Kazanie według ewangelii św. Mateusza 18, 1-6.10

Kategoria: Opublikowano: 25 kwietnia, 2018

Autor: Dr Karoline Läger-Reinbold (kościół ewangelicko-luterański)

29.09.2013 w kościele św. Krzyża w Hannover

 

Droga wspólnoto,

Niedawno w pociągu pośpiesznym ICE z południowych

Niemiec w kierunku północnym: wsiadają matka i syn,

obydwoje z wielkimi bagażami. Dźwigają walizki,

torby, torebki, po jakimś czasie znajdują swoje zarezerwowane

miejsca. Sapiąc i dysząc wreszcie się usadowili na swoich miejscach:

Na stolik wędrują ciastka, napoje. Zdejmują buty pod stolikiem,

Wyjmują maskotki jedna za drugą: zwierzaki- przytulanki.

Piesek wędruje na kolana, a miś siedzi przy oknie. A może

Jednak odwrotnie: miś na kolanach, owieczka przy oknie,

a piesek na miejscu obok. Długo to wszystko trwa, aż wreszcie

wszystko jest na swoim miejscu.

 

Potem zaczyna się patrzenie, długie i pełne oddania, gapienie się, oglądanie wszystkiego. Najpierw na rząd siedzeń obok, a potem do przodu i do tyłu, wreszcie przez okno. Patrz, tu, tu , tu! Woła głośno matka i klaszcze w dłonie.

 

Cieszysz się, prawda, mówi syn, odkłada smartfona i zagłębia się w swoją gazetę.

 

I: tak, dobrze słyszeliście, to „tu, tu, tu” mówi starsza dama, całkiem głośno. I te zwierzęta-przytulanki siedzą na kolanach matki, która poza „tu, tu, tu” nie zna żadnej innej mowy. Przynajmniej, kiedy jest w drodze, jadąc tym pociągiem. Syn, wyraźnie ponad 30-letni, towarzyszy jej pełen miłości, cierpliwości i rutyny. Towarzyszy starszej pani, której zachowanie nie odpowiada temu „normalnemu”.

 

Są jak dzieci. Każdy, kto ma krewnego czy znajomego z demencją, wie, co to może oznaczać. Kiedy zapomina się o prostych, codziennych sprawach. Kiedy to, co nowe będzie coraz uboższe. Kiedy pewny siebie, dorosły człowiek staje się osobą wymagającą stałej opieki. Trzeba wsparcia i pomocy, by dla tych niedobrowolnie stających się „komicznymi”, życie miało jeszcze sens. Będąc jak dzieci, oceniając to z tej perspektywy, to rzeczywiście nie jest to piękna przyszłość.

 

Będąc jak dzieci, możliwe, że bezradni, bezbronni, zdani na życzliwość i pomoc innych, kto, by tak chciał?  Już ci najmłodsi uważają, że jest super być tak „jak ci duzi” Ubierać się jak tato czy mama – czy jak Jennifer Lopez. Ubrać szpilki czy też buty sportowe i chodzić po korytarzu, rozmawiając przez komórkę – zabawkę. Chcemy być dorośli, dalej się rozwijać i uczyć się całe życie, by być przez innych traktowanym poważnie, stosownie do wieku.

 

„Wierzyć dorośle” – to był niedawno tytuł inicjatywy EKG (Ewangelickiego Kościoła w Niemczech), gdzie zapraszano do wzięcia udziału w kursach wiary i to jest ciągle aktualne. Są to seminaria, wieczory rozmów czy spotkania – dla dorosłych, którzy poszukują, chcą się wymienić pytaniami dotyczącymi wiary, czy też od nowa poszukują Boga. Są to ludzie, którym chrześcijaństwo i kościół są raczej nieznane i obce lub też ludzie, którzy już długo do niego należą i właśnie dlatego mają wiele pytań. Wierzyć dorośle – za tym też znajduje się myśl, że także i wiara się rozwija i, ze nasze pytania i tematy dotyczące Boga, także zmieniają się w przebiegu nowego życia.

Obraz dobrego, starszego pana o basowym głosie:  z długą białą brodą zamieniony zostanie na dojrzały, oparty na Biblii i wyznaniu, na osobisty odpowiedzialny obraz Boga. Tak właśnie mogłoby to wyglądać.

 

Jednak w realnym życiu wygląda to inaczej, jestem tego pewna. Ponieważ rozpatrując wiarę wciąż mamy do czynienia z trzymaniem się tego starego i myślę, że to wcale nie jest wstydliwe, by się do tego otwarcie przyznać.

 

Wierzyć w Boga, to przecież znaczy, że ja także jako dorosły mogę być dzieckiem u tego Niebieskiego Ojca. Mogę się jemu pokazać z moimi niedoskonałościami i lękami. Mogę swoją odpowiedzialność oddać, Jemu się poddać w zaufaniu, że On się o mnie troszczy. Mogę mu zaufać, On bierze mnie za rękę i pokazuje mi drogę. Ja jako dziecko przeżyłem to z moimi rodzicami, z innymi bliskimi osobami.  To gorące uczucie bycia kochanym, zrozumiałym to uczucie bezpieczeństwa, to przecież należy do wiary.

Dorośle wierzyć – mogłoby też oznaczać: te aspekty dziecięce siebie samego zachować także w wieku dorosłym. Nie wyzbyć się ich, lecz się do nich przyznawać. Nie ukrywać wymagań, uzależnień i potrzeb lecz się do nich przyznawać.

 

Dorośle wierzyć – stać się świadomym postępu i rozwoju, który w wierze uczyniłem. Ma to związek z dojrzałością i wzrastaniem, a nie z wyższością i z przewagą. Kto jest najważniejszy w Królestwie Niebieskim? – tak będzie pytany Jezus. Uczniowie chcą to wiedzieć. I być może w tym pytaniu nie chodzi wcale tak bardzo o własną rangę i ważność, lecz bardziej o zrozumienie jak wygląda ten porządek tam w niebie? My mamy ukształtowany wizerunek Boga siedzącego na swoim tronie, to – kto siedzi najbliżej Jego? To pytanie jest bardzo ludzkie i zrozumiałe. Wszyscy tęsknimy, by być tam, całkiem blisko Niego. Tęsknotę, by być postrzeganym, akceptowanym i kochanym, w tym nie ma nic fałszywego. Odpowiedź Jezusa tego pytania nie odrzuca, ona wyjaśnia; nasze kategorie o górze i dole, o małym i dużym czy tez ważnym i nieznaczącym są Bogu obce.

 

Bóg ustanawia inny porządek, w jego środku stoi mały, bezbronny, potrzebujący opieki i pogardzany.

Dziecko, które według praw ówczesnego społeczeństwa stoi na marginesie lecz jego anioł znajduje się blisko Boga, obraz ten jest plastyczny i piękny. E plastycznym języku Biblii niebo nie jest puste, lecz zamieszkałe przez Bożą energię, która się uosabia i wyraża e postaci Jego posłańców (aniołów). Ta boska energia, Boże zainteresowanie, Jego prezencja i skuteczność znajduje się u słabych a nie silnych. Boża miłość i Jego uwaga należą do biednych, chorych, ludzi z ograniczeniami i problemami. Do tych, którzy wymagają pomocy i tych, którzy znajdują się na marginesie, a nie w środku. Kto tych ludzi nie odseparowuje, kto się o nich troszczy, okazuje im serce, ten jest bliski Boga, – tak mówi Jezus.

 

Wierzyc dorośle, tak, to jest ważne, ale równocześnie liczy się też to, że my możemy być jak dzieci i będziemy jak dzieci wciąż przez Boga kochani. To pozwala odkryć nam solidarność z tymi, którymi już byliśmy i którymi w każdym czasie możemy się też stać.  Z tymi potrzebującymi ochrony i tymi, którzy powinni tę ochronę dawać. Z tymi, których pielęgnacja jest żmudna i ciężka. Boża przychylność i Boża moc odnosi się nie do nas silnych, lecz właśnie do nich. Także, jeśli to wyobrażenie Jego aniołów jest dla nas obce, można je pogodzić z nowoczesnym obrazem świata- będzie to pocieszający i wzmacniający obraz, jak Bóg chce i może działać w naszej teraźniejszości.

Patrzcie, byście nikogo z tych najmniejszych nie wzgardzili, mówi Jezus. Także to, co w naszych oczach jest marne, małe, krzywe i głupie, u Boga ma wielkie powodzenie. Temu możemy zawierzyć.

 

Amen.