Kazanie według Ewangelii św. Marka 5, 25- 34

Kategoria: Opublikowano: 26 kwietnia, 2018

Autor: Pastor Doris Joachim- Storch (kościół ewangelicki)

21.05.2013 w niemieckim radiu

Radiowe rozmyślania niedzielne

 

Dziecko dnia- dziecko nocy. O przemocy seksualnej, wstydzie i uzdrowieniu.

I

Jako dziecko często słuchałem utworu z płyty Rudolfa Schocka: „Wciąż się tylko uśmiechać, wciąż być zadowolonym”. To jest utwór z operetki Franza Lehara. To śpiewa chiński książę. Uśmiech pomimo tęsknoty i bólu. Nikt nie powinien widzieć jego prawdziwego oblicza. Ponieważ: „To, co w środku to nikogo nie obchodzi”. Umiałem tę piosenkę na pamięć, w każdym razie refren. I dla mnie to było normalne- ten podział na to co na zewnątrz i to co w środku. Wielu uważa to za normalne. To jest część naszej kultury. I nawet tam, gdzie ludzie właśnie się ekshibicjonalnie uzewnętrzniają, jak w niektórych dzisiaj talk- show, to tak naprawdę nie pokazują swego prawdziwego „ja”.

 

Na zewnątrz i wewnątrz. Czasami w człowieku jest to bardzo od siebie oddalone. To co wewnątrz będzie skryte. Tam nie wolno zaglądać i nie można tego ruszać. Nic z tego nie można pokazywać. To jest za przykre. To wstyd, który ukrywa wnętrze. I zwariowane jest to, że niektórzy ludzie swoje wnętrze nawet przed sobą skrywają. Po prostu nie spostrzegają co w nich się dzieje. Tak jak amerykanka Marilyn van Derbur. Ona się podzieliła jakby na dwie osoby. Była dzieckiem dnia i dzieckiem nocy. Tak brzmi tytuł jej książki, którą napisała.

 

Marilyn van Derbur była wcześniej miss Ameryki. To było w 1958 roku, wówczas miała 20 lat. Była piękną, mądrą z poczuciem humoru dziewczyną i miała perfekcyjną rodzinę. Ojciec- szarmancki dobroczyńca, artysta i wzięty przedsiębiorcą. Matka- piękna, lubiana, pełna humoru. Mieli cztery piękne, grzeczne córki. Cała rodzina mocno zakotwiczona w Higt Society w Denver w Kolorado.

 

Nocą ojciec przychodził do swojej córki i zadawał jej gwałt. Zaczął, kiedy ona miała pięć lat, a skończył, gdy miała 18 lat. Z jej starszą siostrą robił to samo. Matka o tym wiedziała i milczała. Ani razu nie obroniła córki przed przemocą ojca.

 

Marilyn opisuje w książce swoją drogę życia. To słodkie żywotne „dziecko dnia” nie wie nic o tym zrozpaczonym „dziecku nocy”. Ona to zupełnie rozdzieliła. Maska, którą przybrała – jest perfekcyjna. Także później, jako dorosła zawsze miała nad sobą kontrolę. Uśmiechała się i była zadowolona. Prawie nie ma fotografii na której, by się nie uśmiechała. To było jej zadanie jako miss Ameryki, a potem też w życiu zawodowym jako moderatorki telewizyjnej. W środku jej lecz panował chaos. Były to ataki paniki, ból fizyczny i uczucie, że jest złym człowiekiem. Swoja prawdziwą twarz uważa za brzydką. Jest przekonana, że gdyby ludzie kim ona jest wewnątrz, wtedy by nią pogardzali.

 

Czytam tę książkę i wciąż napawa mnie ona przerażeniem i zdumieniem. Ten perfekcyjny kamuflaż i maskowanie się! Ten rozdział wnętrza i tego co na zewnątrz przez tak wiele długich lat! Rozglądam się wokół siebie. Patrzę na ludzi wokół siebie. Co pokazują? Kim są? Kim są rzeczywiście? I jak to jest ze mną? Jak bardzo ukrywam swoje wnętrze?

Co kryje się pod moim uśmiechem? Czy to robi każdy? Takie ukrywanie się jest męczące. I jaka to ulga, kiedy mogę powiedzieć do przyjaciółki: „Wiesz, są dni, kiedy wydaje mi się, że nic nie umiem i wtedy nie mogę znieść samej siebie”. Dlaczego mówimy sobie nawzajem tak mało z tego co dzieje się w naszym wnętrzu i jak to wygląda? Dlaczego ten wstyd?

 

Przerwa muzyczna

 

II

 

Wiele lat Marilyn van Derbur ignorowała w sobie to skrzywdzone „dziecko nocy”. Nie potrafiła sobie seksualnej przemocy ojca przypomnieć aż do 24 roku życia. Kiedy potem poznała to „dziecko nocy”- znienawidziła je. Przejęły nią uczucie wstydu i poczucia winy. Tak odczuwa wiele osób, które przeżyły seksualną przemoc i opuszczenie. Wprawdzie rozum mówił Marilyn, że to bez sensu, ale jej uczucia i jej „dziecko nocy” mówiły coś innego. To wszystko wytrzymywała przez 20 lat! Mając 45 lat kompletnie się załamała. Już  nie potrafiła się uśmiechać. Jej wnętrze zaczęło naciskać na zewnątrz. Jej ciało reaguje na to paraliżem. Ale jest to początek duchowego uzdrowienia.

 

Do uzdrowienia konieczne było, by pokazała prawdziwą twarz i opowiedziała o swojej tajemnicy. By opowiedziała o tym ludziom, którym ufa: przyjaciółce, krewnym. Spostrzega, że będzie kochana i przyjęta właśnie dlatego, że otworzyła się przed nimi. Z ukazanego i odczuwanego okaleczenia może urosnąć siła. Ale pozostaje też ryzyko. Spostrzega to rozmawiając z matką. Matka najpierw w to wszystko nie wierzy, potem mówi, że o niczym nie wiedziała. Jej chodzi tylko o własne poważanie, nie o dobro córki. Aż do śmierci udaje i wierzy, że była dobrą matką.

 

Ojciec już od dawna nie żył, gdy Marilyn wyjawiła swoją tajemnicę. Miała wtedy 53 lata. Była miss Ameryki i znana moderatorka telewizyjna publicznie wyjawiła swoją męczeńską drogę życia. Wiele ludzi jest oszołomiona. Niektórzy jej nie wierzą. Ale wiele kobiet i mężczyzn jest głęboko poruszonych. Wreszcie ktoś powiedział to co oni sami znają, seksualną przemoc z jej całym wstydem i uczuciem bycia brudnym i niegodnym.

Dla kobiety, która tyle lat poświęciła temu, by zachować swoją tajemnicę- jest to niedowierzająco odważny krok. Jak się tego dokonuje?

 

Przerwa muzyczna

 

III

 

W swojej książce Marilyn van Derbur pisze wyraźnie: To, by poczuć ból „dziecka nocy” i to wszystko co w nim jest zaakceptować- do tego potrzeba kogoś, kto spojrzy na ciebie z miłością. Tego nie dokonuje się samemu. Takim człowiekiem dla Marilyn był jej ewangelicki pastor. On był pierwszym, którego ona swoim ciągłem uśmiechem nie mogła oszukać. Przy nim zaczęła odkrywać swoją maskę i coś pokazywać ze swojego wnętrza, powoli, bardzo wolno. Drugim człowiekiem był jej mąż, który z nieskończoną cierpliwością towarzyszył jej w czasie jej kryzysu. To był jej ratunek.

 

Ale coś musiała ona też w tym celu robić. Ona musiała wołać o pomoc. Nie robiła tego bezpośrednio, ale bardzo dyskretnie. Tak jak kobieta z Biblii. O której chciałbym opowiedzieć. Przez 12 lat traciła krew, to znaczy nie krwawiła tylko podczas menstruacji, ale ciągle. Żaden lekarz nie mógł jej pomóc. Przez to ciągłe krwawienie zaliczana była do nieczystych. Skąd to się wzięło, tego z Biblii nie wiemy. Wiele kobiet, które doznały seksualnej przemocy też ma problemy z menstruacją. Wszystko jedno. Ona szukała pomocy u Jezusa. Spotyka Go, kiedy On stoi pośród tłumu. Ona nie staje przed Jezusem i nie mówi: „Ja krwawię od 12 lat, jestem głęboko zranionym człowiekiem i uważam siebie za nieczystą”. Nigdy tego nie uczyniłaby. Za bardzo się wstydzi. Nie, ona wybiera drogę pośrednia. W tłumie ludzi dotyka ona z tyłu, ukradkiem szaty Jezusa. Nic nie mówi. W żadnym wypadku publicznie! To jest niemy krzyk o pomoc. Ale Jezus to spostrzega. On ją dostrzega. Być może jest pierwszym człowiekiem, który ją postrzega i patrzy na nią z miłością. Zachęca ja do mówienia. Ona cała drży, boi się, ale otwiera przed Jezusem swoje serce. I zostaje uzdrowiona.

 

To, co tak skrótowo było tu opowiedziane, normalnie jest długim procesem zdrowienia jak u Marilyn. Ale tak może się to odbywać. Wołać o pomoc. Lekko dotknąć szaty. Nie nagle burzyć fasadę, lecz powoli, wolno rozbierać mur. Kamień po kamieniu. Powoli pokazać swoją twarz. Mówić o lęku, o depresji, o klęsce, o tęsknocie za miłością. Właśnie o tym co ukryte jest wewnątrz. A potem? Potem: Dopuścić miłość. Pozwolić się kochać przez Boga i ludzi, którzy są bliscy, ponieważ prawdziwa twarz jest godna miłości i piękna.

 

Marilyn van Derbur „Dziecko dnia- dziecko nocy” z oryginalnym tytułem „Miss America By Day” – wydane w 2003 roku w Denver.