jest przecież tolerancyjnym miastem. O rodzinie chrześcijańskiej, w której się modlono.
Tytuł artykułu brzmiał: „Mamo, czy to jest normalne, że my się modlimy, czy nie?”
Dla nas jest to normalne, tak też myślał ten syn. Kiedy opowiadał o tym w szkole, kpiono z niego i wyśmiewano, napastowano i wyzywano. Rodzina, potem przeniosła się na południe Niemiec. Nie każdy ma odwagę, siłę i moc słów Jana Chrzciciela. Nie każdy potrafi się bronić.
Czasami pozostaje tylko rezygnacja i wycofanie.

Albo, pomyślmy też o kontrowersyjnych dyskusjach, u nas, w ewangelicko ukierunkowanych Niemczech północnych, kiedy chodziło o to, by dzień Reformacji stał się dniem świątecznym.
Następne chrześcijańskie święto! Znowu coś nienowoczesnego? Jak to ma wyglądać wobec innych wspólnot, czy ateistów? Jeśli nada się temu formę i sens, wtedy spodoba się to innym.

Nasza euforia powitania następnych lat, droga wspólnoto, ostygła, ustąpiła trzeźwemu rozmyślaniu. Problem integracji, tak wielu ludzi z obcą kulturą, będzie bardziej konkretny.
Nasze środowisko nie będzie bardziej chrześcijańskie, lecz bardziej muzułmańskie. Na to musimy znaleźć odpowiedź. My chcemy dać obcym ojczyznę, naszą ojczyznę, lecz ona nie powinna przy tym stać się dla nas obca. Jak, wcześniej prezydent Gauck powiedział:
„Nasze serce jest szerokie, ale nasze możliwości ograniczone”.
Powinniśmy to zrozumieć i według tego postępować. „Kto ma dwie suknie”, tak mówił Jan Chrzciciel, „niech da jedną temu, kto nie ma żadnej”. To znaczy, że tę drogę może zachować.
Wprawdzie, powinniśmy naszych bliźnich kochać, jak siebie samych, ale to nie powinno prowadzić do zbyt wygórowanego wymagania, czy nawet do zatracenia siebie.

Chciałbym wreszcie przypomnieć jeszcze o tych, którzy żyją u nas na ulicach, pod mostem, śpią na klatkach schodowych, którzy również potrzebują naszej pomocy! Oni często nie mają nawet ciepłego ubrania. Marzną i zamarzają i ciągle ich przybywa.
Tylko w Hanowerze jest 4000 bezdomnych. W Niemczech ta liczba z 2017 na 2018 wzrosła na 1,2 miliona osób. To, dla nas, chrześcijan nie powinno być obojętne.

Bądźmy, jak Jan Chrzciciel, bądźmy wołającymi na pustyni i wołajmy do tych odpowiedzialnych- a odpowiedzialni jesteśmy wszyscy: „Stwórzcie korzystne, materialne mieszkania! Prawo do mieszkania jest prawem natury!”. Nikt nie żyje z własnej woli na ulicy. Ulica zabija! Średnia życia bezdomnych wynosi 47 lat.

Aktualnie, w nowym ratuszu jest wystawa fotograficzna: „Mój Hanower- ludzie bez mieszkań fotografują swoje miasto”. Z powodu dużego zainteresowania, wystawa będzie otwarta aż do 17 grudnia. Wstęp jest wolny. Odwiedźcie tę wystawę!

Rodzina Rossman ofiarowała 100 jednorazowych aparatów fotograficznych, które zostały rozdzielone wśród bezdomnych. Ze 1716 fotografii, jury wybrało 350, które teraz można obejrzeć. Efekt jest fascynujący i jednocześnie zmusza do zastanowienia. Celem tej akcji było przybliżyć los ludzi z marginesu do naszego pola widzenia, zwrócić na nich uwagę i zwrócić im ich godność.
„Indywidualna bieda, jaką przeżywają bezdomni, często nie pozwala, ani na wyprostowaną postawę, ani na godność”,- powiedział filozof i socjolog Oskar Negt.
„Ich odsunięcie i materialne warunki sprawiają, że niemożliwa jest pozbawiona lęku egzystencja, a tym samym niemożliwe jest poczucie godności”.

To jest podstawowa, zasadnicza misja i najgłębsza chrześcijańska ideologia. Nie zapominajmy o tych, którzy tak pilnie potrzebują naszej pomocy i wstawiajmy się za tymi najbiedniejszymi z biednych!. „Co uczyniliście najmniejszemu z moich braci, mnie uczyniliście”.
Papież Franciszek sformułował to całkiem radykalnie: „Kto nie żyje, by służyć, nie zasługuje, by żyć!”

Jan Chrzciciel może być dla nas wzorem. Wołający, sługa, odważny i sprawiedliwy, ten, który za swoje przekonania stał się męczennikiem. On, w pokorze wskazywał na Zbawiciela, który chrzcił Duchem świętym. Jego hebrajskie imię brzmi: Bóg jest łaskawy! Oby Bóg też był łaskawy i dla nas! To prośba nie tylko Martina Luthra, którego wspominając, chciałbym zakończyć w duchu ekumeny.

Amen.