Kazanie według Ewangelii św. Mateusza 1,18-24
Kategoria: Opublikowano: 13 lutego, 2019Autor: Pastor Christian Ellgaard
24.12.2017 Centrum wspólnoty kościoła św. Marka wspólnoty ewangelickiej kościoła Trójcy świętej Gelsenkirchen- Buer
Kazanie z okazji Wigilii Bożego Narodzenia
Droga do pomieszczenia, w którym odbywa się nabożeństwo oznaczona jest 100 świecami, które palą się też wewnątrz.
Przed ołtarzem leży duża wiązka słomy. W każdym śpiewniku znajduje się słomka o długości około 20 cm. Przed kazaniem został odczytany tekst kazania z Biblii.
Droga wspólnoto!
Te późne godziny nocy narodzin Chrystusa, zmuszają do przemyśleń, zastanowienia. Jestem teraz zupełnie innym nastroju, niż popołudniu, czy wczesnym wieczorem w kościele.
Do zastanowienia zmuszają też te liczne świece na drodze, na drzewach i tu, w tym pomieszczeniu. One wywołują, wyzwalają myśli i uczucia, których wcześniej nie było. Mam nadzieję, że wam też trochę udziela się ten nastrój zadumy i zamyślenia.
Co roku, w Boże Narodzenie, my chrześcijanie próbujemy zrozumieć to, co wydarzyło się przed 2000 laty i zastanawiamy się, co to dla nas znaczy.
Patrząc przez pryzmat świątecznych spotkań, nie możemy pozostać na powierzchownych pytaniach, dotyczących Bożego Narodzenia:
Jakim świętem jest Boże Narodzenie? Co to jest za święto?
Trzy, najczęściej otrzymywane odpowiedzi to: ·Święto rodzinne
Święto obdarowywania się prezentami
Święto miłości
Dla 79% Niemców, Boże Narodzenie jest ważnym świętem rodzinnym.
Ale, czy potrafimy nadto głębiej spojrzeć na to, co stanowi to święto?
Co właściwie będziemy świętować i co znaczy Boże Narodzenie?
Jaką rolę to święto odgrywa dla chrześcijaństwa? Co za Bóg rodzi się wtedy?
Jeśli chcemy znaleźć na te pytania odpowiedzi,
nie pozostaje nam nic innego,
jak tylko spojrzeć do tej historii,
w której mowa jest o tym wydarzeniu.
Jest to opowiadanie o narodzinach dziecka sprzed 2000 laty.
Jak często słyszeliście to opowiadanie?
Ostatni raz tu, przed 15 minutami na naszym nabożeństwie.
W historii tej chodzi o 400 słów
– te 400 słów jednej historii.
Ona nie jest nowa, nie jest pierwszoplanowa (hucznie i głośno opowiadana).
Jest to Bożonarodzeniowe opowiadanie według Łukasza.
Historia, która opowiada, jak nasz Bóg w osobie małego dziecka przychodzi w Palestynie na świat.
Dziecko żydowskich rodziców, którzy byli bez środków do życia,
dziecko, które narodzi się, jak żebrak
i już, jako noworodek musiał uciekać.
Dziecko w ekstremalnej biedzie- jak 600 milionów dzieci dzisiaj.
One umierają z głodu, z powodu wojen, uciekając po całym świecie.
One są wysyłane na wojny, wykorzystywane seksualnie i niemiłosiernie wykorzystywane w pracy za groszowe wynagrodzenie.
Dzieci te zdane są na ucieczkę,
lub też na obozy dla internowanych w Libii, czy gdzieś indziej.
Toną w małych łodziach na Morzu Śródziemnym.
Tak, ten sam los mógł spotkać też to dziecko Boże.
Drodzy słuchacze!
Jak to znieść, wytrzymać, cały ten horror świata ostatnich lat.
To, co muszą przeżywać dzieci na całym świecie i ludzie na obszarach wojennych,
w Syrii, Afryce i ci, którzy muszą uciekać.
Co mówi opowiadanie o narodzinach Jezusa?
Historia, którą my rok w rok słuchamy po to,
by dotarła do naszych serc.
To opowiadanie pozostaje takie samo, ale my się zmieniamy.
Słuchamy jej co rok, przez wszystkie lata.
Ona należy do Bożego Narodzenia i być może potrzeba całego życia,
by z roku na rok trochę więcej zrozumieć,
co się tam wtedy właściwie wydarzyło.
W tym roku, razem z wami chciałbym na to opowiadanie Bożonarodzeniowe spojrzeć z perspektywy Józefa, ojca Jezusa.
Chciałbym zacząć od słomki,
którą być może znaleźliście w swoich śpiewnikach i trzyma już ją w ręku.
Ta słomka pochodzi z kupki słomy,
która znajduje się tu, przed ołtarzem.
Być może jest to słomka taka sama, jak w żłóbku Jezusa.
Zauważcie, jak gładka jest ta słomka.
Do tej pory słomka ta, w kupce słomy była jedną z wielu. Teraz znajduje się tu, w waszej i mojej ręce.
Ona będzie mi przypominać o tym nabożeństwie,
o Bożym Narodzeniu w tym roku.
Kiedyś ją wyrzucę,
wtedy przejdzie do przeszłości.
Ona wróci tam, skąd przybyła.
Jednak teraz, w tej chwili ona jest dla mnie ważna,
teraz, w tym momencie, w święto Bożego Narodzenia 2017 roku.
Przesunę palcami wzdłuż słomki.
Być może pojawi się przy tym jakieś przemyślenie.
Ona jest zadziwiająco oporna
i nie jest absolutnie łatwa do poskromienia.
Ona rządzi się swoimi własnymi prawami.
Ona zgina się tak, jak chce i właściwie nie można jej przyporządkować żadnej normy.
To jest to jedno: ta słomka.
To drugie, to my dzisiejszej nocy, na nabożeństwie z naszymi obrazami i wspomnieniami.
Tu, jesteśmy z naszymi nadziejami, oczekiwaniami, jakie przynosi Boże Narodzenie i z naszą rzeczywistością:
co będzie ze mną- z nami- z naszym partnerem- rodzicami- i przyjaciółmi?
Tu, jesteśmy my ze wszystkimi naszymi obawami i troskami,
które istnieją w naszym społeczeństwie:
– wzmocnienie się radykalnych populistów i krytyków Unii Europejskiej,
– troska o tak wielką liczbę uchodźców
– o brak pieniędzy
– i zwiększającą się przestępczość
– troska o naszą demokrację
– i stabilny rząd.
W Boże Narodzenie, wszystkie te troski i obawy, cała ta rzeczywistość będą się zwiększać, podwajać i potrajać.
W tej rzeczywistości, poza tymi obrazami,
powinno znaleźć się też miejsce dla orędzia, dla dobrej nowiny,
dla tego, co nazywamy Ewangelią.
Chciałbym wam, po prostu opowiedzieć o mężczyźnie,
dla którego to wszystko też nie było zupełnie jasne.
On tak naprawdę niczego nie rozumiał,
najpierw tego, co się wokół niego stało.
On był w związku z kobietą i chciał ją poślubić.
Obydwoje byli szczęśliwi, aż tu nagle kobieta mówi:
jestem w ciąży.
Jak reaguje mężczyzna w ówczesnych czasach?
Czy to nie był wstyd, hańba? On został splamiony?
Wspólne małżeństwo, wspólna przyszłość- to wszystko zostało zaprzepaszczone?
Nadzieja, marzenia- już wszystko przepadło?
A potem mężczyzna ma dziwny sen,
który zmienia jego życie,
ponieważ on zdaje się na to, co się mu przyśniło.
On pojął swój sen, jako orędzie
i posłusznie zaczął tak działać, jak mu przekazano we śnie.
Tu, ten mężczyzna staje się dla mnie obcy, ponieważ nasze
marzenia, nasze sny są ulotne i rzadko stają się motorem naszego działania.
Opowiem wam tę historię dalej:
Ten mężczyzna usłyszał we śnie głos, który powiedział:
zostań przy tej kobiecie, ona urodzi syna.
Znacie tę historie! „Nazwiesz go Jezus”.
To znaczy: „Bóg pomaga”.
Wbrew całemu jego rozumowi i wszystkiemu temu,
jak do tej pory myślał o małżeństwie i męskości,
mężczyzna ten podjął decyzję, że posłucha głosu ze snu.
Tak to właśnie było.
Dla niego nie było to nic dobrego.
On nazywał się Józef i stał na uboczu.
Jeśli byłby słomką, w tej kupce,
my nie moglibyśmy go rozpoznać.
My, wcale byśmy go nie postrzegli,
Józefa, był tak na uboczu.
Kiedy dla wszystkich będzie to „cicha noc, święta noc”,
dla niego nie będzie ona ani cicha, ani święta.
On odczuje swoje rany- i blizny- i rzeczywistość,
która jest okrutna i która zmusza go, by uciekać.
To jest Józef z Bożego Narodzenia,
chociaż on zaufał i zawierzył,
chociaż on był uczciwym, zacnym i pobożnym człowiekiem.
I chociaż spełnił Bożą wolę.
Dla Józefa, pomimo Bożego Narodzenia nie będzie to dobry czas w jego życiu.
On nie mógł pojąć swojego snu i swojego działania.
Łączy go to z jego żoną, Marią,
która też nie rozumie tego, chociaż jest tak blisko.
To jest to tragiczne
– w Boże Narodzenia- i w tej historii.
My, czasami też mamy oczy Jezusa:
To są oczy, które patrzą poza choinkę,
poza palącymi się świeczkami
i poza naszym, nie spełnionym życiem.
Poza wszystkimi, naszymi nadziejami i marzeniami.
Czasami są to oczy Józefa:
– właśnie, w Boże Narodzenie,
– kiedy widzimy jasno i wyraźnie
– jeśli rzeczywistość
– i głód, bieda
– i niesprawiedliwość
– przytłaczają nas podwójnie i potrójnie.
Wtedy życzylibyśmy sobie, właśnie w Boże Narodzenie,
zadowolenia i radosnych oczu.
Być może właśnie oczu dziecka, które promieniują i marzą,
cieszą się z zabawek i rowerku,
a nawet z palących się świeczek.
Tego życzymy sobie na Boże Narodzenie.
To życzenie łączy nas ze wszystkimi ludźmi na świecie:
Życzymy sobie, by tej sztywnej słomki nie trzymać w ręku,
by nie odczuwać tej okrutnej rzeczywistości
i nie patrzeć poprzez nasze tęsknoty,
lecz oczami dziecka,
które potrafią się zapomnieć, umieją marzyć, są zdolne do zachwytu,
w których można zobaczyć pełne nadziei życie.
Jezus znaczy: Bóg- pomaga
i my ludzie czasami to rozumiemy.
My znamy jasne oczy Józefa,
my życzymy sobie oczu dziecka.
Co to ma znaczyć?
Opowiem wam jeszcze jedną historię o miejscach i ludziach,
o których teraz nikt już nie mówi, być może to nam pomoże:
W Rio de Janeiro, Kairze i Kalkucie oraz w innych, wielkich miastach
mieszkają miliony ludzi
i tak mnóstwo śmieci i odpadów, że nasz system wywozu śmieci nie poradziłby sobie.
Oni tam prawie nie wywożą śmieci.
Odpady, śmieci tych, którzy trochę lepiej zarabiają, wywożą dzieci.
One mają po 8,10, 12 lat.
Wcześnie rano jadą ze swoimi wózkami do miasta i zbierają to, co inni wyrzucają:
Resztki jedzenia, śmieci, puszki, stare komputery.
Wszystko to, co można jeszcze, jakość spożytkować.
Wracają potem na swoją górę śmieci.
Żyją tam, w chatach z dykty, drewna i blachy,
w takim smrodzie i niewyobrażalnej nędzy, że aż serce krwawi.
Dzieci te w tych dniach, jak my, świętują Boże Narodzenie,
w swoich chatach, kościele, na śmietniku
– i one są naszymi siostrami i braćmi.
I tu mamy znowu oczy Józefa.
A życzylibyśmy sobie oczu dziecka.
I do tych dzieci tam należy on,
ten syn Józefa- Jezus.
On tam należy, do tej góry śmieci z Rio.
Jest u tych głodujących na ziemi.
On tam należy, do ludzi, którzy cierpią przez wojny
i są dotknięci chorobą.
Tam on należy.
To, że on lepiej czuje się w tych trudnych związkach, niż w tych świetnych i błyszczących
– to
ma coś wspólnego ze słomką.
Wspólne jest to, że on nie da się łatwo złamać,
że jego orędzia nie można zgładzić,
nie można go wypolerować i wygładzić,
pomimo 2000 lat teologicznej, kościelnej i nie wiem jakiej jeszcze próby.
Ze słomką ma jeszcze to wspólnego, że my czasami sięgamy po niego,
ponieważ: „Bóg pomaga”.
On ofiaruje nam oczy Józefa,
a my życzylibyśmy sobie przecież tak bardzo oczu dziecka.
Jednak, być może zabierzemy tę słomkę ze sobą,
być może kiedyś ją uchwycimy,
być może kiedyś staniemy się taką chrześcijańską wiązką słomy,
jako wspólnota naszego Pana.
I być może przeżyjemy Boże Narodzenie,
pomimo, albo właśnie patrząc oczami Józefa.
Tak Bóg budzi w nas, chrześcijan sens dla socjalnej sprawiedliwości w naszym kraju, na ziemi.
– Kiedy bieda, z tego wciąż dla większej ilości dzieci należy do codzienności.
– Kiedy ludzie są bici i torturowani.
– Kiedy wielkie przedsiębiorstwa, pomimo zysków,
– wykorzystują narody,
– niszczą człowieka i środowisko,
– a tysiące zatrudnionych potrafią „zwalniać”, i tym samym doprowadzać do bezrobocia.
Chciałem opowiedzieć o tym Jezusie, o tym: „Bóg pomaga”,
o tym człowieku, którego nie można sklasyfikować:
„Bogu dzięki”.
O tym, który zawsze stoi po stronie tych,
którzy żyją w biedzie i ucisku.
Czasami my też do nich należymy.
Ponieważ, nikt nie powie, że nie odczuwa biedy,
biedy duchowej, tęsknoty na ciele i duszy.
Nasz strach o jutro, to też nasza rzeczywistość.
Jednak często stoimy tez po drugiej stronie i nie odczuwamy tak naprawdę tego szczęścia:
– to, że mamy dach nad głową,
– ciepłe łóżko w zimne dni,
– dni bez głodu,
– ludzi, którzy chcą z nami być,
– mały gest- ktoś się o mnie troszczy,
– ktoś o mnie myśli, właśnie o mnie i dla mnie to czyni.
Do tego dochodzi wielkie szczęście:
– wolność,
– możliwość wyrażania swojego zdania,
– nie cierpię z powodu samowoli państwa,
– jako kobieta nie czuję upokorzenia
– 70 lat żyję w kraju bez wojny-
Droga wspólnoto!
Tymi przemyśleniami chciałem się z wami dzisiaj podzielić.
To nie są wielkie słowa. Pozostańmy skromni i pokorni.
To bardzo pasuje do opowiadania o Bożym Narodzeniu.
To odpowiada dokładnie dziecku w żłóbku.
Być może przypomni nam o tym nasza słomka.
Mam nadzieję, że wy, dzisiaj, czy w następnych dniach popatrzycie
na nią i pomyślicie o Nim.
Życzę wam błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia! Amen.